No więc powiem wprost! ZAWIESZAM BLOGA.
Wiem, zaczęłam go pisać niedawno, ale ja po prostu nie czuję już takiej przyjemności z pisania, jak kiedyś. Normalnie, to pewnie usunęłabym bloga jak najszybciej i nie dawała znaku życia (xD) ale jak na razie wolę zawiesić bloga. Nie wiem czy powrócę do pisania...
Wiem, wiem. Jestem straszna i nie do wytrzymania (nie raz to słyszałam), ale kobieta zmienną jest, prawda? Z jednak strony strasznie mnie ciągnie do pisania, ale z drugiej...Jakaś siła odpycha mnie i mówi "Nie masz talentu do pisania, idiotko. Lepiej zniknij stąd i daj pisać utalentowanym istotom." (No mniej więcej tak to wygląda). Na przykład teraz ciągnie mnie, aby napisać bloga fantasy, ale nie chcę aby znowu zdarzyło się, że ten blog znudzi mi się po kilku rozdziałach. Szczerze, to mam dość nawet samej siebie. Po prostu dość. Błagam, nie miejcie mi tego za złe. Możecie mnie oczywiście zwyzywać, zasłużyłam. Ale proszę tylko, abyście mi wybaczyły te moje urojenia. Ja po prostu mam zbyt rozbudowaną wyobraźnię i mam bardzo dużo pomysłów które, niestety, nie pasują do bloga, którego prowadzę w tej chwili.
A więc oficjalnie, zawieszam tegoż oto bloga do dnia 1 maja 2014 roku.
Jeszcze raz was bardzo przepraszam, że was męczę nowym blogiem,a tu nagle go zawieszam. Oczywiście teraz też będę pisać, ale, niestety, opowieść fantastyczną tylko dla siebie, która mi się zapewne zaraz znudzi. Nie będę wam miała za złe, jeśli w ogóle już nie będziecie zaglądać na mojego bloga, bo sama bym się wkurzyła na takiego ciula jak ja, który cały czas usuwa, zawiesza i zakłada nowe blogi. Z góry dzięki wszystkim, którzy w ogóle to czytają :) Podziwiam was, że tyle ze mną dotrwałyście :)
poniedziałek, 31 marca 2014
wtorek, 25 marca 2014
Rozdział III Gazeta dla dorosłych
-…Bardzo go
kochałam i myślałam, że on czuje do mnie to samo. Niestety się myliłam. Pewnego
dnia zostałam u niego na noc i…stało się - powiedziała z zażenowaniem. –
Myślałam, że to nie znaczyło nic większego, ale później okazało się, że – tutaj
przerwała i głośno przełknęła ślinę. – zaszłam w ciążę.
Szatynka
popatrzyła na dziewczynę zaskoczona, lecz ta spuściła głowę.
- Ty? W ciąży? –
zapytała i zrobiła wielkie oczy.
- Tak. Mogę
kontynuować? – kiwnęła głową. - No więc
na początku byłam załamana, ale w czasem pogodziłam się z tym. Jednak David nie
chciał pozwolić na to, abym urodziła. Zaczął mnie namawiać, żebym poszła z nim
do jakiegoś jego znajomego, a on pomoże mi usunąć ciąże. Nie zgodziłam się
oczywiście na to, ale on nie odpuścił. Po pewnym czasie po prostu zaczął mi
grozić, że jak się nie zgodzę, to on mnie zabije. Bałam się go, bo wyglądał,
jakby mówił poważnie. Poszłam więc z nim i po kilku godzinach było po
wszystkim. Wreszcie byłam wolna. Na początku czułam się znakomicie i nawet mu
dziękowałam, ale po pewnym czasie…zaczęłam mieć wyrzuty sumienia. To dziecko
zaczęło śnić mi się po nocach, a ja, zamknęłam się w sobie. Od tamtego czasu
nienawidzę, gdy ktoś mnie dotyka, a zwłaszcza, jeśli to jest chłopak, bo
wszystko mi się przypomina – po jej policzku spłynęła łza. – Naprawdę bardzo
tego żałuję. Nigdy nie czułam się tak okropnie – szlochnęła.
Lindsay
wpatrywała się w przyjaciółkę wielkimi oczami. Jej historia była prawdziwa,
lecz jej trudno było w to uwierzyć.
Dziewczyna
westchnęła i przytuliła czarnowłosą. Widziała, że jest jej ciężko. Miała też
lekkie wyrzuty sumienia, bo jednak nie powinna pytać o to przyjaciółki. Naomi
nie lubiła o tym mówić, a nawet nienawidziła.
Aborcja? To
według niej była jedna z najgorszych rzeczy, jakie kiedykolwiek ktoś wymyślił.
Przecież to było okropne odbierać życie drugiemu człowiekowi a zwłaszcza, że
ten człowiek nie miał jak się bronić.
- I…Jest coś
jeszcze… - mruknęła czarnowłosa, oderwała się od szatynki i przetarła łzy. –
Zaraz po tym zerwałam z Davidem, ale on się strasznie wkurzył. Nie mógł w to
uwierzyć, że on tyle dla mnie zrobił, a ja go zostawiłam. No i pewnego dnia,
gdy wracałam wieczorem od koleżanki, to…on mnie napadł, zaciągnął do jakiegoś
zaułka i – zmrużyła oczy – i zgwałcił…
- Nie powinnam cię
o to wszystko pytać – mruknęła szatynka.
- S-spoko –
wychlipała. – Wreszcie mogłam to z siebie wyrzucić
- Zawsze do usług
– zaśmiały się.
- Obiecaj tylko,
że nikomu tego nie powiesz. Chcę, aby to zostało między nami.
- Możesz na mnie
polegać – uśmiechnęła się przyjaźnie. – Ale podziwiam cię, że sobie jakoś z tym
radzisz. Ja bym się od razu załamała.
- I tak gdyby nie
moja rodzina i bliscy nie poradziłabym sobie z tym wszystkim.
Nagle do
kawiarni wszedł jakiś chłopak. Czarnowłosa przetarła oczy i zauważyła, że tym
chłopakiem jest Cole. Jednak nie był sam. Towarzyszyła mu jakaś blond włosa
dziewczyna. Była bardzo ładna. Miała długie, proste włosy sięgające pasa. Jej
duże, zielone oczy pilnie obserwowały wszystko, co działo się dookoła, a
śliczne malinowe usta uśmiechały się do każdego. Nie jedna pozazdrościłaby jej
urody.
Nagle
chłopak zauważyła, że w kawiarni są też jego przyjaciółki. Kazał zaczekać
swojej towarzyszce i podszedł do stolika, pry którym siedziały dziewczyny.
- Spróbuj się
tylko wtrącić, a normalnie zabiję – warknął na Lid, a ta prawie wybuchła
śmiechem.
- Dobrze braciszku
– zaśmiała się, a Cole zmierzył ją wzrokiem i odszedł.
- O co chodzi? I
jaki brat? – zapytała czarnowłosa.
- No bo
widzisz…Cole jest tak jakby moim bratem. Mamy wspólnego ojca, ale inne matki.
- Dlaczego
dowiaduję się o tym dopiero teraz?
- A co to za
różnica? – zapytała. – A co do tego drugiego…Po prostu próbuje odstraszyć
wszystkie jego panny. Powiedzmy, że to taka zemsta. Po prostu kiedyś zakablował
na mnie ojcu i teraz się mszczę. I nawet nie pytaj o co wtedy chodziło, dla
swojego dobra….
- Wolę nie
wiedzieć – odrzekła Naomi i kiwnęła przecząco głową.
- Cieszę się. Może
gdzieś pójdziemy? Na przykład do mnie?
- Nie mam nic
przeciwko. Ale przed dwudziestą drugą muszę być w domu – odrzekła i zaczęła
szukać pieniędzy, aby zapłacić za zamówienie. Lindsay zrobiła to samo. W końcu
zapłaciły za swoje zamówienia i wyszły z budynku. – Daleko mieszkasz?
- Nie. Jakieś
dwieście metrów stąd. Dojdziemy pieszo – odpowiedziała i ruszyły w drogę
rozmawiając o różnych rzeczach. Szatynka nie poruszała więcej tematu aborcji i
gwałtu, z czego Naomi się cieszyła, bo nienawidziła o tym rozmawiać. Ledwo
wydusiła to wszystko z siebie, ale już po prostu nie umiała tego w sobie
trzymać i musiała się komuś wygadać, chodź to było dla niej bardzo trudne.
Pomału zaczynała zapominać o swoich przeżyciach, jednak wiedziała, że ten ślad
w jej psychice nigdy nie zniknie.
Pod dom
szatynki doszły kilka minut później. Właściwie, to nie był dom, tylko
rezydencja. Była koloru białego, lecz w niektórych miejscach było widać
błękitny. Dom charakterystyczny dla typowych fanów baroku. Oczywiście ogród też
był bardzo piękny, ale nie ładniejszy, niż budynek.
- Będziemy tak
stać, czy wejdziemy do środka? – zapytała Lin. Naomi kiwnęła głową i weszły do
środka. – Jestem i przyszłam z przyjaciółką – krzyknęła w głąb domu. Nagle na
dół zszedł wysoki mężczyzna. Był on mniej więcej w wieku ojca Naomi, tyle, że
był wyższy. Na jego twarzy gościł wesoły uśmiech.
- Dzień dobry –
mruknęła cicho czarnowłosa. Mężczyzna uśmiechnął się do dziewczyny i
odpowiedział. Nagle podbiegł do nich jakiś mały chłopiec i przytulił się do nogi Li.
- Hej mały. Jak tam w przedszkolu? - zapytała z uśmiechem.
- Fajnie - uśmiechnął się szeroko. Później przeniósł wzrok na Naomi i zaczął się jej przyglądać. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, co chłopiec odwzajemnił i tym razem przytulił się do nogi czarnowłosej. Dziewczynę trochę to zdziwiło.
- Hej mały. Jak tam w przedszkolu? - zapytała z uśmiechem.
- Fajnie - uśmiechnął się szeroko. Później przeniósł wzrok na Naomi i zaczął się jej przyglądać. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, co chłopiec odwzajemnił i tym razem przytulił się do nogi czarnowłosej. Dziewczynę trochę to zdziwiło.
- My będziemy na
górze – powiedziała i pociągnęła przyjaciółkę do swojego pokoju. Weszły szybko
po schodach i zamknęły się w pokoju dziewczyny. Ściany były koloru zielonego.
Po prawej stronie było okno, a obok szafa na ubrania. Po lewej komoda i kilka
półek a na wprost łóżko i wejście na balkon.
- Chcesz coś do
picia? Do jedzenia? – zapytała.
- Może jakąś wodę
– zaproponowała czarnowłosa. Dziewczyna kiwnęła głową i wyszła z pokoju. Naomi
usiadła wygodnie na łóżku i zaczęła rozglądać się po pokoju. Był naprawę
śliczny.
Nagle drzwi
do pokoju się otwarły i wpadł do nich wielki owczarek szkocki, skoczył na
dziewczynę z wywieszonym językiem i zaczął ją lizać po twarzy. Dziewczyna
śmiała się wniebogłosy, dopóki ktoś nie odciągnął go on niej. Był to Cole.
- Ty to się
wszędzie pchasz. Nawet do mojego domu – mruknął.
- A ty co taki zły? Okres się zbliża? – zażartowała
dziewczyna.
- Hahaha. Bardzo śmieszne – burknął.
- A zmieniając
temat. Co ty tu robisz? Przecież Lin mówiła, że ty mieszkasz z waszą matką.
- Tak, ale matka
ma teraz wyjazd służbowy i mnie u ojca zostawiła. A teraz sorry, ale muszę iść –
mruknął i wyszedł z pokoju razem z psem.
Dziewczynę
trochę zdziwiła ta sytuacja. Chłopak na początku wydawał się być miły, ale teraz
był strasznie opryskliwy.
„Jak widać, pozory mylą” – pomyślała i wzruszyła ramionami. Chwilkę
później do pokoju wróciła szatynka z kubkiem soku pomarańczowego. Usiadła obok przyjaciółki i podała go jej.- To co robimy? - zapytała czarnowłosa. Lindsay chwilkę pomyślała.
- Próbujemy zniszczyć życie mojego brata? - zaproponowała.
- Nawet wiem już jak... - powiedziała niebieskooka z szyderczym uśmiechem.
***
Szybko szły ulicą. Lindsay dalej nie wiedziała jaki plan ma jej przyjaciółka. Wreszcie doszły pod sklep.
- Co masz zamiar zrobić? - zapytała szatynka.
- Podrzucić mu gazetki porno do plecaka - odrzekła dziewczyna ze spokojem. Na początku szatynka wpatrywała się w czarnowłosą, ale w końcu wybuchła nie pohamowanym śmiechem. Ludzie mijający je, patrzyli na nie dziwienie.
- Na-na serio chcesz t-to zro-bić? - zapytała w przerwach między śmiechem. Naomi kiwnęła twierdząco głową. - Myślisz, że ci sprzedadzą?
- Jasne. Przecież nie raz kupowałam, żeby podrzucić swojemu brata do plecaka, kiedy mnie wkurzył. Po za tym tak się składa, że tu pracuje mój znajomy.
- Jakie znajomości - zaszydziła dziewczyna. - Dobra, idź. Wierzę w ciebie i mam nadzieję, że ci się uda.
- Uda się, uda. Tylko nie wiem, czy on na to zasługuje...Wkurzył cię jakoś ostatnio?
- No. Nakablował na mnie. Ojciec nie puścił mnie na imprezę, więc uciekłam przez okno. I on mu o tym wszystkim powiedział, przez co w najbliższym czasie nie dostanę ani od niego ani centa.
- Czyli postanowione. Jak coś, to zwalę na ciebie - zaśmiała się, a szatynka zrobiła obrażoną minę, lecz chwilkę później się rozpogodziła.
- Ale zawsze warto spróbować - oznajmiła dziewczyna i uśmiechnęła się. - Chodź - pociągnęła przyjaciółkę do sklepu i zaczęły szukać potrzebnej gazety. Wzięły ją i podeszły do kasy. - To jest ten twój znajomy? - zapytała, gdy stały w kolejce.
- Tak. Całe szczęście - westchnęła niebieskooka i zaczęły szukać potrzebnego przedmiotu.
- Na serio chcesz marnować na to kasę?
- Jasne. Żeby zobaczyć jego minę, mogłabym nawet wydać całe moje miesięczne kieszonkowe - zaśmiała się i podeszły do kasy. - Hej Chris.
- Naomi? - zapytał zdziwiony chłopak. Był on blondynem o gęstych włosach i piwnych oczach. Był wyższy od dziewczyny o dobre dziesięć centymetrów.
- Właśnie tak. Posłuchaj, mam prośbę. Sprzedasz mi tą gazetę? - poprosiła i pokazała ją blondynowi.
- Znowu chcesz zgnoić Jacoba?
- Nie. Tym razem brata koleżanki - zaśmiała się - To jak?
- Masz pięćdziesiąt procent zniżki.
- Dzieeeeenki - oznajmiła. Podała chłopakowi pieniądze, a gazetę schowała do torby i wyszła ze sklepu. - Tak się to załatwia...
- Jasne. Przecież nie raz kupowałam, żeby podrzucić swojemu brata do plecaka, kiedy mnie wkurzył. Po za tym tak się składa, że tu pracuje mój znajomy.
- Jakie znajomości - zaszydziła dziewczyna. - Dobra, idź. Wierzę w ciebie i mam nadzieję, że ci się uda.
- Uda się, uda. Tylko nie wiem, czy on na to zasługuje...Wkurzył cię jakoś ostatnio?
- No. Nakablował na mnie. Ojciec nie puścił mnie na imprezę, więc uciekłam przez okno. I on mu o tym wszystkim powiedział, przez co w najbliższym czasie nie dostanę ani od niego ani centa.
- Czyli postanowione. Jak coś, to zwalę na ciebie - zaśmiała się, a szatynka zrobiła obrażoną minę, lecz chwilkę później się rozpogodziła.
- Ale zawsze warto spróbować - oznajmiła dziewczyna i uśmiechnęła się. - Chodź - pociągnęła przyjaciółkę do sklepu i zaczęły szukać potrzebnej gazety. Wzięły ją i podeszły do kasy. - To jest ten twój znajomy? - zapytała, gdy stały w kolejce.
- Tak. Całe szczęście - westchnęła niebieskooka i zaczęły szukać potrzebnego przedmiotu.
- Na serio chcesz marnować na to kasę?
- Jasne. Żeby zobaczyć jego minę, mogłabym nawet wydać całe moje miesięczne kieszonkowe - zaśmiała się i podeszły do kasy. - Hej Chris.
- Naomi? - zapytał zdziwiony chłopak. Był on blondynem o gęstych włosach i piwnych oczach. Był wyższy od dziewczyny o dobre dziesięć centymetrów.
- Właśnie tak. Posłuchaj, mam prośbę. Sprzedasz mi tą gazetę? - poprosiła i pokazała ją blondynowi.
- Znowu chcesz zgnoić Jacoba?
- Nie. Tym razem brata koleżanki - zaśmiała się - To jak?
- Masz pięćdziesiąt procent zniżki.
- Dzieeeeenki - oznajmiła. Podała chłopakowi pieniądze, a gazetę schowała do torby i wyszła ze sklepu. - Tak się to załatwia...
***
Do domu dziewczyny wróciły kilka minut później. Chciały skorzystać z okazji, kiedy jej tata pojechał na chwilę do kolegi z pracy. W tej chwili siedziały w kuchni.
- I jak chcesz to załatwić? Przecież nie powiemy, że znalazłyśmy to w jego plecaku, bo będzie uważać, że mu grzebałyśmy w nim - powiedziała szatynka.
- Spokojna twoja rozczochrana. Wystarczy nam twój brat - zaśmiała się czarnowłosa. - Twój młodszy brat i plecak Cole'a są w salonie? - Lin kiwnęła głową. - To chodź. Weź tylko gazetę - rozkazała i zeszły na dół. Colin, brat Lindsay, bawił się w salonie. Wzięły więc plecak Cole, włożyły do niego gazetę i wróciły do salonu. Plecak położyły w miejscu, w którym leżał wcześniej.
- Colin - czarnowłosa zwróciła się do chłopca, a ten popatrzył na nią. - W tym plecaku jest coś bardzo ważnego, wiesz? Dlatego pod żadnym pozorem tego nie ruszaj, dobrze? - blondyn kiwnął głową. Następnie dziewczyn pociągnęła przyjaciółkę do salonu. Usiadły przy stoliku.
- I to tyle? - zapytała zdziwiona Lindsay.
- Zaufaj mi. Znam się na dzieciakach z jego wieku - odrzekła niebieskooka z tajemniczym uśmiechem.
Siedziały tak kilkanaście minut, dopóki do domu nie wszedł tata szatynki. Czarnowłosa zaczęła się śmiać, ale w końcu podeszły do drzwi i zaczęły podsłuchiwać i podglądać rozmowy Colina i taty Lin.
- Co to jest? - zapytał mężczyzna drżącym głosem przechwytując gazetę. - Skąd to masz? - chłopiec wskazał na plecak. - Cole! - krzyknął mężczyzna, a dziewczyny zaczęły turlać się ze śmiechu. Gdy wreszcie się uspokoiły, czarnowłosa rzekła :
- Widzisz? Tak się to robi...
--------------------------------------------------------------
Rozdział nudny i jest jak papier toaletowy - nadaje się tylko do dupy. Takie masło maślane :\
Proszę o SZCZERE opinie. Nie martwcie się. Nie zniechęcicie mnie komentarzami typu "Rozdział beznadziejny!". Wolę usłyszeć szczerą krytykę, niż wymyślone komplementy...
Siedziały tak kilkanaście minut, dopóki do domu nie wszedł tata szatynki. Czarnowłosa zaczęła się śmiać, ale w końcu podeszły do drzwi i zaczęły podsłuchiwać i podglądać rozmowy Colina i taty Lin.
- Co to jest? - zapytał mężczyzna drżącym głosem przechwytując gazetę. - Skąd to masz? - chłopiec wskazał na plecak. - Cole! - krzyknął mężczyzna, a dziewczyny zaczęły turlać się ze śmiechu. Gdy wreszcie się uspokoiły, czarnowłosa rzekła :
- Widzisz? Tak się to robi...
--------------------------------------------------------------
Rozdział nudny i jest jak papier toaletowy - nadaje się tylko do dupy. Takie masło maślane :\
Proszę o SZCZERE opinie. Nie martwcie się. Nie zniechęcicie mnie komentarzami typu "Rozdział beznadziejny!". Wolę usłyszeć szczerą krytykę, niż wymyślone komplementy...
środa, 19 marca 2014
Rozdział II Siniaki
No więc od razu mówię, że ten
rozdział jest strasznie nudny. Cały czas tylko się zastanawiają czy jedna ma
się drugiej zapytać, a druga się zastanawia, czy powiedzieć.
Postanowiłam również, że teraz będę pisać w trzeciej osobie. Po prostu jakoś lepiej mi się pisze. I w góry przepraszam, że rozdział taki krótki.
------------------------------------------------------------------------------
Dziewczyna szła na salę gimnastyczną. Miała mieć w-f, ale ponieważ nie
ćwiczyła, dała nauczycielowi zwolnienie i usiadła na jednym z parapetów i
zaczęła wpatrywać się w widoki na oknem. W pewnej chwili zaczęła powoli odwijać
rękaw swojego swetra, ale tak, aby nikt nie widział. Dziewczyna cicho syknęła z
bólu. Na jej ręce widniały straszne ślady siniaków. Czarnowłosej spłynęła jedna
samotna łza po policzku, lecz ona szybko ją wytarła i poprawiła rękaw. W pewnej
chwili poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Była to Lindsay. Na jej twarzy
widniał wyraz troski i zaniepokojenia. Czarnowłosa się trochę zmieszała, ale w
końcu uśmiechnęła się do niej lekko, przez co dziewczyna się trochę uspokoiła i
wróciła do ćwiczeń. Naomi westchnęła i wróciła do podziwiania widoków na oknem.
Pozostało jej tylko mieć nadzieję, że Lin zapomni o tych siniakach i dziewczyna
nie będzie musiała się tłumaczyć...
***
Szatynka cały w-f
rozmyślała o tym, co zobaczyła na rękach przyjaciółki. Te siniaki nie wyglądały
na takie, które powstały przez zwykłe przewrócenie się. Były bardzo
charakterystyczne dla jakiejś szarpaniny. Jej siostra miała takie kiedyś, kiedy
chciał ją zgwałcić jakiś chłopak, który był w niej po uszy zakochany, więc
wiedziała jak takie wyglądają.
Lindsay bardzo martwiła
się o Naomi mimo, że znała ją zaledwie kilka godzin. Nie zachowywała się jak
inne nastolatki. Wszystkie są zawsze wesołe i starają się poznać jak najwięcej
osób, a ona? Starała się trzymać na uboczu i z nikim nie rozmawiać. Po za tym
wydawała się nie być zainteresowana Colem, mimo że był naprawdę przystojny i
każda się za nim oglądała. Nawet taka dziewczyna jak Lin, musi to przyznać.
Sama na pewno cieszyłaby się głupia, gdyby jako pierwszy zagadał do niej
szatyn. A Naomi nie dość, że była nie zainteresowana, to jeszcze wydawała się
być zażenowana. Jej skwaszona mina mówiła sama za siebie.
Szatynka starała się całą
lekcję mieć przyjaciółkę na oku. Chciała zobaczyć, jak będzie się zachowywać.
Postanowiła również nie mówić o ranach dziewczyny nikomu. Zaraz zaczęłyby się
pytania, kto jej to zrobił i tym podobne, a ona nie chciała jej tego zrobić.
Przecież wtedy Naomi nie miałaby już w ogóle do niej zaufania. Wolała zachować
to dla siebie i później z nią tym porozmawiać na spokojnie. Była prawie
pewna, że przyjaciółka jej nic nie powie, ale przecież musiała spróbować. Nie
miała zamiaru się narzucać, bo doskonale to rozumiała. Przecież prawie w ogóle
się nie znały. Ona też nigdy nie powiedziałaby nic komuś, kogo poznała zaledwie
kilka godzin wcześniej.
***
Kiedy zadzwonił dzwonek, Naomi
wyszła z sali szybkim krokiem starając się unikać wzroku Lin, a nawet jej
nawoływań, aby się zatrzymała. Wiedziała, że dziewczyna w końcu ją złapię i
zapyta wprost, ale wolała jak na razie unikać tego spotkania. Najwyżej dorwie
ją dopiero następnego dnia i wtedy będzie mogła się jakoś wymigać, ale w tamtej
chwili było jej po prostu wstyd. Czuła się tak, jakby przyłapała ją, co
najmniej na zadźganiu jakiegoś człowieka. Po prostu wstydziła się tego, co jej
się stało. Skoro na początku nie chciała o tym mówić nawet własnej matce,
której ufała jak nikomu, to co dopiero jej? Była wręcz pewna, że przyjaciółka
jej nie zrozumie. Nie ufała jej jeszcze na tyle, aby się wygadać. Nikomu w
tamtym momencie nie ufała w takim stopniu, aby się wygadać, wypłakać. Nawet w
obecności matki starała się wydawać twarda, co jej dość dobrze wychodziło.
Gdy weszła do sali, w
której miała mieć język angielski, nie zastała nikogo postanowiła usiąść w
ławce i spokojnie posłuchać muzyki. Puściła piosenkę zespołu Evanescence -
Going under. Ta piosenka zawsze ją uspokajała. Miała w sobie takie coś, co...po
prostu dawało jej siłę. Wydawało się to głupio brzmieć...Piosenka daje moc
dziewczynie, która naprawdę dużo przeżyła. Zwykła piosenka....A jednak.
Naomi marzyła, aby
śpiewać tak, jak ta kobieta, bo sama uważała, że ma okropny głos, co oczywiście
było kłamstwem. Miała wspaniały głos, jednak nikt go jeszcze nie słyszał, prócz
niej. Czarnowłosa miała naprawdę ambitne plany, jeśli chodzi o przyszłość, ale
przestała być taką optymistką, odkąd została skrzywdzona.
Gdy piosenka się
skończyła, dziewczyna schowała telefon i zaczęła zastanawiać się nad tym co
powie Lin, kiedy zapyta się jej o te siniaki. Zastanawiała się nawet nad
powiedzeniem jej prawdy, bo w końcu kiedyś będzie musiała ją wyjawić. Ale w
drugiej strony...Nie wiedziała jak zareaguje dziewczyna. Wydawała się być
naprawdę miłą i wesołą osobą, ale pozory mylą i czarnowłosa przekonała się o
tym na własnej skórze.
- Powiem jej - mruknęła sama do siebie. - Ale
dopiero wtedy, gdy zacznie się o to upominać. I najwyżej po lekcjach -
wzruszyła ramionami i wywróciła oczami. Nie była pewna, czy to dobry pomysł,
ale chciała się komuś wygadać. Po prostu musiała. No wszystko zżerało ją od
środka, a ona wiedziała, że sama sobie z tym nie poradzi.
***
Szatynka szła korytarzem i
rozmyślała. Nie była pewna, czy zapytać o to wszystko Naomi. Przecież
dziewczyna mogła się speszyć. Ale z drugiej strony chciała wiedzieć. Martwiła
się i wolała upewnić się, czy z nią na pewno wszystko w porządku.
Weszła do sali, w której miała
mieć lekcje. Domyśliła się, że ją tam spotka, i nie myliła się. Czarnowłosa
siedziała w ostatniej ławce i patrzyła się w koniuszki butów. Gdy usłyszała
otwierające się drzwi, spojrzała na dziewczynę. Wydawała się być trochę
zestresowana, ale w końcu wstała i podeszła do szatynki.
- Musimy pogadać - zaczęła Lindsay. Naomi spuściła
głowę i westchnęła.
- Wiem - mruknęła i spojrzała spod ukosa na
przyjaciółkę. - Wiem, że chcesz wiedzieć, o co chodzi z tymi sinikami -
szatynka chciała się odezwać, ale ta nie pozwoliła jej dojść do słowa. - Powiem
ci, ale nie teraz. Po lekcjach. Pójdziemy w jakieś spokojniejsze miejsce i
wtedy pogadamy.
- Nie musisz mi się tłumaczyć, jeśli nie chcesz -
odrzekła dziewczyna.
- Ale chcę. I mam nadzieję, że nikomu o tym nie
powiesz. To zostanie między nami - Lin kiwnęła głową. - Jeśli będę gotowa, to
powiem i innym. Na razie wolę się wstrzymać z tym postanowieniem.
- Rozumiem. Ale pamiętaj, że nie naciskam.
- Wiem, wiem - uśmiechnęła się. - Ale teraz o tym
nie gadajmy. Wolę jak na razie o tym nie myśleć.
Uśmiechnęły się do
siebie u siadły w ostatniej ławce. Zaczęły rozmawiać na istotne, i trochę
mniej, tematy. W końcu jedna zadała drugiej pytanie, czy podoba jej się ktoś z
klasy. Lin milczała.
Jej usta przypominały wąską,
prostą linię, a sama wpatrywała się w jakiś punkt przed sobą.
- Nate – burknęła w końcu – Tylko błagam,
nie mów mu.
- Który to?
- Ten szatyn. Czarne rurki, biały sweter…
- Kojarzę – burknęła. -Ale dlaczego nie
chcesz mu tego wyznać? – zapytała czarnowłosa, w tym samym czasie związując
włosy w wysoki kucyk.
- Bo b-boje się jego reakcji…A jeśli na
przykład zacznie się śmiać?
- To znaczy, że jest debilem i niepotrzebnie
zawracałaś sobie nim głowę – wzruszyła ramionami. – Musisz spróbować. Jak to
powtarza mój brat „Kto nie próbuje, ten nie zyskuje”.
- Łatwo ci mówić…Jak ja bym się mu
podobała, to sam wyznałby mi miłość. On już taki jest. Taka prawda.
- No, ale pomyśl…Może ty się mu też
podobasz, ale ma podobny problem, co ty. Nie pomyślałaś? To, że na co dzień jest
typem szaleńca, to nie znaczy, że się nie boi wyznać miłość kobiecie, która mu
się podoba. Nie jesteś jedyną na świecie, której ktoś się podoba, ale boi mu
się to wyznać.
- Trudno. Najwyżej będę sama do końca
życia.
- Ta…Najłatwiej – burknęła czarnowłosa i
wywróciła oczami.
***
Właśnie nadszedł czas, kiedy to Naomi
miała opowiedzieć przyjaciółce o swojej przeszłości. Musiała przyznać, że
trochę się denerwowała tą rozmowa, ale nie mogła się już wycofać. Obiecała, że
wszystko wytłumaczy i postanowiła dotrzymać słowa. Wiedziała, że szatynka nie
nalega, ale wolała mieć to za sobą. Nie ufała jej w stu procentach, ale musiała
się przełamać. Przecież to, że ktoś ją kiedyś skrzywdził nie znaczy, że wszyscy
tacy są. Po za tym Lindsay wydawała się być dziewczyną, której można było
powierzyć swoje tajemnice wiedząc, że ona tego nie wygada.
Dziewczyna wyszła na dziedziniec i
czekała na szatynkę. Nie musiała stać więcej niż dwie minuty, bo przyjaciółka
zaraz wyszła ze szkoły i ruszyły w stronę parku. Całą drogę się do siebie nie
odzywały. Lindsay była pogrążona we własnych myślach, a Naomi próbowała ułożyć
historię swojego życia w logiczną całość, co za każdym razem jej nie wychodzi. W
końcu postanowiła, że będzie improwizować. Najważniejsze tylko, aby dziewczyna zrozumiała,
o co chodzi, a to było pewne.
W końcu doszyły do budynku kawiarni.
Usiadły przy stoliku, który stał w rogu i zaczęły rozmawiać.
- No, więc zaczęło się, jak poznałam
pewnego chłopaka. Jego imię brzmiało David…
---------------------------------------------
Stylówka :
piątek, 14 marca 2014
Rozdział I Przez to co zrobiłam i...co mi zrobili...
Właśnie jechałam samochodem wraz z bratem i rodzicami. Mieliśmy przeprowadzić się z Miami do Nowego Yorku. Pewnie zadajecie sobie pytanie dlaczego? Powiem wam, ale nie teraz. W każdym razie to ze względu na mnie. Moją przeszłość i...tego co zrobiłam oraz co mi zrobiono. To było coś strasznego, niewybaczalnego. Przez to nie mogłam normalnie funkcjonować. Zresztą dalej mam problemy. One nie znikły, ale na pewno lepiej sobie z nimi radzę. Całe szczęście gdy rodzice dowiedzieli się o moim problemie, pomogli mi. Spędzali ze mną dużo czasu, wspierali mnie, zabrali do psychologa. A brat? Nareszcie przestał mi dokuczać. Zamiast tego, stał się troskliwy. I takiej właśnie atmosfery mi brakowało.
- Dojechaliśmy - z rozmyślań wyrwał mnie głos mojej mamy. Była to szczupła, wysoka szatynka o krótkich włosach i zielonych oczach. Uśmiechała się szeroko. Wszyscy mi mówili, że to po niej odziedziczyłam urodę z czego byłam wręcz dumna.
Wyszłam z samochodu. Przede mną stał piękny, duży dom, za którym znajdowało się mnóstwo drzew. Coś w stylu lasu.
- Podoba się? - zapytał tata. Był to wysoki mężczyzna o kruczoczarnych, gęstych włosach na których już było widać kilka siwych kosmyków.
- I to jak - powiedziałam z uśmiechem. Wyciągnęłam w bagażnika moje dwie walizki i po jeden zaczęłam zanosić je przed drzwi domu. Mój brat powiedział, że on przyniesie pudła z resztą moich rzeczy. Stanęłam więc przed furką, kiedy podbiegł do nas owczarek niemiecki, Airon. Kucnęłam i zaczęłam go głaskać. Ten wywiesił język i zaczął wesoło machać ogonem.
- Kochanie, pomóż bratu. Przecież te kartony zaraz go przygniotą - powiedziała mama.
- I tak pan wielkie ego nie będzie chciał mojej pomocy – burknęłam.
- To przynajmniej wnieś wszystkie pudła i walizki do domu. Tu masz klucz - powiedziała i podała mi przedmiot. Podeszłam do drzwi i przekręciłam klucz w zamku. Dom od środka był na prawdę piękny. Korytarz był w kolorze zielonym. Po prawej stronie stała szafka na buty i wieszaki, a na lewej na ścianie wisiało wielkie lustro.
Zaczęłam po jednej walizce zanosić do salonu. Był on w kolorze ciemno-fioletowym. Były w nim głownie białe meble. Wszystkie pudła i walizki położyłam w salonie, a swoje rzeczy zaniosłam na górę. Chciałam je dać do mojego pokoju, tylko który to mój pokój? Eh...dobre pytanie.
Podeszłam do okna na korytarzu i otworzyłam je. Całe szczęście to okno było od strony drogi.
- Mamo! Które drzwi są do mojego pokoju?! - zawołałam. Moja rodzicielka pomyślała chwilkę.
- Białe drzwi. Pokój jest koloru fioletowego - odrzekła. Podziękowałam jej i zamknęłam okno. Białe drzwi, białe drzwi...Są! Białe drzwi. Otworzyłam je. Pokój, który się za nimi znajdował, był prześliczny. Ciemny fiolet na ścianach u dołu, zmieniał się w jasny. Czyli ściany w różnych odcieniach. Wyglądało to cudownie.
Naprzeciwko mnie znajdowało się biurko nad którym było okno. Po jego lewej stronie w kącie były drzwi na balkon. Przy lewej ścianie stało dwuosobowe łóżko i komoda, a przy lewej ścianie - duża szafa i drzwi do łazienki. Na samym środku podłogi w białe panele, leżał puchaty, fioletowy dywan. Meble głownie były białe lub jasno-fioletowe.
Pokój naprawdę mi się spodobał. Jednak najlepsze było to, że z mojego okna był przepiękny widok na łąkę, a troszkę dalej - na jezioro. Myślałam, że popłaczę się ze szczęścia. Wreszcie mogłam zapomnieć o wszystkim. Wyciszyć się.
Zaczęłam się rozpakowywać. Ubrania włożyłam do szafy, kosmetyki i tym podobne do łazienki, a resztę do szafek i na półki. Gdy skończyłam, wybiła godzina piętnasta trzynaście. Postanowiłam zejść do kuchni, aby coś zjeść. Mój brat, jak zwykle, gadał przez telefon z kumplem, tata oglądał telewizję, a mama robiła obiad. Usiadłam przy stole w kuchni.
- Rozpakowałaś się już? - zapytała. Kiwnęłam głową. - Pamiętaj, że jutro idziecie do szkoły. Ja i tata idziemy do pracy, więc napiszę wam na kartce adres. Włączycie sobie GPS w samochodzie i jakoś dojedziecie, dobrze?
- Nie ma sprawy. Najwyżej będziemy pół godziny krążyć po całym mieście i w końcu i tak nie znajdziemy tej szkoły - powiedziałam z szerokim uśmiechem. Matka zrobiła minę typu "Are you fucking kidding me?" na co wybuchłam śmiechem.
- A ty zamiast się śmiać, poszłabyś do sklepu po parmezan - powiedziała.
- Mogę iść, tylko najpierw powiedz mi, gdzie jest sklep - odrzekłam.
- Jak wychodzisz z domu, to idziesz ścieżką do głównej drogi. Następnie skręcasz w lewo i dalej już powinnaś zobaczyć sklep - oznajmiła. - Przy okazji kup chleb i mleko. Tu masz pieniądze - z kieszeni spodni wyjęła banknot studolarowy i podała mi go.
- Ok. Jak się zgubię, to do ciebie zadzwonię - zaśmiałam się i wyszłam. Od domu do głównej drogi miałam jakieś dwieście metrów. Ruszyłam więc w tamtą stronę. Gdy znalazłam się przy głównej drodze, spojrzałam w lewo. Kilkaset metrów ode mnie był znajdował się duży sklep. Ruszyłam z jego stronę. Kiedy znalazłam się w środku, wzięłam koszyk i zaczęłam szukać potrzebnych rzeczy. Parmezan, chleb, mleko i przy okazji wzięłam także sok. Poszłam do kasy i zapłaciłam za wszystko. Wyszłam ze sklepu i ruszyłam z powrotem do domu. Gdy doszłam pod drzwi, otworzyłam je i weszłam do kuchni. Zakupy położyłam na stole kuchennym.
- Mamo, widziałaś mój plan lekcji? – zapytałam w pewnej chwili. Mama pokręciła głową z dezaprobatą i podeszła do stołu. Podniosła gazetę, która na nim leżała. Pod nią leżał mój plan. – Dzięki – odrzekłam i wzięłam go do ręki. Informatyka, matematyka, historia, plastyka, w-f, język angielski i wos. Lekcje do czternastej piętnaście. Nie jest źle.
Po jakieś pięciu minutach obiad był gotowy, więc zasiedliśmy do stołu. Szybko zjadłam swoje risotto i postanowiłam iść z Aironem nad jezioro. Związałam włosy w wysokiego kucyka i poczłapałam nad wodę. Usiadłam nad brzegiem a stopy zanurzyłam w wodzie. Raczej mało osób wiedziało o tym jeziorku, ponieważ zaraz przy drodze jest coś w stylu gęstego lasku, przez którego nie widać nic, co jest po drugiej stronie.
Nawet jeszcze nie powiedziałam, jak mam na imię. No więc jestem Naomi i pod koniec grudnia, czy trzy miesiące temu, skończyłam siedemnaście lat. Jestem raczej opanowana i spokojna. Uczę się dość dobrze. Moich rodziców praktycznie nie ma w domu. Mama pracuje jako przedstawiciel handlowy, więc często wyjeżdża służbowo. Za to tata jest adwokatem. Praktycznie w ogóle nie mają dla mnie czasu. Ale rozumiem to. Pracują tyle, aby mi i mojego bratu zagwarantować wszystko. Ubrania, jedzenie, dom i tym podobne. I to za jestem im bardzo wdzięczna.
Gdy wybiła godzina dziewiętnasta, postanowiłam wracać. Zawołałam Airona, która taplał się w wodzie i wróciliśmy do domu. Jeszcze przed wejściem wytarłam psa dokładnie ręcznikiem i otworzyłam drzwi. Od razu poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kanapki. Następnie poszła do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i odpaliłam laptopa. Weszłam na facebooka, aska i na jakieś inne strony, dopóki około dwudziestej drugiej nie zrobiłam się śpiąca. Poszłam więc do łazienki, po drodze zgarniając z szafy piżamę. Wzięłam prysznic, ubrałam się i stanęłam przed lustrem.
Zobaczyłam w nim dość wysoką, mniej więcej metr siedemdziesiąt wzrostu, szczupłą brunetkę. Była dość ładna. Tak, to właśnie ja. Lubiłam swój wygląd. Dużo dziewczyn w starej szkole zazdrościło mi wyglądu., chodź nie byłam aż tak piękna.
Przeczesałam włosy i położyłam się do łóżka. Ziewnęłam jeszcze i chwilkę później zasnęłam.
Obudził mnie ciepły język na moim policzku. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Airona. Odsunęłam go od siebie i przeciągnęłam się. Spojrzałam na zegar. Szósta pięćdziesiąt. Postanowiłam wstać. Wyjęłam z szafy czarną koszulkę, legginsy z widokiem drogi mlecznej i szare buty na obcasach. Z tym poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam włosy, wysuszyłam je i ubrałam wcześniej przygotowane ciuchy. Włosy uczesałam, ułożyłam grzywkę i postanowiłam zostawić rozpuszczone. Wyszłam z łazienki, spakowałam książki i zeszłam na dół. Weszłam do kuchni i zrobiłam sobie dwa tosty z nutellą. Do picia wzięłam mleko.
- Rodzice zostawili adres tej szkoły? – zapytałam Jacoba, kiedy zszedł na dół.
- Tia – mruknął zaspany. – Najlepiej będzie, jak wyjedziemy wpół do ósmej, bo zanim znajdziemy tą szkołę, to pomimo gps’a, dojedziemy tam w jakąś godzinę.
- To jedz szybko, bo jest już dwadzieścia pięć po – powiedziałam i pochłonęłam jedną z moich kanapek (Nie w całości.)
- Dobra uwaga – zwrócił się i zaczął smarować tosty. Gdy zjedliśmy, była już siódma czterdzieści pięć. Wyszliśmy więc z domu i wsiedliśmy do samochodu. Oczywiście prowadził mój brat. Nie miałam ochoty kłócić się z nim o kierownicę. Po za tym to było jego auto.
Ruszyliśmy. Cały czas kierowałam Jaca, przez co, jakimś cudem, ani razu nie zabłądziliśmy. Mój brat zaparkował auto i weszliśmy do szkoły, w której postanowiliśmy się rozdzielić. Jacob poszedł pod swoją klasę, a ja pod swoją. Po drodze schowałam jeszcze swoje rzeczy do szafki i zaczęłam iść w stronę Sali, kiedy ktoś mnie potrącił i wszystkie książki, jakie miałam w torbie, wypadły mi na podłogę.
- Kurwa – mruknęłam i kucnęłam, aby posprzątać książki. Nagle podbiegł do mnie chłopak, który mnie potrącił. Zaczął pomagać mi sprzątać.
- Sorry. Serio nie chciałem – powiedział. Gdy została ostatnia książka, oboje po nią sięgnęliśmy, przez co nasze dłonie się zetknęły. Drgnęłam. Nienawidziłam, po prostu nienawidziłam, gdy ktoś mnie dotykał. Zwłaszcza, jeśli to był chłopak.
Chłopak podał mi książki, które szybko wsadziłam do torby.
- Cole – oznajmił i uśmiechnął się szeroko.
- Naomi – mruknęłam cicho i przyglądnęłam się chłopakowi. Na oko, był w moim wieku. Wysoki, około metr osiemdziesiąt pięć, i dość ładny. Miał jasno-brązowe, gęste włosy i piwne oczy. Zauważyłam, że większość dziewczyn, po prostu rozbierała go wzrokiem. Żałosne.
- Nowa? – zapytał.
- Jak widać – oznajmiłam i wysiliłam się na uśmiech. Nagle podbiegła do nas jakaś blondynka i dosłownie się na mnie rzuciła z pięściami.
- Odczep się od niego! – krzyknęła i chciała mnie uderzyć, ale ten Cole czy jak mu tam, odciągnął ją. Ja patrzyłam się na nią jak na wariatkę.
- Weź się kobieto uspokój – warknął chłopak.
- O boże! On powiedział do mnie kobieto – pisnęła zachwycona. Szatyn pokręcił głową z dezaprobatą , puścił dziewczynę, złapał mnie za rękę i wyciągnął spoza tłumu. Oczywiście wyswobodziłam się z jego uścisku, bo jak już mówiłam, nienawidzę, jak ktoś mnie dotyka.
- Możesz mi powiedzieć, co to było? – zapytałam, kiedy wyszliśmy z liceum i usiedliśmy na ławce.
- To laska z wymiany z Niemiec. Cały czas za mną chodzi. Gdy tylko odezwę się do jakiejś dziewczyny, to ona zaraz zaczyna jej grozić. Normalnie psycholka. Całe szczęście jutro już jej nie będzie – westchnął i schował twarz w dłonie.
- Ja na twoim miejscu upokorzyłabym ją przed całą szkoła, na co ona zrobiłaby tradycyjnego „focha” i więcej by na ciebie nie spojrzała.
- Myślisz, że nie próbowałem? - odrzekł. – I tak w ogóle, to sorry za nią. Moja wina.
- Spoko. Nie ma sprawy. Nie twoja wina – uśmiechnęłam się. W tej właśnie chwili zadzwonił dzwonek. Postanowiliśmy pójść do sali. Usiadłam przy jednyn z komputerów. Obok mnie usiadła jakaś czarnowłosa dziewczyna. Była bardzo ładna. Ciemne, proste włosy sięgały jej za biust. Ona Sama była niższa ode mnie o jakieś trzy, cztery centymerty.
- Hej. Jestem Evelyne, ale mów mi Eva - odrzekła z uśmiechem i podała mi rękę.
- Naomi - powiedziałam i również wysiliłam się na uśmiech.
- I jak, podoba się w naszej szkole? - zapytała.
- Nie licząc jakieś dziewczyny, która chciała mnie zabić, to jest nawet fajnie - burknęłam. Dziewczyna zwinęła usta w podkówkę.
- Kathrina? Ta z wymiany? - kiwnęłam głową. Dziewczyna westchnęła. - To jakaś psychopatka. Kiedyś podarła mi bluzkę tylko dlatego, że zapytałam się o coś Cole'a - odrzekłam. Na to tylko się skrzywiłam.
- Boże... - westchnęłam i zrobiłam face palma.
Resztę lekcji przegadałam razem z Evą. Okazała się byś naprawę miłą i zarażającą optymizmem dziewczyną. Gdy zadzwonił dzwonek na przerwę, szybko wyszłyśmy z klasy. Chciałam pójść na dziedziniec, ale ciemnowłosa pociągnęła mnie do jednej z sal biologicznych. Siedziały w niej dwie dziewczyny ; jedna z nich miała ciemnobrązowe, kręcone włosy, a druga wręcz czarne, proste, które związała w kucyk na boku. Były mniej więcej mojego wzrostu. No może troszkę niższe. Dziewczyna pociągnęła mnie w ich stronę.
- Hej. To ty jesteś ta nowa? Ja jestem Maja – przedstawiła się prostowłosa. – A to jest Lindsay – wskazała na dziewczynę obok.
- Mów mi Li – dodała ciemnowłosa.
- Naomi – odrzekłam i podałam jej dłoń, którą zaraz uścisnęła.
- Jesteś tu dopiero jakąś godzinę, a już Kathina zdążyła się na ciebie rzucić – oznajmiła Li.
- Jak widać – burknęłam. – To w tej szkole już nie można się odezwać do żadnego chłopaka?
- Tylko do Cole’a nie – zaśmiała się. – Facet ma przerąbane. Ja na jego miejscu bym się normalnie powiesiła, gdyby taka jebnięta laska za mną latała. A uwierz, wiem co mówię. Jej brat też tu jest i zakochał się w Mai – wzrokiem wskazała na czarnowłosą. Tamta tylko wywróciła oczami. – Tylko że on, w porównaniu do siostrzyczki, jest ładny i normalny. I wiesz Majka – zwróciła się do dziewczyny. – nawet do niego pasujesz.
- Chciałam ci tylko przypomnieć, że mam chłopaka.
- Twojego Maxa – zaśmiała się. – Och! Ach! Ech! – teraz wybuchła niepohamowanym śmiechem. Eva również. Jedynie Majce zrzedła mina.
- Też bym się śmiała, gdyby ktoś raczył mi powiedzieć, o co chodzi… - mruknęłam. – Chociaż nie. Wystarczy mi, że się domyślam.
- Bardzo dobrze, bo nie chcę, abyś miała tak zrytą banię, jak my – odrzekła Lidnsay. Maja mruczą jakieś przekleństwa pod nosem i siedziała z naburmuszoną miną. – No już, Majka. Nie dąsaj się. Tylko żartowałam.
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne – burknęła ironicznie.
Gdy na nie patrzyłam, miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Wreszcie zapominałam o wszystkim. Czułam, że mogłam odnaleźć w nich prawdziwe przyjaciółki, którym będę mogła się wygadać i powiedzieć o tym, co zrobiłam i co mi zrobiono…
- Dojechaliśmy - z rozmyślań wyrwał mnie głos mojej mamy. Była to szczupła, wysoka szatynka o krótkich włosach i zielonych oczach. Uśmiechała się szeroko. Wszyscy mi mówili, że to po niej odziedziczyłam urodę z czego byłam wręcz dumna.
Wyszłam z samochodu. Przede mną stał piękny, duży dom, za którym znajdowało się mnóstwo drzew. Coś w stylu lasu.
- Podoba się? - zapytał tata. Był to wysoki mężczyzna o kruczoczarnych, gęstych włosach na których już było widać kilka siwych kosmyków.
- I to jak - powiedziałam z uśmiechem. Wyciągnęłam w bagażnika moje dwie walizki i po jeden zaczęłam zanosić je przed drzwi domu. Mój brat powiedział, że on przyniesie pudła z resztą moich rzeczy. Stanęłam więc przed furką, kiedy podbiegł do nas owczarek niemiecki, Airon. Kucnęłam i zaczęłam go głaskać. Ten wywiesił język i zaczął wesoło machać ogonem.
- Kochanie, pomóż bratu. Przecież te kartony zaraz go przygniotą - powiedziała mama.
- I tak pan wielkie ego nie będzie chciał mojej pomocy – burknęłam.
- To przynajmniej wnieś wszystkie pudła i walizki do domu. Tu masz klucz - powiedziała i podała mi przedmiot. Podeszłam do drzwi i przekręciłam klucz w zamku. Dom od środka był na prawdę piękny. Korytarz był w kolorze zielonym. Po prawej stronie stała szafka na buty i wieszaki, a na lewej na ścianie wisiało wielkie lustro.
Zaczęłam po jednej walizce zanosić do salonu. Był on w kolorze ciemno-fioletowym. Były w nim głownie białe meble. Wszystkie pudła i walizki położyłam w salonie, a swoje rzeczy zaniosłam na górę. Chciałam je dać do mojego pokoju, tylko który to mój pokój? Eh...dobre pytanie.
Podeszłam do okna na korytarzu i otworzyłam je. Całe szczęście to okno było od strony drogi.
- Mamo! Które drzwi są do mojego pokoju?! - zawołałam. Moja rodzicielka pomyślała chwilkę.
- Białe drzwi. Pokój jest koloru fioletowego - odrzekła. Podziękowałam jej i zamknęłam okno. Białe drzwi, białe drzwi...Są! Białe drzwi. Otworzyłam je. Pokój, który się za nimi znajdował, był prześliczny. Ciemny fiolet na ścianach u dołu, zmieniał się w jasny. Czyli ściany w różnych odcieniach. Wyglądało to cudownie.
Naprzeciwko mnie znajdowało się biurko nad którym było okno. Po jego lewej stronie w kącie były drzwi na balkon. Przy lewej ścianie stało dwuosobowe łóżko i komoda, a przy lewej ścianie - duża szafa i drzwi do łazienki. Na samym środku podłogi w białe panele, leżał puchaty, fioletowy dywan. Meble głownie były białe lub jasno-fioletowe.
Pokój naprawdę mi się spodobał. Jednak najlepsze było to, że z mojego okna był przepiękny widok na łąkę, a troszkę dalej - na jezioro. Myślałam, że popłaczę się ze szczęścia. Wreszcie mogłam zapomnieć o wszystkim. Wyciszyć się.
Zaczęłam się rozpakowywać. Ubrania włożyłam do szafy, kosmetyki i tym podobne do łazienki, a resztę do szafek i na półki. Gdy skończyłam, wybiła godzina piętnasta trzynaście. Postanowiłam zejść do kuchni, aby coś zjeść. Mój brat, jak zwykle, gadał przez telefon z kumplem, tata oglądał telewizję, a mama robiła obiad. Usiadłam przy stole w kuchni.
- Rozpakowałaś się już? - zapytała. Kiwnęłam głową. - Pamiętaj, że jutro idziecie do szkoły. Ja i tata idziemy do pracy, więc napiszę wam na kartce adres. Włączycie sobie GPS w samochodzie i jakoś dojedziecie, dobrze?
- Nie ma sprawy. Najwyżej będziemy pół godziny krążyć po całym mieście i w końcu i tak nie znajdziemy tej szkoły - powiedziałam z szerokim uśmiechem. Matka zrobiła minę typu "Are you fucking kidding me?" na co wybuchłam śmiechem.
- A ty zamiast się śmiać, poszłabyś do sklepu po parmezan - powiedziała.
- Mogę iść, tylko najpierw powiedz mi, gdzie jest sklep - odrzekłam.
- Jak wychodzisz z domu, to idziesz ścieżką do głównej drogi. Następnie skręcasz w lewo i dalej już powinnaś zobaczyć sklep - oznajmiła. - Przy okazji kup chleb i mleko. Tu masz pieniądze - z kieszeni spodni wyjęła banknot studolarowy i podała mi go.
- Ok. Jak się zgubię, to do ciebie zadzwonię - zaśmiałam się i wyszłam. Od domu do głównej drogi miałam jakieś dwieście metrów. Ruszyłam więc w tamtą stronę. Gdy znalazłam się przy głównej drodze, spojrzałam w lewo. Kilkaset metrów ode mnie był znajdował się duży sklep. Ruszyłam z jego stronę. Kiedy znalazłam się w środku, wzięłam koszyk i zaczęłam szukać potrzebnych rzeczy. Parmezan, chleb, mleko i przy okazji wzięłam także sok. Poszłam do kasy i zapłaciłam za wszystko. Wyszłam ze sklepu i ruszyłam z powrotem do domu. Gdy doszłam pod drzwi, otworzyłam je i weszłam do kuchni. Zakupy położyłam na stole kuchennym.
- Mamo, widziałaś mój plan lekcji? – zapytałam w pewnej chwili. Mama pokręciła głową z dezaprobatą i podeszła do stołu. Podniosła gazetę, która na nim leżała. Pod nią leżał mój plan. – Dzięki – odrzekłam i wzięłam go do ręki. Informatyka, matematyka, historia, plastyka, w-f, język angielski i wos. Lekcje do czternastej piętnaście. Nie jest źle.
Po jakieś pięciu minutach obiad był gotowy, więc zasiedliśmy do stołu. Szybko zjadłam swoje risotto i postanowiłam iść z Aironem nad jezioro. Związałam włosy w wysokiego kucyka i poczłapałam nad wodę. Usiadłam nad brzegiem a stopy zanurzyłam w wodzie. Raczej mało osób wiedziało o tym jeziorku, ponieważ zaraz przy drodze jest coś w stylu gęstego lasku, przez którego nie widać nic, co jest po drugiej stronie.
Nawet jeszcze nie powiedziałam, jak mam na imię. No więc jestem Naomi i pod koniec grudnia, czy trzy miesiące temu, skończyłam siedemnaście lat. Jestem raczej opanowana i spokojna. Uczę się dość dobrze. Moich rodziców praktycznie nie ma w domu. Mama pracuje jako przedstawiciel handlowy, więc często wyjeżdża służbowo. Za to tata jest adwokatem. Praktycznie w ogóle nie mają dla mnie czasu. Ale rozumiem to. Pracują tyle, aby mi i mojego bratu zagwarantować wszystko. Ubrania, jedzenie, dom i tym podobne. I to za jestem im bardzo wdzięczna.
Gdy wybiła godzina dziewiętnasta, postanowiłam wracać. Zawołałam Airona, która taplał się w wodzie i wróciliśmy do domu. Jeszcze przed wejściem wytarłam psa dokładnie ręcznikiem i otworzyłam drzwi. Od razu poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kanapki. Następnie poszła do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i odpaliłam laptopa. Weszłam na facebooka, aska i na jakieś inne strony, dopóki około dwudziestej drugiej nie zrobiłam się śpiąca. Poszłam więc do łazienki, po drodze zgarniając z szafy piżamę. Wzięłam prysznic, ubrałam się i stanęłam przed lustrem.
Zobaczyłam w nim dość wysoką, mniej więcej metr siedemdziesiąt wzrostu, szczupłą brunetkę. Była dość ładna. Tak, to właśnie ja. Lubiłam swój wygląd. Dużo dziewczyn w starej szkole zazdrościło mi wyglądu., chodź nie byłam aż tak piękna.
Przeczesałam włosy i położyłam się do łóżka. Ziewnęłam jeszcze i chwilkę później zasnęłam.
Obudził mnie ciepły język na moim policzku. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Airona. Odsunęłam go od siebie i przeciągnęłam się. Spojrzałam na zegar. Szósta pięćdziesiąt. Postanowiłam wstać. Wyjęłam z szafy czarną koszulkę, legginsy z widokiem drogi mlecznej i szare buty na obcasach. Z tym poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam włosy, wysuszyłam je i ubrałam wcześniej przygotowane ciuchy. Włosy uczesałam, ułożyłam grzywkę i postanowiłam zostawić rozpuszczone. Wyszłam z łazienki, spakowałam książki i zeszłam na dół. Weszłam do kuchni i zrobiłam sobie dwa tosty z nutellą. Do picia wzięłam mleko.
- Rodzice zostawili adres tej szkoły? – zapytałam Jacoba, kiedy zszedł na dół.
- Tia – mruknął zaspany. – Najlepiej będzie, jak wyjedziemy wpół do ósmej, bo zanim znajdziemy tą szkołę, to pomimo gps’a, dojedziemy tam w jakąś godzinę.
- To jedz szybko, bo jest już dwadzieścia pięć po – powiedziałam i pochłonęłam jedną z moich kanapek (Nie w całości.)
- Dobra uwaga – zwrócił się i zaczął smarować tosty. Gdy zjedliśmy, była już siódma czterdzieści pięć. Wyszliśmy więc z domu i wsiedliśmy do samochodu. Oczywiście prowadził mój brat. Nie miałam ochoty kłócić się z nim o kierownicę. Po za tym to było jego auto.
Ruszyliśmy. Cały czas kierowałam Jaca, przez co, jakimś cudem, ani razu nie zabłądziliśmy. Mój brat zaparkował auto i weszliśmy do szkoły, w której postanowiliśmy się rozdzielić. Jacob poszedł pod swoją klasę, a ja pod swoją. Po drodze schowałam jeszcze swoje rzeczy do szafki i zaczęłam iść w stronę Sali, kiedy ktoś mnie potrącił i wszystkie książki, jakie miałam w torbie, wypadły mi na podłogę.
- Kurwa – mruknęłam i kucnęłam, aby posprzątać książki. Nagle podbiegł do mnie chłopak, który mnie potrącił. Zaczął pomagać mi sprzątać.
- Sorry. Serio nie chciałem – powiedział. Gdy została ostatnia książka, oboje po nią sięgnęliśmy, przez co nasze dłonie się zetknęły. Drgnęłam. Nienawidziłam, po prostu nienawidziłam, gdy ktoś mnie dotykał. Zwłaszcza, jeśli to był chłopak.
Chłopak podał mi książki, które szybko wsadziłam do torby.
- Cole – oznajmił i uśmiechnął się szeroko.
- Naomi – mruknęłam cicho i przyglądnęłam się chłopakowi. Na oko, był w moim wieku. Wysoki, około metr osiemdziesiąt pięć, i dość ładny. Miał jasno-brązowe, gęste włosy i piwne oczy. Zauważyłam, że większość dziewczyn, po prostu rozbierała go wzrokiem. Żałosne.
- Nowa? – zapytał.
- Jak widać – oznajmiłam i wysiliłam się na uśmiech. Nagle podbiegła do nas jakaś blondynka i dosłownie się na mnie rzuciła z pięściami.
- Odczep się od niego! – krzyknęła i chciała mnie uderzyć, ale ten Cole czy jak mu tam, odciągnął ją. Ja patrzyłam się na nią jak na wariatkę.
- Weź się kobieto uspokój – warknął chłopak.
- O boże! On powiedział do mnie kobieto – pisnęła zachwycona. Szatyn pokręcił głową z dezaprobatą , puścił dziewczynę, złapał mnie za rękę i wyciągnął spoza tłumu. Oczywiście wyswobodziłam się z jego uścisku, bo jak już mówiłam, nienawidzę, jak ktoś mnie dotyka.
- Możesz mi powiedzieć, co to było? – zapytałam, kiedy wyszliśmy z liceum i usiedliśmy na ławce.
- To laska z wymiany z Niemiec. Cały czas za mną chodzi. Gdy tylko odezwę się do jakiejś dziewczyny, to ona zaraz zaczyna jej grozić. Normalnie psycholka. Całe szczęście jutro już jej nie będzie – westchnął i schował twarz w dłonie.
- Ja na twoim miejscu upokorzyłabym ją przed całą szkoła, na co ona zrobiłaby tradycyjnego „focha” i więcej by na ciebie nie spojrzała.
- Myślisz, że nie próbowałem? - odrzekł. – I tak w ogóle, to sorry za nią. Moja wina.
- Spoko. Nie ma sprawy. Nie twoja wina – uśmiechnęłam się. W tej właśnie chwili zadzwonił dzwonek. Postanowiliśmy pójść do sali. Usiadłam przy jednyn z komputerów. Obok mnie usiadła jakaś czarnowłosa dziewczyna. Była bardzo ładna. Ciemne, proste włosy sięgały jej za biust. Ona Sama była niższa ode mnie o jakieś trzy, cztery centymerty.
- Hej. Jestem Evelyne, ale mów mi Eva - odrzekła z uśmiechem i podała mi rękę.
- Naomi - powiedziałam i również wysiliłam się na uśmiech.
- I jak, podoba się w naszej szkole? - zapytała.
- Nie licząc jakieś dziewczyny, która chciała mnie zabić, to jest nawet fajnie - burknęłam. Dziewczyna zwinęła usta w podkówkę.
- Kathrina? Ta z wymiany? - kiwnęłam głową. Dziewczyna westchnęła. - To jakaś psychopatka. Kiedyś podarła mi bluzkę tylko dlatego, że zapytałam się o coś Cole'a - odrzekłam. Na to tylko się skrzywiłam.
- Boże... - westchnęłam i zrobiłam face palma.
Resztę lekcji przegadałam razem z Evą. Okazała się byś naprawę miłą i zarażającą optymizmem dziewczyną. Gdy zadzwonił dzwonek na przerwę, szybko wyszłyśmy z klasy. Chciałam pójść na dziedziniec, ale ciemnowłosa pociągnęła mnie do jednej z sal biologicznych. Siedziały w niej dwie dziewczyny ; jedna z nich miała ciemnobrązowe, kręcone włosy, a druga wręcz czarne, proste, które związała w kucyk na boku. Były mniej więcej mojego wzrostu. No może troszkę niższe. Dziewczyna pociągnęła mnie w ich stronę.
- Hej. To ty jesteś ta nowa? Ja jestem Maja – przedstawiła się prostowłosa. – A to jest Lindsay – wskazała na dziewczynę obok.
- Mów mi Li – dodała ciemnowłosa.
- Naomi – odrzekłam i podałam jej dłoń, którą zaraz uścisnęła.
- Jesteś tu dopiero jakąś godzinę, a już Kathina zdążyła się na ciebie rzucić – oznajmiła Li.
- Jak widać – burknęłam. – To w tej szkole już nie można się odezwać do żadnego chłopaka?
- Tylko do Cole’a nie – zaśmiała się. – Facet ma przerąbane. Ja na jego miejscu bym się normalnie powiesiła, gdyby taka jebnięta laska za mną latała. A uwierz, wiem co mówię. Jej brat też tu jest i zakochał się w Mai – wzrokiem wskazała na czarnowłosą. Tamta tylko wywróciła oczami. – Tylko że on, w porównaniu do siostrzyczki, jest ładny i normalny. I wiesz Majka – zwróciła się do dziewczyny. – nawet do niego pasujesz.
- Chciałam ci tylko przypomnieć, że mam chłopaka.
- Twojego Maxa – zaśmiała się. – Och! Ach! Ech! – teraz wybuchła niepohamowanym śmiechem. Eva również. Jedynie Majce zrzedła mina.
- Też bym się śmiała, gdyby ktoś raczył mi powiedzieć, o co chodzi… - mruknęłam. – Chociaż nie. Wystarczy mi, że się domyślam.
- Bardzo dobrze, bo nie chcę, abyś miała tak zrytą banię, jak my – odrzekła Lidnsay. Maja mruczą jakieś przekleństwa pod nosem i siedziała z naburmuszoną miną. – No już, Majka. Nie dąsaj się. Tylko żartowałam.
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne – burknęła ironicznie.
Gdy na nie patrzyłam, miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Wreszcie zapominałam o wszystkim. Czułam, że mogłam odnaleźć w nich prawdziwe przyjaciółki, którym będę mogła się wygadać i powiedzieć o tym, co zrobiłam i co mi zrobiono…
środa, 12 marca 2014
Wstęp
A więc to macie wstęp, który w ogóle nie ma sensu. Chciałam go wstawić zamiast prologu.
Przy okazji poinformuję was o rozdziale pierwszym. No więc on pojawi się wcześniej, po w piątek, a nie w sobotę. Powód? W sobotę idę do koleżanki na urodziny. Niby mam na piętnastą, ale pewnie wstanę około 12.00. Odrobię jeszcze zadanie, a o 14.00 będę musiała się już ubierać.
No a co do bohaterów, to powinni pojawić się jutro? Chyba tak. Raczej tak...Najpóźniej w piątek :) No to tyle. Zapraszam do nudnego wstępu.
-----------------------------------------------------
Prawie wszyscy ludzie myślą, że jak jakaś dziewczyna jest śliczna, bogata i ma wielu przyjaciół, to jej życie jest łatwe i zawsze ma z górki. Niestety, ale te osoby się mylą. Zawsze pojawia się taki ktoś, kto niszczy nasze marzenia, szczęście, optymistyczne podejście do życia. Po prostu nas krzywdzi. Przez niego zamykamy się w sobie, z nikim nie rozmawiamy i myślimy : Dlaczego to spotkało akurat mnie?
Większość wtedy się najzwyczajniej w świecie poddaje. Ale jest pewna garstka, która podnosi się i walczy z przeznaczeniem. Nie myśli o przeszłości i przyszłości. Żyje teraźniejszością...
Przy okazji poinformuję was o rozdziale pierwszym. No więc on pojawi się wcześniej, po w piątek, a nie w sobotę. Powód? W sobotę idę do koleżanki na urodziny. Niby mam na piętnastą, ale pewnie wstanę około 12.00. Odrobię jeszcze zadanie, a o 14.00 będę musiała się już ubierać.
No a co do bohaterów, to powinni pojawić się jutro? Chyba tak. Raczej tak...Najpóźniej w piątek :) No to tyle. Zapraszam do nudnego wstępu.
-----------------------------------------------------
Prawie wszyscy ludzie myślą, że jak jakaś dziewczyna jest śliczna, bogata i ma wielu przyjaciół, to jej życie jest łatwe i zawsze ma z górki. Niestety, ale te osoby się mylą. Zawsze pojawia się taki ktoś, kto niszczy nasze marzenia, szczęście, optymistyczne podejście do życia. Po prostu nas krzywdzi. Przez niego zamykamy się w sobie, z nikim nie rozmawiamy i myślimy : Dlaczego to spotkało akurat mnie?
Większość wtedy się najzwyczajniej w świecie poddaje. Ale jest pewna garstka, która podnosi się i walczy z przeznaczeniem. Nie myśli o przeszłości i przyszłości. Żyje teraźniejszością...
piątek, 7 marca 2014
Info
Tak, tak. Jestem kawałem kurwy. Wiem o tym.
Jeśli myślicie, że ZNOWU usunęłam bloga to...macie racje. Tak, usunęłam wszystkie posty. Prawdopodobnie już nigdy nie powrócę do pisania, chodź istnieje mała, malutka szansa, że na tym blogu napiszę nowe opowiadanie. Zapewne macie mnie dość. Mnie i mojego ciągłego zmieniania zdania. I nawet się wam nie dziwię. Jestem wkurzona sama na siebie, ale czo poradzę? Jak już mówiłam jestem kawałem kurwy i niestety co chwilkę zmieniam zdanie. Może to też przez to, że jestem chora i nie wiem co robię. Bo prawda jest taka, że ocknęłam się dopiero wtedy, gdy zobaczyłam, że usunęłam wszystkie rozdziały. Miałam wtedy ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy, ale potem znowu pomyślałam, że ten blog jest beznadziejny i że powinnam skończyć z pisaniem.
No więc oficjalnie mówię, że blog jest skończony. Możliwe (na 1%) że zacznę nową historię, ale nie liczcie na wiele. I jeśli na prawdę napiszę, to na pewno będzie bez osób ze słodkiego flirtu.
A! I jeszcze jedno! Jeśli któraś z was zacznie mi grozić, że usunie bloga lub coś w tym stylu, to nie licznie, że w ogóle kiedykolwiek zacznę ZNOWU pisać. To chyba tyle...Tak, możecie mnie zwyzywać od najgorszych.
P.S.Właśnie coś wymyśliłam! Zrobię nowe opowiadanie i NA PEWNO go nigdy nie usunę. Ale jest jeden warunek. Naćpana Żelkami musi dodać swoje zdjęcie a wy nie macie prawa usuwać opowiadań i zabijać głównych bohaterek. To jest już postanowione. Jeśli nie dodasz zdjęcia, to nigdy już nie będę pisać opowiadań. Chodź pewnie i tak wam na tym nie zależy...i Nie dziwię się.
Jeśli myślicie, że ZNOWU usunęłam bloga to...macie racje. Tak, usunęłam wszystkie posty. Prawdopodobnie już nigdy nie powrócę do pisania, chodź istnieje mała, malutka szansa, że na tym blogu napiszę nowe opowiadanie. Zapewne macie mnie dość. Mnie i mojego ciągłego zmieniania zdania. I nawet się wam nie dziwię. Jestem wkurzona sama na siebie, ale czo poradzę? Jak już mówiłam jestem kawałem kurwy i niestety co chwilkę zmieniam zdanie. Może to też przez to, że jestem chora i nie wiem co robię. Bo prawda jest taka, że ocknęłam się dopiero wtedy, gdy zobaczyłam, że usunęłam wszystkie rozdziały. Miałam wtedy ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy, ale potem znowu pomyślałam, że ten blog jest beznadziejny i że powinnam skończyć z pisaniem.
No więc oficjalnie mówię, że blog jest skończony. Możliwe (na 1%) że zacznę nową historię, ale nie liczcie na wiele. I jeśli na prawdę napiszę, to na pewno będzie bez osób ze słodkiego flirtu.
A! I jeszcze jedno! Jeśli któraś z was zacznie mi grozić, że usunie bloga lub coś w tym stylu, to nie licznie, że w ogóle kiedykolwiek zacznę ZNOWU pisać. To chyba tyle...Tak, możecie mnie zwyzywać od najgorszych.
P.S.Właśnie coś wymyśliłam! Zrobię nowe opowiadanie i NA PEWNO go nigdy nie usunę. Ale jest jeden warunek. Naćpana Żelkami musi dodać swoje zdjęcie a wy nie macie prawa usuwać opowiadań i zabijać głównych bohaterek. To jest już postanowione. Jeśli nie dodasz zdjęcia, to nigdy już nie będę pisać opowiadań. Chodź pewnie i tak wam na tym nie zależy...i Nie dziwię się.
Subskrybuj:
Posty (Atom)