środa, 31 grudnia 2014

Reklama ;)

          A więc chciałam zacząć od tego, że moja koleżanka nie dawno zaczęłam pisać bloga fantastyczno-przygodowego. Dopiero zaczyna, ale myślę, że pisze dobrze jak na początek. Sama pisałam gorzej, więc muszę ją pochwalić xD
          Uważam, że idzie jej dobrze, nawet bardzo dobrze i może być jeszcze lepiej, tyle, że potrzebuje dopingu (nie, nie chodzi mi tu o narkotyki xD), dlatego też postanowiłam trochę wypromować jej blog tutaj. Wiem z własnego przykładu, że nawet te kilka komentarzy pod każdym postem dodaje otuchy, wspiera. Więc jeśli chcecie i zainteresowałam was choć trochę, to zapraszam serdecznie tutaj ;ddd

P.S.Next powinien pojawić się niedługo ;dd

środa, 24 grudnia 2014

Merry Christmas and happy New Year ;333

          Z okazji Świąt Bożego Narodzenia chcę was życzyć wesołych i spokojnych świąt, spędzonych w gronie rodzinnym bez żadnych kłótni i niewesołych sytuacji.
          Życzę wam wspaniałego chłopaka, który będzie was kochał z całego serca ( ^.^ ), superowych akcji w szkole i po za i, co najważniejsze, niezastąpionych prawdziwych przyjaciół, którzy zawsze będą przy was <3 Do tego dobrych ocen i aby wena was nie opuszczała :D

Aga : Żebyś w końcu miała pasek na świadectwie zamiast na tyłku xD

Ewa : Aby ułożyło ci się w życiu i żebyś była szczęśliwa

Afrodyta Julianna: Więcej psychopatycznych myśli i pomysłów ;*

Tyśka : Super odpałów dużo pomyślności xD

Bella Telmar : Dużo weny i abyś w końcu dodała rozdział bo ja tu czekam xD

Dagmara Kaa : Czasu do pisania i abyś do nas wróciła bo tęsknię <3

Schimi : Abyś założyła bloga, którego będzie czytać jak najwięcej osób :**

Agata : Wspaniałych przyjaciół w nowej szkole i abyś sobie średniej nie popsuła ;d

Clara M : Weny do twoje...waszego bloga i oczywiście czasu do pisania

Alice : Żebyś więcej nie zapadała w śpiączkę i w ogóle naj naj naj xD

Paulina : Wszystkiego naj i super przyjaciółek c:

Dobra, jeśli ktoś nie dostał życzeń indywidualnych to bardzo przepraszam :( Niech się przypomni to na pewno dodam ;)

Jeszcze raz super świąt, dobrych ocen i superowego życia spędzonego spokojnie i wśród bliskich osób kochane <333 Wesołego jajka ;33

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział XXII W głębi

         Kiedy tylko znalazłyśmy się na Sali, Eva zaraz zniknęła gdzieś w tłumie krzyczących i tańczących uczniów. Westchnęłam głęboko i postanowiłam pójść do toalety, tylko tam było cicho. Kiedy tylko do niej weszłam, usłyszałam dziwne dźwięki z jednaj z kabin, męskie. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam dwóch chłopaków z mojej klasy, Sharon’a i Max’a, chłopaka Mai, którzy wciągali jakiś biały proszek. Od razu zorientowałam się, że to amfetamina.
    - Co ty tu robisz?! – zapytał wystraszony Sharon, chowając woreczek do kieszeni.
    - To raczej ja powinnam was o to spytać, ćwoki. Tu jest damski – warknęłam.
    - Tak? W takim razie sorki, pomyliliśmy kible – mruknął Max i próbowałam mnie wyminąć, ale zastawiłam mu drogę.
    - Myślicie, że jestem głupia? Przecież wiem, co tam macie – prychnęłam, a szatyn już otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale mu przerwałam. – Tylko mi nie wmawiajcie, że to oranżada w proszku. – chłopak od razu zamknął usta i zaczął przyglądać się swoim trampkom. – Umowa jest taka: dacie mi działkę, a ja nikomu nic nie powiem.
    - Dziewczyno, to jest Polska amfa, najczystsza. Jesteś zbyt – tutaj czarnowłosy przerwał i zlustrował mnie od góry do dołu wzrokiem. – delikatna na takie rzeczy.
    - Czyżby? – mruknęłam i podniosłam jedną brew do góry. – Kev, Brad T, Abaker, Yuo chan….Kojarzycie?
    - Skąd ich znasz?
    - Miejscowych dilerów? Myślicie, że nigdy nie brałam? – zaśmiałam się. – A jak niby miałabym sobie poradzić, kiedy byłam ślepa? Oni mi załatwiali dostawę amfetaminy przed miesiąc. Potem odzyskałam wzrok, pozbierałam się i przestałam brać, ale chyba raz na jakiś czas mi nie zaszkodzi, prawda?
    - Jasne – powiedział z uznaniem Sharon. – Niezła z ciebie laska. Jak to mówią; cicha woda brzegi rwie.
    - Nie popisuj się poezją, JJ , nie popisuj -  burknął Max i poklepał chłopaka po plecach. – Lepiej dawaj działkę młodej.
    - JJ? Serio? – zaśmiałam się z niedowierzaniem. – Do tego młoda?
    - Jesteś od nas młodsza, nie? Te kilka miechów też robi różnicę, to nie podskakuj – zażartował chłopak.  – Dobra, dawaj rękę, bo wątpię, żebyś chciała wciągać z deski klozetowej.
    - To akurat jest twoja miejscówka. A jeszcze lepiej, jak wkładasz łeb do środka – zaśmiał się szatyn, na co chłopak walnął go z otwartej ręki w tył głowy. – Dobra, dobra, Abi, przecież wiesz, że sobie jaja robie.
    - Żeby robić jaja, najpierw trzeba je mieć – odgryzł się Max i pokazał drugiemu język.  Wtedy jeden rzucił się na drugiego i zaczęli tarzać się po ziemi.
    - Ej, ej! Uspokójcie się! JJ! – zagwizdałam. – JJ, waruj! Już, waruj! – krzyczałam i próbowałam ich rozdzielić. Udało mi się to dopiero po jakiś dwóch minutach. Wtedy wstali, otrzepali się i wtedy mogłam zażyć swoją działkę. Po wszystkim we trójkę wróciliśmy na salę i dopiero my rozkręciliśmy całą zabawę. Przez całe trzy godziny ani na chwilę nie przestawaliśmy tańczyć. Narkotyki dały swoje, za to gdy przestały działać, zasnęliśmy na ławce na dziedzińcu. Max siedział na ławce, mając głowę przechyloną do tyłu, ja opierałam się o jego ramię, a JJ leżał wygodnie na moich kolanach, głośno chrapiąc. Obudził mnie dopiero dźwięk mojego telefonu. Wtedy wstałam, starając się nie budzić chłopaków i poszłam do ogrodu, gdzie była cisza.
    - Halo? – mruknęłam zaspanym głosem.
    - Witaj Naomi, tu tata Cole’a. Słuchaj, możesz mi powiedzieć, czy dzisiaj po szkole mój syn poszedł do ciebie?
    - Nie, zerwaliśmy rano. Po tym wydarzeniu nie było go na lekcjach, a na dyskotece również go nie widziałam. Może był u jakiś kumpli.
    - Jak to zerwaliście? Co się stało? – zdziwił się mężczyzna, ale zaraz zmienił temat. – Posłuchaj. Od rana go nie widziałem, a jego telefon nie odpowiada. Nie wiem co się z nim dzieje.
    - Przykro mi, ale ja również nie mam pojęcia. Może siedzi u jakiś kumpli i nie zdziwiłabym  się, gdyby nie wrócił na noc. Pewnie musi odreagować, to wszystko. Może pan zadzwonić do Nate’a, jego przyjaciela. On może coś wie, a jeśli nie ma pan numeru, to mogę go teraz poszukać na Sali. Pewnie gdzieś tam jest.
    - Jakbyś mogła, to zapytaj go. Spróbuję jeszcze poszukać numerów innych jego kolegów. Jak się czegoś dowiesz, to zadzwoń, dobrze? Dzięki, dobranoc.
    - Do widzenia – mruknęłam i rozłączyłam się. Przyznaję, mimo, iż nadal miałam chęć wydrapać Cole’owi oczu moimi czerwonymi jak krew paznokciami, to zaczynałam się martwić. Do tego to przekonanie innych co do dobrego serca chłopaka i jego nagłe zniknięcie wyglądały na bardzo podejrzane. Zranił mnie, przyznaję, ale nigdy się tak nie zachowywał. Coś mi śmierdziało podstępem, który miał sprawić, że wszyscy zaczną uważać Cole’a za egoistę i ignoranta.
          Schowałam telefon do torebki i ruszyłam w stronę Sali gimnastycznej. Gdy mijałam dziedziniec, chłopcy nadal spali. Zaśmiałam się i weszłam na, pełną krzyków i rumoru, salę gdzie od razu zatrzymała mnie Eva.
    - A ty co? Zaprzyjaźniłaś się z Sharonem i Maxem? – zapytała, podnosząc jedną brew do góry.
    - Po prostu tylko my umiemy rozkręcić imprezę, to wszystko – wzruszyłam ramionami.
    - Wszyscy mówią, że są aroganccy i nie da się z nimi dogadać – mruknęła. – To dziwne, że ty gadałaś z nimi jak z dawnymi kumplami.
    - Po prostu trzeba umieć się z nimi dogadać, są naprawdę w porządku. Do takich, jak oni, trzeba umieć dotrzeć – powiedziałam i dumne wypięłam pierś. – A tak w ogóle, to widziałaś Nate’a?
    - Przed chwilą wchodził do męskiego kibla, a co? Teraz do niego masz ochotę pozarywać?
    - Odczep się! Muszę się go zapytać o Cole’a, jego tata mnie prosił. Podobno nie odbiera od nikogo telefonów, a od rana nikt go nie widział. Ja też uważam, że to dziwne.
    - Mi też wydaje się dziwne, że opuścił jakąś balangę. Normalnie, to byłoby to nie do pomyślenia.
    - Może to głupie pytanie, ale myślisz, że mogło mu się coś stać? – zapytałam z zakłopotaniem.
    - Nie wiem, nie chcę wyciągać pochopnych wniosków. Jeszcze się okaże, że Cole był u jakiegoś kumpla, a my niepotrzebnie rozpuszczamy plotki po całej szkole.
    - Może masz rację – wzruszyłam ramionami. Wtedy zobaczyłam, że na Sali pojawił się Nate. – Zaczekaj, muszę iść w końcu z nim pogadać.
    - Zaczekaj, pójdę z tobą – powiedziała czarnowłosa i razem ruszyłyśmy w stronę chłopaka. Zapytałyśmy się, czy wie coś na temat Cole’a, ale szatyn zaprzeczył. On także nie miał z nim kontaktu. Zaczynałam się martwić coraz bardziej, ale próbowałam zachować zimną krew. W końcu bardzo mnie skrzywdził, to dlaczego miałabym go teraz żałować?
          Impreza skończyła się godzinę później. Ruszyłam do domu na piechotę mimo tego, że mama Evy proponowała mi podwózkę. Nie chciałam, aby marnowała dla mnie te dobre kilka kilometrów samochodem. Po za tym – chciałam chociaż chwilkę nacieszyć się ciszą. Dopiero kiedy przeszłam dobre sto metrów, obok mnie zatrzymał się czarny samochód. Za kierownicą siedział Max, a na tylnym siedzeniu Sharon.
    - Wsiadaj młoda – krzyknął czarnowłosy, otwierając drzwi pojazdu.
    - Nie, dzięki, wolę się przejść – odrzekłam i ruszyłam dalej, ale chłopak zaczął powoli jechać za mną.
    - Nie pozwolę ci wracać samej. Jeszcze cię napadną i zgwałcą. Nie mam zamiaru mieć cię na sumieniu, a potem zeznawać na komisariacie. Uwierz mi, mój adwokat mi za to podziękuje.
    - A jeśli ty mnie porwiesz, zgwałcisz i zostawisz moje ciało w lesie? – zapytałam. Chłopak popatrzył na mnie, jakby chciał mnie zabić, przez co krótko się zaśmiałam. – Dobra, przecież żartowałam – mruknęłam, po czym wsiadłam do samochodu. Zaczęłam kierować Abi’ego, gdzie ma jechać. Gdy już dojechaliśmy pod mój dom, wymieniłam się z nimi numerami telefonów, po czym pożegnałam się z nimi i weszłam do domu. Zdjęłam buty, które odłożyłam przy szafce na buty i zmęczona, kiwając się na boki, ruszyłam na górę, w stronę swojego pokoju. Gdy już się w nim znalazłam, zmęczona upadłam na łóżko i niemal natychmiast zasnęłam.



    - Błagam, nie zabijaj mnie! – jęczał starszy, nieco siwy mężczyzna z zasklepioną dużą raną na czole. – Dlaczego to robisz?! – krzyczał chaotycznie.
         Za mężczyzną stała wysoka szczupła dziewczyna. Czarne bujne loki opatulały jej bladą twarz. Błyszczące niebieskie oczy nie wyrażały żadnych emocji, a czerwone jak krew usta zacisnęły się w wąską linie. W ręku trzymała pistolet, który przyłożyła do skroni mężczyzny. Znajdowali się w jakimś ciemnym pomieszczeniu, jakby piwnicy.
    -Wiem wszystko, nie rób ze mnie idiotki – mruknęła sucho. – To ci się należy w stu procentach – warknęła i nacisnęła spust. Pistolet wystrzelił. Mężczyzna dotknął dłonią głowy, która zostawiła na jego ręce krwawy ślad. Dotknął ściany i upadł na ziemię, zostawiając na tynku czerwone ślady dłoni.
    - Żegnaj – westchnęła i dodała po chwili : Tato…



          Obudziłam się cała zalana zimnym potem. To była ta sama dziewczyna, którą widziałam w śnie dzień wcześniej, tyle, że wtedy płakała. Nic z tego nie rozumiałam. Jej włosy bardzo przypominały mi włosy Lindsay, ale przecież nie było to ona. A może jej przeszłość? Nie, przecież jej tata żyje, jest cały i zdrowy! Nie miałam zielonego pojęcia o co chodziło z tym wszystkim.
          Zniechęcona wstałam, lecz zaraz z powrotem upadłam na łóżko z powodu zawrotu głowy. Wyjęłam w szuflady tabletkę, połknęłam i wtedy spróbowałam wstać po raz drugi. Udało mi się to, więc wyjęłam z szafy zwyczajne karmelowe rurki, do tego szarą luźną koszulkę w krótkim rękawem i komplet czystej bielizny. Umyłam się, ubrałam, rozczesałam włosy i wyszłam z łazienki. Dopiero wtedy zorientowałam się, że na stoliczku przy łóżku leży talerz z kanapkami i karteczka. Chwyciłam ją i zaczęłam czytać. „Musiałam wyjść, a bałam się, że Airon może zjeść twoje śniadanie. Dlatego też przyniosłam je do ciebie do pokoju. Twój tata musiał wcześniej pójść do pracy. Kazał ci przekazać, że wróci później. Ja musiałam pojechać do mojej matki, ale będę, zanim wrócisz ze szkoły. Madeleine”. Wzięłam do ręki telefon i spojrzałam na wyświetlacz, który wskazywał dopiero kilka minut przed siódmą. Westchnęłam z uśmiechem i wraz z talerzem świeżych kanapek ruszyłam na balkon. Usiadłam na ziemi, a nogi wetknęłam między beżowe pręty balkonu i pozwoliłam im swobodnie zwisać, zajadając przy tym pyszne kanapki z serem.
           Przez ten cały czas nie opuszczało mnie dziwne przeczucie, jakby strach, że zdarzy się coś złego. Starałam się je ignorować, ale ono powracało. W końcu zaczęłam się zastanawiać, z czym może mieć coś wspólnego. Zła ocena? Nie, przecież dzisiaj wtorek, za trzy dni koniec roku szkolnego, a oceny już wystawione. A jeśli to coś z Cole’m? Nie, jasne że nie. Jeśli nie pojawi się dzisiaj w szkole, to pewnie spił się wczoraj i leży teraz na podłodze u kumpla z kacem na głowie. To był najbardziej prawdopodobny scenariusz. Tyle, że jedna rzecz całkowicie tu nie pasowała: nigdy nie widziałam, aby był pijany. Tak, pił alkohol, ale najwyżej jedną butelkę, ani grama więcej. To w takim razie co mogło dziać się z nim wczoraj?
         Pokręciłam głową, aby odgonić od siebie złe myśli i szybko wstałam. Zbiegłam na dół wraz z torbą na ramieniu, odłożyłam talerz do zlewu i zaczęłam zakładać swoje szare trampki, gdy usłyszałam, jak ktoś zbiega ze schodów. Popatrzyłam się w tamtą stronę i zobaczyłam rozweseloną Ingrid.
          Mimo tego, że odzyskałam wzrok już jakiś czas temu, mój tata postanowił, że dziewczyna zostanie u nas. Nie mieliśmy serca jej wyrzucić, po za tym ona zarabiała swoje pieniądze, a u nas tylko spała i jadła. Nie zawadzała nam w niczym, wręcz przeciwnie, prawie w ogóle nie bywała w domu. Widywałam ją jedynie rano i wieczorem, i to tylko wtedy, jeżeli nie miała nocnej zmiany w klubie, w którym pracowała.
    - Hej – krzyknęła wesoło. – Idziesz już?
    - Cześć! Tak, za dziesięć minut mam autobus, więc muszę już iść – mruknęłam.
    - Jeśli to nie robi ci różnicy, to zaczekaj. Zrobię sobie kanapkę i za pięć minut będę gotowa, podrzucę cię po drodze. W końcu nie dość, że będziesz szybciej, to nie będziesz musiała tłoczyć się po autobusach – zaproponowała.
    - Spoko. To i tak nie robi mi żadnej różnicy, a ta wrzawa w wypełnionych pojazdach nie daje pomyśleć.
    - Dobra, to ja szybko coś zjem i możemy jechać.  Przy okazji powiedz, jak ci się układa z twoim ukochanym – zaśmiała się dziewczyna. Usiadłam z niesmakiem na krześle w kuchni i oparłam podbródek o dłoń.
    - Nic, zerwaliśmy. Okazał się być zwykłą szują, to wszystko – mruknęłam i wzruszyłam ramionami. Dziewczyna popatrzyła na mnie pytająco, żądając, abym wszystko opowiedziała. – Nie stało się nic nadzwyczajnego. Kiedy weszłam do szkoły, zobaczyłam, jak całuje się z inną. Pokłóciliśmy się tak, że cała szkoła się zeszła na dziedzińcu, powiedział, że już dawno miał zamiar ze mną zerwać i tyle go widziałam. I pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu opowiedziałam mu o wszystkim, całej mojej przeszłości. Teraz jak nic tego żałuję.
   - Zobaczysz, jeszcze wszystko się ułoży – pocieszała mnie. – Poznasz innego i zanim się obejrzysz całkowicie zapomnisz o Cole’u. Z tego co wiem, to już wczoraj wzięłaś się do roboty – zaśmiała się, ubierając buty.
    - Co masz na myśli? – zdziwiłam się, ale dziewczyna powiedziała tylko, że czas już wychodzić, więc wyszłyśmy z domu i wsiadłyśmy do samochodu. – Ponawiam pytanie.
    - Widziałam wczoraj, przez okno, jak jakiś dwóch przystojniaków podwiozło cię do domu.
    - Nie masz na co liczyć, słonko. Ten, co prowadził, ma dziewczynę, moją koleżankę. A drugi, z tego co wiem, chodzi z jakąś dziewczyną z równoległej klasy. Po za tym nie interesują mnie jako faceci, uważam ich tylko za kolegów.
    - Dobra, dobra. Mów co chcesz, ja wiem swoje. Jeszcze za kilka dni przylecisz do mnie cała z skowronkach i oznajmisz, że chodzisz z którymś z nich. A jeśli nie ci, to inni. Przecież w twojej szkole roi się od mężczyzn.
    - Nie mam zamiaru zmieniać chłopaków jak rękawiczki. Na razie dam sobie z nimi spokój, bo za niedługo skończę w kryminale oskarżona o dziesięć zabójstw moich byłych. Potem tylko krzesło elektryczne i żegnaj świecie.
    - Przesadzasz, przecież nie wszyscy są tacy – mruknęła, po czym zatrzymała samochód. – Już jesteśmy. Idź, i pokaż mu, że nie przejmujesz się waszym rozstaniem. Niech żałuje, że z tobą zerwał, dupek!
    - Jasne, dzięki – zaśmiałam się i wysiadłam z samochodu. – Do zobaczenia – dodałam i ruszyłam w stronę wejścia do szkoły. Tam od razu zaatakowała mnie Maja. – Hej!
    - Heeej! – krzyknęła wesoło. – Nie było mnie wczoraj, bo byłam chora, więc opowiadaj. Jak tam było wczoraj na dyskotece? Podobno zaprzyjaźniłaś się z moim chłopakiem – mruknęła uśmiechnięta i trąciła mnie biodrem. - Ty to masz szczęście do chłopaków.
     - Zazdrosna jesteś, słonko? – zapytałam. – Zaraz znowu przyjaźń! Razem z nim i Sharon’em rozkręciliśmy imprezkę, to wszystko. Po za tym nie martw się, nie odbiję ci chłopaka.
     - Właśnie, słyszałam co się wczoraj stało. O waszej kłótni wie już cała klasa, o ile nie szkoła. Podobno nawet w gabinecie dyrektora było wszystko słychać, ale ten postanowił nie mieszać się w sprawy miłosne. Zaraz by coś sknocił i jeszcze on by dostał od ciebie w twarz. Dziwię się trochę, że ten gość jest dyrektorem, bo w ogóle nie ma podejścia do młodzierzy. Tyle tylko, że jest miły i stara się pomóc.
    - Dobrze, że nie przychodził, bo Cole’owi na pewno by nie pomógł. Chociaż teraz, to już nic mu nie pomoże….



          Właśnie skończyły się lekcje, więc zebrałam wszystkie rzeczy i ruszyłam w stronę domu. Zdziwił mnie widok syren policyjnych przy wejściu do lasu, ścieżce, po której zawsze wracałam. Szybkim krokiem ruszyłam w tamtą stronę. Jakoś przecisnęłam się przez tłum gapiów.
    - Przepraszam, co tu się stało? – zapytałam mężczyzny, stojącego obok mnie.
    - Znaleźli spalone ciało jakiegoś chłopaka. Eh, co teraz ludzie robią ze sobą nawzajem. Zabijają się, mszczą, nie doceniają życia ludzkiego. Nasz świat schodzi na psy – westchnął. Moją uwagę zwrócił młody policjant, biegnący w stronę drugiego, starszego.
    - Przy ciele znaleźliśmy dowód tożsamości –zwrócił się młodszy, zwracając uwagę tłumu ludzi, stojących i rozmawiających na temat zabójstwa.
    - Jak nazywa się ofiara? – zapytał obojętnie niski, siwy mężczyzna, z zainteresowaniem przyglądając się policjantowi.

    - …Cole Parker….



Haha, niespodzianka! xd Nie, nie o ten plan mi chodziło. To tylko jego część. Raczej nie przepadałyście za naszym kochanym Cole'em, więc taki obrót spraw nie powiniem zrobić wam różnicy, c'nie? ;dd
Następny postaram się dodać jak najszybciej, ale nic nie obiecuję. A tak w ogóle. 
Zastanawiam się, czy w następnym wyjawić pewną tajemnicę Cole'a. Piszcie w komach, czy chcece dowiedzieć się tego w next'cie czy dopiero za jakiś czas. Od was to zależy, pamiętajcie ;333

sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział XXI Rozpacz

Jezuuu, nawet nie wiecie, ile mam scenariuszów w głowie i nie wiem, który wykorzystać. Po prostu masakra! Chce ktoś może trochę mojej weny? Normalnie 500 % nowych pomysłów na rozdział i dalsze potoczenie się życia Naomi *.* Już tego nie wytrzymuje, moja głowa zaraz wybuchnie xd Error 505
Co do rozdziału, to chyba pierwszy, jaki mi się podoba xD Powód? Tu ukazuje się pierwsza część mojego planu, do którego musiałam, wciągnąć Cole’a. Taki trochę schizowy (jakby to powiedziała moja koleżanka), ale to wasza rola, aby go oceniać. Nie przedłużając, serdecznie zapraszam <3

-----------------------------------------------------------------------------


          Bardzo zaskoczył mnie ten list. Wiedziałam, że to na pewno nie jest żaden żart, bo dostałam go od ducha. Nie byłam pewna, czy mogę otworzyć tą teczkę. Z jednej strony powinnam zaufać mojemu darczyńcy, ale z drugiej chęć zobaczenia, co jest w środku była nie do zniesienia. Postanowiłam jednak nie otwierać jej. Kto wie; może znajdowało się w niej coś niebezpiecznego? Wolałam nie ryzykować i po prostu włożyłam ją do szafy i przykryłam ubraniami. Zamiast tego zajęłam się przeglądaniem sukienki, którą kupiłam. Po jakimś czasie próbowałam też zadzwonić do Cole’a, ale włączała mi się poczta głosowa. Nie zostało mi więc nic innego jak wziąć prysznic i położyć się spać.

***

          Znajdowałam się w jakiejś łazience. Pod umywalką siedziała jakaś dziewczyna, mniej więcej z moim wieku, i gorzko płakała. Powoli dotknęłam jej ramienia, a ta spojrzała na mnie oczami rozszerzonymi ze zdziwienia. Moje serce ścisnęło dziwne przeczucie, jakbym ją znała.
    - Mama? – zapytała w końcu. Zmarszczyłam brwi i dziwnie na nią popatrzyłam. Następnie spojrzałam w lustro. Wielka gula utknęła mi w gardle, a serce łopotało jak spłoszony ptak. Zamiast młodej, czarnowłosej dziewczyny, zobaczyłam już starszą, około czterdziestu lat, kobietę. Na lewym policzku miała ślad, jakby po kwasie, a z klatki piersiowej sączyła jej się krew.
    - Mama – powtórzyła cicho i rzuciła mi się w ramiona, cicho szlochając. Objęłam ją, bo czułam, że łączy nas jakaś więź. Wydawała mi się bardzo znajoma.  – Dlaczego się nie pojawiałaś? Myślałam, że cię straciłam na zawsze!
    - Przepraszam – wydusiłam z siebie. To było jedyne słowo, jakie przyszło mi do głowy.

***

          Obudziłam się o godzinie dziewiątej. Teoretycznie, już byłabym spóźniona do szkoły, ale w praktyce była niedziela. Chcąc, nie chcąc musiałam jednak wstać, bo mój brzuch domagał się śniadania. Ociężale podniosłam się z łóżka i, ziewając, podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej szare dresowe spodnie, błękitny sweter i bluzkę tego samego koloru. Do tego czystą bieliznę i ze wszystkim ruszyłam w stronę łazienki. Wzięłam zimny prysznic i ubrałam wcześniej przygotowane ciuchy. Włosy zaplotłam w kłos i zeszłam na dół.
          Cały czas zastanawiał mnie mój sen. Ktoś by pewnie powiedział, abym się nim nie przejmowała, to tylko wyobraźnia, ja jednak myślałam inaczej. Uważałam, że musi to mieć jakiś realny związek ze mną. Wydawało mi się, byłam wręcz pewna, iż znam skądś tamtą dziewczynę. Coś jak deja vu. Mogło to zabrzmieć dziwnie i dwuznacznie, ale tak właśnie było.
          Pani Madeleine zrobiła mi dwie kanapki z serem i szynką oraz ciepłą herbatę. Wszystko zjadłam, oglądając przy tym jakże fascynujący program o Ufo. Przyznaję, wciągnęło mnie, bo dopiero godzinę później zorientowałam się, ile już czasu minęło. Wtedy ubrałam wygodne buty i kurtkę i wyszłam pobiegać, zabierając ze sobą Airona.

***

          Niedziela minęła mi na bezcelowym chodzeniu po pokoju i rozmyślaniu, co może znajdować się w minionej teczce od tajemniczego gościa, czy rozłożeniu się na kanapie i skakaniu po różnorodnych kanałach. Jedynym słowem nic, co mogłoby wnieść coś ważnego do mojego, pełnego zabójstw i rozczarowań, życia. Dopiero w szkole spotkałam się z jedną z tych rzeczy – mianowicie z rozczarowaniem. Przed samym wejściem Eva próbowała mnie zagadać i za nic nie dopuścić, abym przekroczyła te ciemne drewniane drzwi budynku. Jakoś udało mi się ją wyminąć i właśnie wtedy oczy zalśniły mi dziwnym blaskiem, a pustka ogarnęła moje zimne serce. Na samym środku korytarza stał Cole, jednak nie sam. Dłońmi obejmował jedną z córek dyrektora, Emmę, a ich usta były połączone w namiętnym pocałunku. Zacisnęłam pięści, wytarłam łzy, a usta wygięłam w wąską linię niewyrażającą żadnych uczuć. Szybkim krokiem wyszłam ze szkoły, próbując trzasnąć drzwiami jak najmocniej. Przez cały ten czas obok mnie szła czarnowłosa Evelyne, potrząsająca mną po chwilkę i mówiąca moje imię. Doszłam do ławki, usiadłam na niej i zaczęłam głęboko oddychać, z trudem powstrzymując łzy.
    - Naomi, tak mi przykro. Nie chciałam, abyś do zobaczyła – jęknęła dziewczyna i przytuliła mnie do siebie. Objęłam jąkaj najmocniej mogłam, jakby była moją deską ratunku, tratwą, która uratuje mnie przez złowieszczymi falami tego świata.
    - To nie twoja wina – mruknęłam cicho.  – Nie jest czego żałować. Najwyraźniej znowu źle trafiłam, ale to nic. Nie potrzebuję go, sama sobie doskonale poradzę – odparłam sucho.
    - Zawsze masz mnie, pamiętaj o tym – powiedziała ciepło. – Ja cię nigdy nie opuszczę. Kocham cię jak przyjaciółkę i to się nigdy nie zmieni.
    - Dziękuję, że przynajmniej ty ze mną jesteś i wytrzymujesz moje humorki.
          W tym właśnie momencie ze szkoły wyszedł mój chłopak, właściwie po całym zdarzeniu to już były. Popatrzył na mnie z udawanym zmartwieniem i zaczął iść w naszą stronę. Warknęłam głośno i już miałam wstać i wydrapać mu oczy, kiedy przyjaciółka zatrzymała mnie. Popatrzyłam na nią z litością w oczach, na co ona westchnęła i puściła mnie wolno. Podbiegłam do chłopaka i na dzień dobry chlasnęłam go w twarz.
    - Jak mogłeś mi to zrobić! – krzyknęłam. – Ja ci ufałam, mówiłam o wszystkim, a ty mi taki numer wywijasz? Jesteś zwykłym gnojem!
    - Dawno chciałem ci to powiedzieć.– burknął. – Już mnie nie interesujesz, ale nie chciałem cię skrzywdzić, zrywając z tobą.
    - Myślisz, że cię potrzebuję? Chyba do podcierania dupy!
    - Naprawdę? W piątek jakoś wydawało mi się inaczej! Trochę więcej starań i byłabyś moja!
    - Nie jestem jakąś pierwszą lepszą dziunią, jak ta twoja nowa ździra! W przeciwieństwie do niej nie puszczam się na prawo i lewo!
    - Czyżby? To przypomnij sobie tą, jakże niewinną, historię, którą mi opowiadałaś!
           Po tych słowach po prostu nie wytrzymałam. Mój umysł domagał się jego śmierci, przypominając o nożu w bucie. Ja jednak tylko splunęłam mu w twarz i dumnie odeszłam, mijając tłum gapiów. Jedną z tych osób była wyżej wymieniona nowa dziewczyna Cole’a, Emma. Szyderczo się do mnie uśmiechnęła i zniknęła z tłumie, otaczającym plac, uczniów.
          Nie raz koleżanki z klasy opowiadały mi o tym, jaka jest wredna, jednak dopiero teraz przekonałam się o tym na własnej skórze. Mimo swojego charakteru, była codziennie głównym tematem plotek. Szkolna gwiazdka robiła wszystko, aby tylko być za językach. Zmieniała chłopaków jak rękawiczki, a niszczenie innych, zagrażających jej popularności, dziewczyn było jej hobby. Najwidoczniej teraz była kolej na mnie. Odebrać mi chłopaka i upokorzyć przed wszystkimi.  Chciała pewnie nawet nasłać na mnie dyrektora, że się na nią rzuciłam, bo widziałam jej zawiedzioną minę, kiedy zorientowała się, że nie mam zamiaru nawet do niej podejść. O to jej chodziło! Chciała, abym przy wszystkich zaatakowała ją, a później miała problemy, ale ze mną nie będzie tak łatwo. Nie dam się tak łatwo i nie będę płakać po kimś, kto na mnie nie zasłużył.
          Weszłam do ogrodu, usiadłam na trawie i schowałam twarz w dłonie, głośno oddychając. Próbowałam się uspokoić, aby następnie spokojnie pójść na lekcje. Mimo, ze był to koniec roku, nie miałam zamiaru zaniedbać nauki przez Cole’a. Emocje we mnie buzowały, miałam ochotę go zabić za to, jak mnie potraktował. Najpierw mówił jak bardzo mnie kocha, pocieszał, był przy mnie, a teraz tak po prostu potraktował mnie jak ostatnią szmatę.
          Chwilę później obok mnie usiadła czarnowłosa Eva, przyglądając mi się dokładnie. Odezwała się dopiero po kilkunastu sekundach ciągnącej się ciszy.
    - Nie powinnaś się nim martwić, a po prostu go olać i żyć dalej – powiedziała.
    - Myślisz, że to takie łatwe? Najpierw mi mówił, jak bardzo mnie kocha, a ja o wszystkim mu mówiłam, a teraz dowiaduję się, co tak naprawdę o mnie myśli – jęknęłam. – Powiedz, co ze mną jest nie tak, że zawsze trafię na nieodpowiedniego faceta? Dlaczego nie mogę zaznać ani ciupki miłości z czyjejś strony?
    - Cole nigdy się tak nie zachowywał. Jeśli zrywał z jakąś dziewczyną, starał się to zrobić tak, aby jej nie skrzywdzić i dzień po tym nie obściskiwał się już z następną. Myślę, że ktoś lub coś musiało na niego wpłynąć – odpowiedziała. Próbowałam to skomentować, ale dziewczyna wyprzedziła mnie. – Znam go od kołyski, jako małe brzdące razem się bawiliśmy, kiedy nasi rodzice rozmawiali popijając herbatę. Wiem, że bez powodu by się tak nie zachował. Wiadomo, wydaje się typowym macho, ale to tylko pozory, popis przed znajomymi. Ja wiem, że to porządny i wrażliwy chłopak, który na pewno nie skrzywdziłby żadnej dziewczyny.
    - Kiedyś musiała pojawić się ta pierwsza – odrzekłam cicho, prawie niesłyszalnie, na co dziewczyna westchnęła.
    - Minutę temu był dzwonek na lekcje. Idziesz ze mną czy zostajesz tutaj?
    - Idę – burknęłam, po czym ociężale podniosłam się z miejsca. – Nie mam zamiaru przez tego idioty upuszczać lekcji. Niech wie, że mnie tak łatwo nie zrani.
    - I właśnie taką cię lubię – odrzekła wesoło, po czym pocałowała w policzek i za rękę wyprowadziła z ogrodu. Chwyciłyśmy swoje torby, które wcześniej leżały obok ławki, i ruszyłyśmy w stronę klasy. O dziwo, gdy się tam znalazłyśmy, Cole’a nie było. Zdziwiło mnie to, bo mało prawdopodobne było, aby chłopak załamał się po całym zerwaniu ze mną, w końcu on sam tego chciał.
          Usiadłam w ostatniej ławce, obok Nathalie, do której przesadził mnie nasz biolog. Uważał, że nie mogę siedzieć z Mają, piątkową uczennicą, skoro sama mam prawie same tróje. Cóż, taki już był, ale nie miałam nic do niego. Nigdy nie był do nikogo uprzedzony i każdego traktował równo z innymi.
          Lekcje minęły normalnie. Było kilka śmiesznych sytuacji, ale w ogóle nie zwracałam na nie uwagi, co przykuło uwagę nauczycieli. Anglistka zatrzymała mnie po lekcjach pytając, czy wszystko ze mną w porządku, ale zbyłam ją mówiąc, że po prostu się nie wyspałam i wróciłam do domu.
          Kiedy byłam już przy bramie wyprowadzającej z dziedzińca, zatrzymała mnie zdyszana Evelyne.
    - Dlaczego tak szybko mi uciekłaś? Nawet nie zdążyłam się zapytać, czy idziesz dzisiaj do mnie, w końcu musimy się przygotować na ten bal.
    - Po tym wszystkim, co się dzisiaj stało mam iść na dyskotekę? – jęknęłam zdziwiona jej pytaniem.
    - Ja cię nie rozumiem. Przecież mówiłaś, że nie będziesz przejmować się kimś takim jak on. Musisz pokazać, że jesteś silna i on w ogóle cię nie obchodzi, nie jest ci do niczego potrzebny.
    - Masz rację – mruknęłam z przekonaniem. – To u kogo i o której się dzisiaj spotykamy?
     - I to mi się podoba – oznajmiła i mrugnęła do mnie porozumiewawczo. – U mnie, dzisiaj o czwartej trzydzieści.
    - A zdążymy się przygotować? Przecież impreza jest o piątej
    - Przełożyli o godzinę później. Podobno mają dzisiaj jakieś zawody i nie zdążyliby na dyskotekę, więc uprosili dyrektora, aby przełożył o godzinkę.
    - W takim razie dobrze, widzimy się za dwie godziny. Do zobaczenia.
    - Pa – krzyknęła wesoło i pobiegła na przystanek autobusowy. Ja miałam jeszcze pół godziny, a znając życie, pojazd by się spóźnił, więc usiadłam na ławce na dziedzińcu i wyjęłam z torby słuchawki. Zanim zdążyłam je podłączyć do telefonu, czyjeś dłonie przysłoniły mi oczy.
    - Zgadnij kto to! – powiedział wesoło głos.
    - Thomas? – zapytał, ale głos zaprzeczył. – Max? – Tutaj również nie zgadłam. – Jace? – dopiero, kiedy powiedziałam to imię, dłonie odsłoniły moje oczy. Odwróciłam się i zobaczyłam rozpromienią twarz Jace’a, który przeskoczył przez ławkę i usiadł obok mnie.
    - Słyszałem, że dzisiaj rano była jakaś afera z tobą w roli głównej – zaczął chłopak, ale ja tylko machnęłam obojętnie ręką.
    - Szkoda gadać. Kłótnia z byłym.
    - Widać oboje nie mamy szczęścia do miłości – skwitował.
    - Co się stało? Zerwałeś z Nathalie?
    - Tak, nie układało nam się. Na początku niby wszystko super, a potem zaczęło się psuć. A jak to było u ciebie i o co ta kłótnia? O ile w ogóle chcesz o tym rozmawiać.
    - Wszystko było super, wydawało mi się, że lepiej już być nie może. Dzisiaj wchodzę do szkoły, patrzę, a on całuję się z Emmą, córką dyrektora. Wykrzyczałam mu wszystko to, co o nim myślę, a on na to, że już dawno chciał mnie rzucić. Po tej całej kłótni nie pojawił się już na lekcjach.
    - Może było mu głupio spojrzeć ci w twarz?
   - Jemu? Głupio? – prychnęłam. – Jakoś w to wątpię. Pewnie pojawi się na dyskotece i będzie się super bawić. Najchętniej po tym wszystkim, to bym go zabiła. Mógł to rozwiązać na spokojnie, wytłumaczyć wszystko, a nie całować się na moich oczach z inną.
    - Masz racje, ale wydaje mi się to dziwne. Pewnie dużo osób ci to mówiło, ale to do niego nie pasuje. Znam go już jakieś sześć lat i wiem, że nie zachowałby się tak głupio.
    - Może nie znasz go na tyle dobrze….

***

          Dokładnie o czwartej czterdzieści stałam przy drzwiach do domu Evelyne. Zadzwoniłam do drzwi i zaraz otworzyła mi wysoka, piękna szatynka, uśmiechając się szeroko.
    - Dzień dobry, jest Eva? – zapytałam.
   - Ah, ty pewnie jesteś Naomi. Evelyne uprzedzała mnie, że przyjedziesz. Wejdź, proszę – powiedziała i wpuściła mnie do środka.
    - Mamo, kto przyszedł?! – krzyknął ktoś z góry.
    - Twoja przyjaciółka, kochanie – odezwała się kobieta. Zaraz było słychać tupot stóp bębniących o drewniane schody, a po chwili przede mną pojawiła się rozpromieniona czarnowłosa. Ściągnęłam buty, a dziewczyna zaprowadziła mnie na górę. Od razu zaczęłyśmy przygotowania. Zrobiłyśmy sobie makijaż, ubrałyśmy się w kupione w sobotę ciuchy, a Evelyne uparła się, że zrobi mi fryzurę. Zgodziłam się i nie pożałowałam. Na mojej głowie znajdowało się istne dzieło sztuki. Pofalowała mi włosy, a na głowie z kilku kosmyków zrobiła mi kokardę.
          Gotowe byłyśmy za dziesięć szósta. Tata dziewczyny zaproponował, że nas podwiezie. Bez wahania zgodziłyśmy się i wsiadłyśmy do samochodu. Do szkoły dojechałyśmy akurat wtedy, gdy już wszystko zaczynało się rozkręcać. Zauważyłam, że nie ma Cole’a, ale nie przejęłam się tym. Gdybym tylko wiedziała, co tak naprawdę się stało…


I jak? Zgadniecie co z Cole’m? Pewnie tak, ale mam nadzieję, że choć troszkę was zaskoczę xD

A oto stylówa na dyskotekę :
















I pomyśleć, że jeszcze jakiś czas temu naprawdę myślałam nad zakończeniem bloga, a teraz mam tyle pomysłów, że chyba to dopiero połowa bloga xD Jezu, masakra xd Mam nadzieję, że się cieszycie, że waszej „kochanej” Asi nie brakuje weny ;) Do następnego.