sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział VIII Ostatnie pożegnanie

Na sam początek pragnę odpowiedzieć na pytanie Alice w poprzednim poście : pojawiała się informacja, że pojawił się rozdział, ponieważ wstawiłam go przez przypadek, lecz zaraz go usunęłam. Za teraz możecie go sobie poczytać xD

Chciałabym was jeszcze poinformować, że Od 13 do 22 lipca nie będzie rozdziałów, a ja nie będę czytać rozdziałów. Powód? Kolonia! Zapewne nie będę miałam czasu na pisanie lub czytanie przez fona. Informuję was na wszelki wypadek :) To tyle, zapraszam na rozdziałek c:

 ------------------------------------------------------------------------

    - Zaraz, zaraz…Pisze tu, że są jednak i „upadłe” duchy, które nie chcą słuchać poleceń Caile i działają na własną rękę. Są oni nazywani po prostu „upadłymi”. Zazwyczaj próbują zabić Caile, aby przejąć władzę nad duchami, lecz zawsze w tym samym czasie żyje kilka takich czarownic. Według przepowiedni ostatnia z nich ma się urodzić w…tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym szóstym. To mój rok urodzenia… - mruknęłam do siebie. To zmieniało wszystko. Skoro byłam ostatnia, to tym bardziej musiałam uważać, bo inaczej świat pozaziemski byłby zagrożony, a tego nie chciałam. Nienawidziłam, gdy ktoś przez mnie cierpiał.
POMÓŻ MI…
    - Co to było? – zapytałam przestraszona sama siebie. – K-Kelly?
          Nagle, gdy podniosłam głowę, zobaczyłam, że na drugim końcu pokoju stoi jakaś biała postać. Kiedy przyglądnęłam się bardziej, to zauważyłam, że jest mężczyzną na oko w wieku dwudziestu lat. Był wysoki i miał blond włosy. Na początku bardzo się wystraszyłam, lecz po chwili zauważyłam, że on uśmiecha się do mnie. W pewnej chwili ruszył w stronę drzwi i zachęcił mnie ruchem ręki, abym do niego podeszła. Wolnym i niepewnym krokiem ruszyłam za nim. Ponieważ, prawdopodobnie, był duchem, więc nie mógł otworzyć drzwi i musiałam zrobić to za niego. Powoli zszedł po schodach i ruszył w stronę drzwi wyjściowych. Na początku trochę się zawahałam, lecz po chwili otworzyłam drzwi i ruszyłam za mężczyzną. Ponieważ było zimno, to wychodząc z domu założyłam kurtkę.
          Szliśmy tak chyba z dziesięć minut; mężczyzna jakieś dziesięć metrów przede mną. Czułam się nieswojo, gdyż już po jakiś pięciu minutach zanurzyliśmy się w głąb jakiegoś lasu. Mama zawsze powtarzała, że jeśli jakiś facet będzie próbował zaprowadzić mnie do lasu, to mam kopnąć go między nogi i uciec. Chociaż, biorąc na logikę, to nie jest jakiś zwykły mężczyzna, tylko duch.
    -Nie bój się mnie, nic ci nie zrobię. Potrzebuję tylko twojej pomocy – powiedział duch.
    - A więc dlaczego prowadzisz mnie w głąb jakiegoś lasu i to jeszcze wieczorem? – zapytałam drżąc z zimna.
    - Dowiesz się.
    - Ech… - westchnęłam i resztę drogi przebyliśmy w ciszy. Szłam tak, gdy nagle duch się zatrzymał i kucnął przy jakiejś kupce ziemi. Próbował jej dotknąć, jednak jego dłoń przeniknęła przez nią. Chciałam do niego podejść, kiedy nagle znalazłam się w innym miejscu. Była to łąka. W tle było widać dwójkę ludzi: śliczną brunetkę i blondyna, którego duch przyprowadził mnie do tamtego lasu. Siedzieli ukryci w wysokiej trawie i śmiali się z czegoś, kiedy nagle zauważyłam, że podbiega do nich jakiś brunet i uderza kobietę w twarz. Blondyn, chcąc stanąć w obronie dziewczyny, odepchnął mężczyznę od niej, a tamten zaczął na niego krzyczeć. Brzmiało to mniej więcej tak :
    - …Ta dziwka zdradziła mnie z Tobą! Oboje za to zapłacicie!
          Mężczyzna zaraz, gdy to powiedział, od razu się oddalił. Blondyn podbiegł do płaczącej dziewczyny i sprawdził, czy wszystko z nią dobrze. Ta tylko kiwnęła głową i przytuliła się do chłopaka. Chwilkę później wstali i ruszyli w głąb lasu. Poszłam za nimi.
           Szli i rozmawiali o różnych sprawach, póki nie znaleźli się na drodze. Ruszyli wtedy w stronę miasta, kiedy zza drzewa wyskoczył ten brunet, co wcześniej na nich napadł. Jednak tym razem był kompletnie pijany i trzymał nóż w ręce. Najpierw wbił nóż w brzuch chłopaka i rozpruł mu go, a następnie jego rękojeściom uderzył w głowę dziewczyny. Zaraz później wszystko zaczęło się rozmazywać, a ja znalazłam się w tym samym lesie, co wcześniej.
    - Co to było? – zapytałam.
    - Moja przeszłość – mruknął. – Od tamtego czasu cały czas krążę po ziemi w poszukiwaniu kogoś takiego, jak ty…
    - Co mam zrobić?
    - Ta dziewczyna…Chcę po raz ostatni z nią porozmawiać. Musisz jej wszystko wytłumaczyć.
    - Ale jak ja mam ją znaleźć.
    - Kiedy jeszcze żyłem, mieszkała na River Bed 44. Ma na imię Melanie Faver.
    - Zrobię wszystko, co w mojej mocy, ale nic nie obiecuję – oznajmiłam. Zauważyłam, że jego twarz rozpromienił się. – Jak się w ogóle nazywasz?
    - Christian. A ty, o ile się nie mylę, Naomi?
    - Tak – uśmiechnęłam się lekko. – Wybacz, ale będę musiała już iść. Rodzice będą się martwić. Obiecuję, że twoją sprawą zajmę się jutro.
    - Dziękuję. Jesteś prawdziwą Caile – powiedział z lekkim uśmiechem i zniknął. Wtedy zostałam sama. Westchnęłam i, próbując sobie przypomnieć, z której strony przyszłam, ruszyłam do domu. Kiedy znalazłam się na drodze, wolnym krokiem ruszyłam do domu.            Gdy znalazłam się w nim, ściągnęłam kurtkę i cichutko weszłam na górę. W tym czasie zrobiło się dość ciemno. Włączyłam światło w pokoju i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i w samym ręczniku ruszyłam do pokoju. Ubrałam na siebie piżamę i położyłam się do łóżka.
    - Dobranoc Kelly – mruknęłam, a po policzku spłynęła mi zła. Chwilę potem, zasnęłam.

***

          Właśnie jechałam autobusem do szkoły. W uszach miałam słuchawki, a sama byłam zapatrzona w świat za oknem. Myślałam nad tym, jak wytłumaczę tamtej kobiecie to, że duch jej ukochanego poprosił mnie, abym do niej poszła. Przecież uzna mnie za wariatkę. Tylko w takim razie jak mam to załatwić?
          Nie dane mi było więcej rozmyślać, gdyż autobus zatrzymał się, a ja musiałam wysiąść. Tym razem żaden szaleniec z nożem nie obserwował mnie, z czego mogłam się cieszyć. Zwartym krokiem ruszyłam do szkoły. Kiedy znalazłam się na korytarzu, wyjęłam z uszu słuchawki i ruszyłam w stronę schodów, aby przenieść się na drugie piętro, na którym miałam mieć lekcje. Nagle, gdy przeszłam obok Sali trzy, kątem oka zobaczyłam pianino. Szybko odwróciłam głowę w tamtą stronę. Zorientowałam się, że sala trzecia, to sala muzyczna. „Szkoda tylko, że dopiero teraz się dowiaduję” – pomyślałam i weszłam do niej. Od razu zainteresowało mnie pianino. Cudeńko! Zaczęłam badać każdy jego cal opuszkami palców, póki nie usiadłam na ławce przed nim i nie zaczęłam grać.
          Moje palce delikatnie muskały klawisze drewnianego instrumentu. Zaczęły się z niego wydobywać tak dobrze mi znane kolejne nuty. Uwielbiałam tę melodię. Kiedy babcia jeszcze żyła, często mi ją grała. To ona zaraziła mnie fascynacją do tego jakże cudownego instrumentu. Ona nauczyła mnie grać. Sama kiedyś była pianistką, więc można powiedzieć, że uczyłam się u mistrza.
          Melodia działa kojąco na mój zmęczony całym światem umysł. Przymrużyłam oczy i rozkoszowałam się tymi pięknymi dźwiękami. Dzięki nim zapomniałam o całym świecie i mogłam wrócić myślami do odległych o kilka lat czasów. Do tych, kiedy babcia żyła. Doskonale pamiętam, jak cieszyłam się na wieść, że wyjeżdżam do niej na wakacje. Nie wiedziałam wtedy jednak, że to będzie ostatni raz, gdy ją zobaczę. Gdy słyszała, jak gra…Ona umarła. Ale nie umierała w męczarniach. Była szczęśliwa. Odeszła, kiedy grałam jej tę melodię. Zmarła, uśmiechając się. Byłam dumna z tego, że to ja sprawiłam jej tę przyjemność.
          Po moim policzku spłynęła jedna, samotna łza. Pozwoliłam jej płynąć z moich zmęczonych oczu. Zmęczonych całym moim życiem, całym światem, po prostu wszystkim.
          Gdy skończyłam grać ostatnią nutę utworu, usłyszałam, że ktoś mi klaszcze. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że o ścianę opiera się Cole i patrzy na mnie z lekkim uśmiechem.
    - Nie wiedziałem, że mamy w klasie tak uzdolnioną artystkę – powiedział i usiadł obok mnie.
    - Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz – mruknęłam i spuściłam głowę.
    - Posłuchaj – westchnął. – Chciałem cię przeprosić za to, co powiedziałem. Byłem po prostu zdenerwowany i nie wiedziałem, co mówię…
    - Nie, to ja przepraszam – przerwałam mu. – Powinnam zrozumieć to, że Lindsay to jest…była twoja siostra. Znałeś ją o wiele dłużej.
    - Powiedzmy, że tamtej kłótni nie było.
    - Zgadzam się z tym – kiwnęłam głową. – A zmieniając temat, to kiedy jest pogrzeb?
    - Dzisiaj, piętnasta. Będziesz?
    - No jasne – powiedziałam z przekonaniem, lecz zaraz przypomniałam sobie o obietnicy, którą złożyłam Christianowi. – Znaczy mam nadzieję, że dam radę – mruknęłam.
    - Masz inne plany?
    - Można tak powiedzieć, ale postaram się to przełożyć. Mam nadzieję, że Chris to zrozumie – powiedziała. Ostatnie zdanie wymruczałam sama do siebie, jednak Cole i tak to słyszał.
    - Jesteś umówiona? –burknął z lekką irytacją w głosie.
    - A co? Zazdrosny? – zapytałam, na co chłopak zrobił się trochę czerwony. – Nie, to tylko znajomy. Chce, żebym mu w czymś pomogła.
    - No mama nadzieję, bo zrobię się zazdrosny – oznajmił, na co oboje się zaśmialiśmy. Jeszcze chwilę porozmawialiśmy, póki nie zadzwonił dzwonek. Wyszliśmy wtedy z Sali i szybkim krokiem ruszyliśmy na drugie piętro do Sali 18. Ja usiadłam sama w ostatniej ławce od okna, a Cole z Davem.
          Gdy tylko zaczęła się lekcja, otworzyłam okno na oścież i, nie słuchając nauczyciela, podziwiałam widoki za oknem. Nagle do sali wpadł spóźniony Nate. Przeprosił i z uśmiechem na ustach usiadł obok mnie.
    - Hej – mruknął cicho.
    - Hej – odpowiedziałam znużona i dalej wpatrywałam się w drzewo obok szkoły. Jakież ono fascynujące.
PRAWDA?
„Kelly?”
RASH, PANI….
„Przestań z tą panią, bo gdy następnym razem cię spotkam, to nie zawaham się użyć pięści…Tak, to groźba.
TAK, PA…ZNACZY NAOMI.
 „Dobra, później pogadamy. Teraz jestem zajęta jakże interesującą lekcją” – westchnęłam.
DOBRA, NIE PRZESZKADZAM. CHCIAŁEM CI TYLKO POWIEDZIEC, ŻE CAILE MUSI MIEĆ DAR PRZEKONYWANIA. INACZEJ TAMTA KOBIETA PO PROSTU UZNA TO ZA ŻART I WYSTAWI CIĘ NA DRZWI.
„Skąd wiesz o Christianie?” – zmarszczyłam czoło.
PRZECIEŻ JESTEM DUCHEM. JESTEM W TWOIM UMYŚLE I WIEM WSZYSTKO CO MYŚLISZ, LUB CZUJESZ. WIEM NA PRZYKŁAD, ŻE UWAŻASZ, IŻ NATE JEST NAPRAWDĘ PRZYSTOJNY…
„Co?! Nie, to nie prawda! Uważam go po prostu za zwykłego kumpla i koniec tematu!”
INNYM WMAWIAJ, CO CHCESZ, ALE NIE MI. JA WIEM SWOJE I MNIE NIE OSZUKASZ.
„Debil…”
          Reszta czasu, aż do przerwy obiadowej, minęła normalnie. Udawałam, że słucham nauczycieli, a tak naprawdę dumałam. Dumałam o wszystkim, całym sensie życia. Jednak cały czas coś mnie dręczyło. Jakieś dziwne uczucie, które mówiło, że wydarzy się coś, hm…dziwnego? Niemiłego? W każdym razie to uczucie nie wróżyło nic dobrego, jakby ktoś chciał mnie ostrzec, lecz nie mógł mi tego powiedzieć prosto w twarz.
          Kiedy zadzwonił dzwonek zwiastujący przerwę obiadową, wolnym krokiem ruszyłam na stołówkę. Wybrałam sobie jakąś sałatę oraz zwykłą wodę, ponieważ nie byłam głodna. Usiadłam do stolika, przy którym siedzieli już Nate, Cole oraz Nathalie, którzy wesoło konwersowali. Przysłuchiwałam się ich rozmowie. W końcu Nate i Cole odeszli od stolika, a ja zaczęłam rozmawiać z Nati. Ona wypytywała się mnie głównie o to, jak się czuję po wypadku i próbowała poprawić mi humor. Wydawała się być naprawdę wesołą dziewczyną, która bardzo optymistycznie podchodzi do życia. Zazdrościłam jej tego. Nie martwiła się niczym i z podniesioną głową szła przez życie. Chciałam być taka, ale zamiast tego byłam zwykłą pesymistką. A to wszystko przez te wydarzenia, które miały miejsce w ostatnim czasie.
          Ostatnią lekcją tamtego dnia było wychowanie fizyczne. Z powodu tego wypadku nie mogłam ćwiczyć, więc gdy tylko zaczęła się lekcja, dałam usprawiedliwienie nauczycielowi, na co ten tylko kiwnął głową.
          W-f mieliśmy na boisku razem z chłopakami. Powodem tego było to, że większa część dziewczyn z naszej klasy pojechała na mecz piłki ręcznej i w-fista postanowił zrobić nam łączoną lekcję. Chłopakom to oczywiście przeszkadzało, gdyż nauczyciel kazał im zagrać razem z dziewczynami w piłkę nożną.
           Jednak coś bardzo przykuło moją uwagę. Mianowicie Cole, a raczej jego tatuaż. Nie widziałam go wcześniej, gdyż miał go on na prawej ręce, a on do tej pory zawsze nosił długi rękaw.
           Tatuaż przedstawiał zwykła suchą gałąź, a na niej kilka pięknych kwiatów. Niby zwykły, mało oryginalny, lecz był pięknie wykonany. Tak się w niego zapatrzyłam, że nawet nie spostrzegłam się, kiedy skończyła się lekcja. Od razu poszłam do domu, ponieważ była godzina czternasta dziesięć, więc miałam tylko jakieś pół godziny na przebranie się. Dlatego też wysłałam mojemu tacie sms, aby przyjechał po mnie, bo inaczej nie zdążę. Zgodził się, bo wiedział, jakie to dla mnie ważne. W końcu Li to była moja przyjaciółka. Musiałam być na jej pogrzebie.
           
***

          Pochowanie zwłok Lindsay nie trwał długo, dzięki czemu miałam jeszcze trochę czasu, aby pójść do tej kobiet…Melanie. Na pogrzebie została zagrana jednak z ulubionych melodii Li. Był to „Feniks” zespołu „Quo vadis”. O ile się nie mylę, była to Polska piosenka. Lin bardzo ją uwielbiała. Bardzo mnie to zdziwiło, gdyż była to bardzo poważna melodia. Nastolatki w naszym wieku wolą rock, metal, rap, ale nie tak poważną muzykę. W każdym razie ta melodia była piękna. Lindsay na pewno byłaby szczęśliwa, gdyby ją słyszała. Sama mi kiedyś mówiła, że chciałaby, żeby zagrać ją na jej pogrzebie. Widać bratu lub rodzicom także to mówiła.
          W każdym razie do domu wróciłam około szesnastej trzydzieści. Szybko przebrałam się w jakieś luźniejsze ciuchy i zapytałam rodziców, czy mogę wyjść. Trochę ich to zdziwiło, lecz pozwolili mi i kazali wrócić przed dziesiątą. Kiwnęłam głową i chwilkę później byłam już na ulicy. Włączyłam GPS na telefonie i sprawdziłam, gdzie jest ulica River Bed 44. Okazało się, że znajduje się ona zaledwie kilka ulic dalej. Ruszyłam więc wolnym krokiem w tamtą stronę.
          Dom kobiety znalazłam dopiero po jakiś dziesięciu minutach. Znajdował się on w jakiejś uliczce, za drzewami. Na tabliczce przy bramie był napis „River Bed 44”. Czyli trafiłam na odpowiedni adres. Uchyliłam bramkę i podeszłam do drzwi.
    - Cieszę się, że dotrzymałam obietnicy – usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam Christiana. Uśmiechał się lekko w moją stronę.
    - Przecież obiecałam, prawda? – powiedziałam i zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. – Jednak pamiętaj, że nic nie obiecuję.
          Zaraz po tym, gdy to powiedziała, drzwi otworzyła mi jakaś kobieta. Miała na oko około osiemdziesięciu lat. Długie, siwe włosy opadały na jej ramiona, a niska postura była lekko zgarbiona. Wyglądała jak typowa starsza kobieta.
    - Dzień dobry. Czy mieszka tutaj… Melanie Faver? – zapytałam.
    - Tak, to ja, o co chodzi? – odrzekła sucho. Bardzo mnie to zdziwiło. Nie wiedziałam, że ta kobieta będzie aż w tak podeszłym wieku. W takim razie tamta zbrodnia stała się około pięćdziesiąt lat temu. – O co chodzi? – powtórzyła.
    - Wiem, że to, co za chwilę powiem, może wydać się pani jakimś słabym żartem, lecz proszę, aby mnie pani wysłuchała – oznajmiłam. – A więc widzę duchy. Wczoraj ujawnił mi się duch Christiana, pani chłopaka. Poprosił mnie, abym panią znalazła i wytłumaczyła wszystko, co…
    - Jesteś bezczelna! – krzyknęła. – Jak możesz kłamać mi prosto w oczy? I to jeszcze w takiej sprawie? Nie wiem, skąd ty wiesz o tym zabójstwie, ale nie myśl, że uwierzę w takie bajki. – warknęła i próbowała zamknąć drzwi, jednak ja przytrzymałam je stopą.
    - Wiem wszystko w tej sprawie. Wiem też, że nie powiedziała pani policji, że to pani były zabił. Mogę opisać całe to zdarzenie! – krzyknęłam. – On poprosił mnie, abym panią znalazła. Chciał po raz ostatni pożegnać się z panią. Jednak, jeśli pani tego nie chce, nie będę zmuszać. Do widzenia – burknęła, odwróciłam się na pięcie i poszłam w stronę bramki.
    - Poczekaj! – krzyknęła kobieta. Zatrzymałam się. – Skąd wiesz o tym całym zdarzeniu? I o tym, że to Thomas zabił Christiana? – zapytała zaskoczona, na co odwróciłam się w jej stronę.
    - Już pani powiedziałam.
    - Może wejdziesz, to mi to wszystko wytłumaczysz – zaproponowała. Kiwnęła głową i przekroczyłam próg jej domu. Starsza kobieta zaprowadziła ją do salonu, który był utrzymany głównie w kolorach bieli i beżu. – Usiądź.
          Posłuchałam jej. Usadowiłam się na beżowej kanapie i zaczęłam opowiadać wszystko po kolei. Poczynając na spotkaniu Chrisa w domu, a kończąc na jego prośbie i powrocie do domu. Staruszka słuchała mnie z zainteresowaniem i wydawało się, że mi wierzy. Gdy skończyłam, że odzywała się chwilę, jednak zaraz zapytała się mnie, dlaczego ma mi wierzyć.
    - A jaki miałabym interes w tym, aby kłamać? Aby się z pani nabijać? Nie, ja taka nie jestem.
    - Powiedz jej o pierścionku, który znaleźli w mojej kieszeni - rozkazał. - Tego dnia miałem się jej oświadczyć.
    - Co się dzieje?
    - Christian przed chwilą powiedział mi o pierścionku, który znaleźli w jego kieszeni. On był dla pani…chciał się oświadczyć – powiedziałam. Kobieta wyglądała na bardzo zaskoczoną.
    - Jak nie od niego, to skąd miałam to wiedzieć? Przecież nie wypytywałabym się nie wiadomo kogo o takie rzeczy tylko po to, aby sobie z pani zakpić…
    - Wierzę ci – przerwała mi. – Tylko po co on przybył na nasz świat?
    - Nie przybył, tylko krąży po nim od swojej śmierci.
    - Ale po co? - zapytała.
    - Jego ostatnią wolą jest pożegnać się z panią. Właśnie po to tutaj przyszłam. Pomóc mu w tym.
    - Ale...Przecież on przeze mnie nie żyje. To była moja wina.
    - Nie! Powiedz jej, aby tak nie mówiła. Przecież to nie prawda - zaprotestował.
    - Kazał pani powiedzieć, aby pani tak nie mówiła, bo nie uważa, aby to była prawda.
    - Gdzie on jest w tej chwili? - zapytała.
    - Stoi za panią. Trzyma swoją dłoń na pani ramieniu - odpowiedziałam. Kobieta powoli położyła jedną dłoń na prawym ramieniu, jednak przestraszona zaraz ją odsunęła.
    - Co się stało?
    - Poczułam jego rękę - powiedziała przestraszona cały czas patrząc się na mnie. Zdezorientowana popatrzyłam na Chrisa. Ten tylko uśmiechnął się promiennie. - Jak to możliwe?
    - Nie mam pojęcia - mruknęłam. Staruszka wstała z fotela i wpatrywała się w miejsce, w którym stał Christian. Nagle chłopak wyciągnął do niej dłoń. Bardzo zaskoczyło mnie to, że kobieta zauważyła to, ponieważ podała mu rękę. Nagle wokół staruszki owinęła się jakaś biała mgła, która sprawiła, że wyglądała dokładnie tak, jak w tym wspomnieniu. Dokładnie tak, jak na tej łące, kiedy to Christian został zabity. Wpatrywałam się w całe zdarzenie jak zaczarowana. Wyglądało to jak w jakimś filmie fantastycznym.
          Wtem mgła znikła, a Christian podszedł do mnie.
    - Bardzo ci dziękuję za to, że mi pomogłaś. Jestem pewien, że będziesz wspaniałą Caile - powiedział z uśmiechem i zniknął.

---------------------------------------------------------

No, wreszcie skończyłam. Na samym początku chciałabym bardzo podziękować mojej koleżance, Oldze, która dała mi pomysł na tem rozdział. Jestem jej bardzo wdzięczna, gdyż to ona dała mi wenę na rozdział na drugim blogu :) Dziękuję.

Chciałabym również życzyć wam mile spędzonych wakacji i, co najważniejsze, bezpiecznych :)


Kiedy next? Nie wiem! Jestem po prostu załamana pożegnaniem z moją klasą :c Nie dużo brakuje a w jakąś deprechę wpadnę...Nie no, może nie jest aż tak źle xD Ale na pewno jest mi baaardzo przykro :(

wtorek, 3 czerwca 2014

Błagam o wybaczenie :c

          Powiem wprost – zawieszam bloga. Tak, wiem, znowu. Jednak to nie moja wina, nie tym razem.
          No wiecie, koniec roku, a co za tym idzie - nawał pracy. W najbliższym czasie będę mieć co najmniej trzy sprawdziany, na które muszę się bardzo starać, jeśli chcę mieć te piątki z przyrody i histy oraz czwórę z anglika.
          I jest też druga sprawa. Koleżanka cały czas wyciąga mnie do siebie do domu, lub np. na waveboard. Ja po prostu nie mam czasu pisać. Mój dzień wygląda tak, że wracam ze szkoły, odrabiam zadanie, wejdę na chwilkę na kompa i zaraz dzwoni do mnie koleżanka, żebym do niej przyszła. Po za tym rodzice nie pozwalają mi za bardzo siedzieć przed kompem, bo uważają, że powinnam korzystać z ładnej pogody (która ostatnio za bardzo się nie sprawdza) i wychodzić na zewnątrz.
A więc :
Ja, Aśka *nazwisko*, oficjalnie ogłaszam, iż mojego bloga „One day can change everything” zawieszam do dnia 28.06.2014 r.

          Bardzo was przepraszam. Mam nadzieję, że mi wybaczycie...


         I jeszcze jedno. Zmieniłam link do mojego drugiego bloga na http://kamien-alhaidy.blogspot.com/
Wprowadziłam również zmianę w tytule oraz z imieniu planety i imię głównej bohaterki. To tyle :)