Ten rozdział jest trochę nudny, bo nie dzieje się w nim nic ciekawego i tak powinno być w najbliższym czasie. No ale przynajmniej wyjaśni się tutaj, dlaczego ten facet zabił matkę Naomi, a ją samą pozbawił wzroku :)
No, to chyba tyle, to ten...Zapraszam na rozdział ^_^
-------------------------------------------------
- A…Ale jak to „na zawsze”? – zapytałam spanikowana i szerzej rozszerzyłam oczy, lecz dalej nic nie widziałam.
- Niestety, przykro mi – powiedział lekarz ze współczuciem. – Miałem nadzieję, że wystarczy operacja, abyś mogła odzyskać wzrok, ale to jest niestety niemożliwe. A teraz przepraszam, muszę zostawić państwa samych – oznajmił, po czym wyszedł z Sali.
- Kochanie… - zaczął tata.
- Wyjdźcie – przerwałam mu. – Wyjdźcie stąd obydwaj. Chcę zostać sama.
- Naomi…
- Nie! Wyjdźcie i nikogo nie wpuszczajcie. A jakby ktoś przyszedł…Nie udzielajcie mu informacji na mój temat. Nie chcę niczyjego współczucia – rozkazałam sucho i odwróciłam głowę w stronę okna.
- Tato, chodź. Ona musi sobie to wszystko przemyśleć, nie rozumiesz? – powiedział mój brat, po czym ojciec tylko westchnął i obaj wyszli z Sali.
Dopiero, kiedy wszyscy wyszli, a ja zostałam sama, po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Straciłam wzrok…na zawsze. Te słowa obijały się o moje uszy i wracały, jak echo. Dalej nie mogłam uwierzyć, że jestem ślepa, po prostu ślepa. Taki świat, w moim przekonaniu, nie miał sensu. Nie mogłam sobie wyobrazić dalszego życia, ciągnącego się w wiecznej ciemności. To był po prostu koszmar.
Jak miała wyglądać moja nauka, spotkania ze znajomymi, czy nawet zwykłe poruszanie się z pokoju do łazienki czy kuchni. To było dla mnie niemożliwe. Na ciągłą pomoc brata nie mogłam liczyć, bo w końcu on też ma życie prywatne, a tata? Całymi dniami pracuje. Przecież nie mógłby spędzać więcej czasu ze mną, bo by go zwolnili, a my stracilibyśmy jedyne źródło utrzymania. I pomyśleć, że to wszystko przez jakiegoś szaleńca.
Nagle drzwi Sali otworzyły się lekko i usłyszałam głos mojego ojca.
- Kochanie, mam dla ciebie wiadomość - zaczął. - Dzwonili do mnie z policji. Cała sprawa się wyjaśniła. Już wiedzą, dlaczego ten facet cię zaatakował i zabił mamę. Mogę wejść? - zapytał, a ja kiwnęła głową. Ojciec wszedł do sali, zamykając za sobą drzwi i usiadł, wzdychając głęboko. - Dwunastego lipca dwa tysiące trzynastego roku twoim koledzy, Joe i Adam, wraz ze swoją koleżanką wracali pijani z jakiejś dyskoteki. Samochodem! - dodał. - W tym samym czasie przez jezdnię przechodziła grupka ludzi : małżeństwo ze swoją małą córeczką. Wtedy ten samochód, którym jechali, uderzył w ludzi. Kobieta wraz z dzieckiem zginęła na miejscu, mężczyzna trafił połamany do szpitala. Pogotowie wezwał jakiś przechodzień, bo twoi znajomi uciekli z miejsca wypadku.
Tym mężczyzną, który przeżył, był facet, który cię postrzelił, a dziewczyna, która jechała wtedy z Joe i Adamem, nazywa się Naomi Williams.
- Naomi Williams? - zapytałam. - Tak nazwał mnie ten mężczyzna, kiedy chciał mnie zabić. Czyli, że...
- Tak. On pomylił cię z tamtą dziewczyną.
- Co?! - krzyknęłam zdenerwowana. Buzowały we mnie emocje. - Czyli, że ten facet zabił moją matkę, a mnie pozbawił wzroku "przypadkiem?! To jakiś obłęd! Zabił niewinną osobę!
- Kochanie, uspokój się, wiem o tym - powiedział spokojnie i pogłaskał mnie po włosach. - Zmieniając temat. Przyszli twoi przyjaciele, a...Cole chce się z tobą widzieć.
- Powiedz mu, żeby spieprzał - mruknęłam.
- Naomi! - jęknął. - Zrozum, że oni bardzo się o ciebie martwią. Cały czas wypytują, co ci jest i dlaczego nie chcesz udzielać im informacji na swój temat. Nie powiedziałem im, to oczywiste, ale myślę, że ty powinnaś to zrobić.
- Nie! - zaprzeczyłam. - A w każdym razie nie teraz. Nie chce niczyjej litości. Powiedz im, żeby stąd poszli. Nie wpuszczę ich tu, więc szkoda ich czasu, żeby tu siedzieli - wzruszyłam ramionami. - Własnie! Jaki dzisiaj dzień?
- Piąty maja, godzina piętnasta. Właśnie skończyli lekcję i od razu do ciebie przyszli.
- Miło z ich strony, ale na prawdę nie warto, aby tu siedzieli. Nie mam zamiaru z nikim rozmawiać, co najwyżej z tobą - powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko, na co tata zaśmiał się. - Tato, a co teraz będzie z moją nauką? W szkole sobie nie poradzę, przecież teraz jestem ślepa jak kret.
- Nie mów tak - mruknął smutno. - Co do nauki, to pewnie załatwię ci lekcje indywidualne w domu. To chyba będzie najlepsze wyjście. Jutro poinformuję dyrektorkę o wszystkim.
- A wiesz, kiedy mają mnie wypisać?
- Doktor mówił, że w piątek, jeśli będzie z Tobą wszystko w porządku, powinien cię wypuścić. Mówił jeszcze, że później przyśle do ciebie szpitalną psycholog.
- Ale po co? Żadna psycholog nie jest mi potrzebna. Ja...
- Ależ kochanie. Przecież sama sobie z tym problemem nie poradzisz. Lekarz dobrze zrobił...
- Właśnie nie! - przerwałam mu. - Sama sobie doskonale poradzę. Nie potrzebuję niczyjej litości - warknęłam i odwróciłam się na drugi bok. - Jak my teraz sobie poradzimy bez mamy - westchnęłam.
- Damy rade, kochanie, damy radę...
- Weź przyśpiesz, Naomi! Wleczemy się jak ślimaki! - rozkazał szatyn, po czym wziął łyk piwa.
- Nie bądź sknera i daj łyka - jęknął brunet i wyciągnął rękę po butelkę piwa, jednak chłopak szybko schował ją za siebie.
- Mówię ci nie! - krzyknął, po czym ziewnął i położył się na tylnej kanapie samochodu. - A teraz dobranoc, idem spać.
- To idźm – mruknął Joe i pogłaskał chłopaka po głowie.
- Ej no, wy se, kurwa, odpoczywacie, a ja muszę prowadzić to cholerne auto! – krzyknęła blondynka i uderzyła pięścią w kierownicę. – Joe, ćwoku, zamień się! – jęknęła i spojrzała na szatyna.
- Nie. Kategorycznie zabraniam ci zmuszania mnie do tego.
- Albo się zamieniasz, albo zatrzymam się na poboczu i cię gwałcę – mruknęła i spojrzała spod byka na chłopaka, na co ten się zaśmiał.
- Niewyżyta seksualnie feministka – burknął i przesunął się na siedzenie pasażera obok dziewczyny. – Zmieniaj się szantażystko – warknął i chwycił kierownicę drżącymi od alkoholu rękoma. Blondynka zamieniła się z chłopakiem miejscami i, kiedy tylko dotknęła siedzenia, krzyknęła przerażona i wskazała w stronę drogi przed nimi. Joe spojrzał w tamtą stronę i zobaczył kilka metrów przed sobą trójkę ludzi na pasach: kobietę, mężczyznę i dziecko. Zaczął hamować, lecz zdecydowanie na późno. Uderzył prosto w kobietę z dzieckiem. Mężczyzna szedł z tyłu, więc tylko go stuknął wierzchołkiem samochodu.
Ciało kobiety przeleciało nad maską samochodu, uderzyło w przednią szybkę, następnie nad dachem i zatrzymało się dopiero za pojazdem. Dziecko, osłonięte przed ciało matki, leżało z wygiętą do tyło głową na środku ulicy, a mężczyzna został odrzucony na bok i leżał wpół przytomny trzymając się na biodro.
- Wiejemy! – krzyknęła Naomi, po czym chłopak ponownie odpalił silnik i ruszyli prosto przed siebie. – Zabiliśmy ludzi, rozumiecie? Zabiliśmy ludzi – mruknęła i złapała się za głowę.
Małżeństwo wraz z córeczko szło ulicą. Właśnie odebrali dziecko z urodzin koleżanki i wracali do domu. Rozmawiali, śmiali się w najlepsze.
- Tato, a we wtorek jest cyrk. Zabierzesz mnie? – zapytała z nadzieją dziewczynka, wytrzeszczając swoje duże oczy i łapiąc się ojcowskiej dłoni.
- Ależ oczywiście kochanie – zaśmiał się mężczyzna. – Jeśli będziesz grzeczna i nic nie nabroisz to jak najbardziej.
- Dzięki tatku! – krzyknęła rudowłosa i objęła ojca.
Kiedy znaleźli się przy przejściu, matka złapała swoją córeczkę na lewą rękę i powoli przeprowadziła przez pasy. Mężczyzna szedł z tyłu.
Nagle zza zakrętu wyjechał samochód. Jechał z zawrotną prędkością. Zaczął hamować dopiero kilka metrów od ludzi. Kobieta wybiegła przed dziewczynkę i osłoniła ją własnym ciałem w nadziei, że przynajmniej ją uratuje, lecz myliła się. Gdy pojazd uderzył kobietę, ta przeleciała przez całą długość auta, dziewczynkę odrzuciło do tyłu, przez co złamana kość uda, przebiła skórę i uwierała w brzuch. Najmniej ucierpiał mężczyzna. Został potrącony wierzchołkiem samochodu. Miał złamane biodro, prawą rękę i całe potłuczone ciało. Jako jedyny przeżył...
W pewnej chwili mężczyzna podniósł głowę i zaczął czołgać się w stronę swojej córki, która wyła z bólu. Położył jej rękę na policzku i cały we łzach wydusił:
- Wszystko będzie dobrze, Ann, wszystko będzie dobrze - mruknął z uśmiechem. Dziewczynka spojrzała na ojca, uśmiechnęła się smutno, po czym wyzionęła ducha. Brunet zacisnął mocno oczy, a łzy spływały po jego policzkach. - Pomszczę cię, kochanie, pomszczę...
No, to chyba tyle, to ten...Zapraszam na rozdział ^_^
-------------------------------------------------
- A…Ale jak to „na zawsze”? – zapytałam spanikowana i szerzej rozszerzyłam oczy, lecz dalej nic nie widziałam.
- Niestety, przykro mi – powiedział lekarz ze współczuciem. – Miałem nadzieję, że wystarczy operacja, abyś mogła odzyskać wzrok, ale to jest niestety niemożliwe. A teraz przepraszam, muszę zostawić państwa samych – oznajmił, po czym wyszedł z Sali.
- Kochanie… - zaczął tata.
- Wyjdźcie – przerwałam mu. – Wyjdźcie stąd obydwaj. Chcę zostać sama.
- Naomi…
- Nie! Wyjdźcie i nikogo nie wpuszczajcie. A jakby ktoś przyszedł…Nie udzielajcie mu informacji na mój temat. Nie chcę niczyjego współczucia – rozkazałam sucho i odwróciłam głowę w stronę okna.
- Tato, chodź. Ona musi sobie to wszystko przemyśleć, nie rozumiesz? – powiedział mój brat, po czym ojciec tylko westchnął i obaj wyszli z Sali.
Dopiero, kiedy wszyscy wyszli, a ja zostałam sama, po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Straciłam wzrok…na zawsze. Te słowa obijały się o moje uszy i wracały, jak echo. Dalej nie mogłam uwierzyć, że jestem ślepa, po prostu ślepa. Taki świat, w moim przekonaniu, nie miał sensu. Nie mogłam sobie wyobrazić dalszego życia, ciągnącego się w wiecznej ciemności. To był po prostu koszmar.
Jak miała wyglądać moja nauka, spotkania ze znajomymi, czy nawet zwykłe poruszanie się z pokoju do łazienki czy kuchni. To było dla mnie niemożliwe. Na ciągłą pomoc brata nie mogłam liczyć, bo w końcu on też ma życie prywatne, a tata? Całymi dniami pracuje. Przecież nie mógłby spędzać więcej czasu ze mną, bo by go zwolnili, a my stracilibyśmy jedyne źródło utrzymania. I pomyśleć, że to wszystko przez jakiegoś szaleńca.
Nagle drzwi Sali otworzyły się lekko i usłyszałam głos mojego ojca.
- Kochanie, mam dla ciebie wiadomość - zaczął. - Dzwonili do mnie z policji. Cała sprawa się wyjaśniła. Już wiedzą, dlaczego ten facet cię zaatakował i zabił mamę. Mogę wejść? - zapytał, a ja kiwnęła głową. Ojciec wszedł do sali, zamykając za sobą drzwi i usiadł, wzdychając głęboko. - Dwunastego lipca dwa tysiące trzynastego roku twoim koledzy, Joe i Adam, wraz ze swoją koleżanką wracali pijani z jakiejś dyskoteki. Samochodem! - dodał. - W tym samym czasie przez jezdnię przechodziła grupka ludzi : małżeństwo ze swoją małą córeczką. Wtedy ten samochód, którym jechali, uderzył w ludzi. Kobieta wraz z dzieckiem zginęła na miejscu, mężczyzna trafił połamany do szpitala. Pogotowie wezwał jakiś przechodzień, bo twoi znajomi uciekli z miejsca wypadku.
Tym mężczyzną, który przeżył, był facet, który cię postrzelił, a dziewczyna, która jechała wtedy z Joe i Adamem, nazywa się Naomi Williams.
- Naomi Williams? - zapytałam. - Tak nazwał mnie ten mężczyzna, kiedy chciał mnie zabić. Czyli, że...
- Tak. On pomylił cię z tamtą dziewczyną.
- Co?! - krzyknęłam zdenerwowana. Buzowały we mnie emocje. - Czyli, że ten facet zabił moją matkę, a mnie pozbawił wzroku "przypadkiem?! To jakiś obłęd! Zabił niewinną osobę!
- Kochanie, uspokój się, wiem o tym - powiedział spokojnie i pogłaskał mnie po włosach. - Zmieniając temat. Przyszli twoi przyjaciele, a...Cole chce się z tobą widzieć.
- Powiedz mu, żeby spieprzał - mruknęłam.
- Naomi! - jęknął. - Zrozum, że oni bardzo się o ciebie martwią. Cały czas wypytują, co ci jest i dlaczego nie chcesz udzielać im informacji na swój temat. Nie powiedziałem im, to oczywiste, ale myślę, że ty powinnaś to zrobić.
- Nie! - zaprzeczyłam. - A w każdym razie nie teraz. Nie chce niczyjej litości. Powiedz im, żeby stąd poszli. Nie wpuszczę ich tu, więc szkoda ich czasu, żeby tu siedzieli - wzruszyłam ramionami. - Własnie! Jaki dzisiaj dzień?
- Piąty maja, godzina piętnasta. Właśnie skończyli lekcję i od razu do ciebie przyszli.
- Miło z ich strony, ale na prawdę nie warto, aby tu siedzieli. Nie mam zamiaru z nikim rozmawiać, co najwyżej z tobą - powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko, na co tata zaśmiał się. - Tato, a co teraz będzie z moją nauką? W szkole sobie nie poradzę, przecież teraz jestem ślepa jak kret.
- Nie mów tak - mruknął smutno. - Co do nauki, to pewnie załatwię ci lekcje indywidualne w domu. To chyba będzie najlepsze wyjście. Jutro poinformuję dyrektorkę o wszystkim.
- A wiesz, kiedy mają mnie wypisać?
- Doktor mówił, że w piątek, jeśli będzie z Tobą wszystko w porządku, powinien cię wypuścić. Mówił jeszcze, że później przyśle do ciebie szpitalną psycholog.
- Ale po co? Żadna psycholog nie jest mi potrzebna. Ja...
- Ależ kochanie. Przecież sama sobie z tym problemem nie poradzisz. Lekarz dobrze zrobił...
- Właśnie nie! - przerwałam mu. - Sama sobie doskonale poradzę. Nie potrzebuję niczyjej litości - warknęłam i odwróciłam się na drugi bok. - Jak my teraz sobie poradzimy bez mamy - westchnęłam.
- Damy rade, kochanie, damy radę...
***
- Weź przyśpiesz, Naomi! Wleczemy się jak ślimaki! - rozkazał szatyn, po czym wziął łyk piwa.
- Nie bądź sknera i daj łyka - jęknął brunet i wyciągnął rękę po butelkę piwa, jednak chłopak szybko schował ją za siebie.
- Mówię ci nie! - krzyknął, po czym ziewnął i położył się na tylnej kanapie samochodu. - A teraz dobranoc, idem spać.
- To idźm – mruknął Joe i pogłaskał chłopaka po głowie.
- Ej no, wy se, kurwa, odpoczywacie, a ja muszę prowadzić to cholerne auto! – krzyknęła blondynka i uderzyła pięścią w kierownicę. – Joe, ćwoku, zamień się! – jęknęła i spojrzała na szatyna.
- Nie. Kategorycznie zabraniam ci zmuszania mnie do tego.
- Albo się zamieniasz, albo zatrzymam się na poboczu i cię gwałcę – mruknęła i spojrzała spod byka na chłopaka, na co ten się zaśmiał.
- Niewyżyta seksualnie feministka – burknął i przesunął się na siedzenie pasażera obok dziewczyny. – Zmieniaj się szantażystko – warknął i chwycił kierownicę drżącymi od alkoholu rękoma. Blondynka zamieniła się z chłopakiem miejscami i, kiedy tylko dotknęła siedzenia, krzyknęła przerażona i wskazała w stronę drogi przed nimi. Joe spojrzał w tamtą stronę i zobaczył kilka metrów przed sobą trójkę ludzi na pasach: kobietę, mężczyznę i dziecko. Zaczął hamować, lecz zdecydowanie na późno. Uderzył prosto w kobietę z dzieckiem. Mężczyzna szedł z tyłu, więc tylko go stuknął wierzchołkiem samochodu.
Ciało kobiety przeleciało nad maską samochodu, uderzyło w przednią szybkę, następnie nad dachem i zatrzymało się dopiero za pojazdem. Dziecko, osłonięte przed ciało matki, leżało z wygiętą do tyło głową na środku ulicy, a mężczyzna został odrzucony na bok i leżał wpół przytomny trzymając się na biodro.
- Wiejemy! – krzyknęła Naomi, po czym chłopak ponownie odpalił silnik i ruszyli prosto przed siebie. – Zabiliśmy ludzi, rozumiecie? Zabiliśmy ludzi – mruknęła i złapała się za głowę.
***
Małżeństwo wraz z córeczko szło ulicą. Właśnie odebrali dziecko z urodzin koleżanki i wracali do domu. Rozmawiali, śmiali się w najlepsze.
- Tato, a we wtorek jest cyrk. Zabierzesz mnie? – zapytała z nadzieją dziewczynka, wytrzeszczając swoje duże oczy i łapiąc się ojcowskiej dłoni.
- Ależ oczywiście kochanie – zaśmiał się mężczyzna. – Jeśli będziesz grzeczna i nic nie nabroisz to jak najbardziej.
- Dzięki tatku! – krzyknęła rudowłosa i objęła ojca.
Kiedy znaleźli się przy przejściu, matka złapała swoją córeczkę na lewą rękę i powoli przeprowadziła przez pasy. Mężczyzna szedł z tyłu.
Nagle zza zakrętu wyjechał samochód. Jechał z zawrotną prędkością. Zaczął hamować dopiero kilka metrów od ludzi. Kobieta wybiegła przed dziewczynkę i osłoniła ją własnym ciałem w nadziei, że przynajmniej ją uratuje, lecz myliła się. Gdy pojazd uderzył kobietę, ta przeleciała przez całą długość auta, dziewczynkę odrzuciło do tyłu, przez co złamana kość uda, przebiła skórę i uwierała w brzuch. Najmniej ucierpiał mężczyzna. Został potrącony wierzchołkiem samochodu. Miał złamane biodro, prawą rękę i całe potłuczone ciało. Jako jedyny przeżył...
W pewnej chwili mężczyzna podniósł głowę i zaczął czołgać się w stronę swojej córki, która wyła z bólu. Położył jej rękę na policzku i cały we łzach wydusił:
- Wszystko będzie dobrze, Ann, wszystko będzie dobrze - mruknął z uśmiechem. Dziewczynka spojrzała na ojca, uśmiechnęła się smutno, po czym wyzionęła ducha. Brunet zacisnął mocno oczy, a łzy spływały po jego policzkach. - Pomszczę cię, kochanie, pomszczę...
***
Obudziłam się cała zalana potem, dysząc ociężale. To, co przydarzyło się tym ludziom, przechodzi wszelkie pojęcie. Nawet współczułam temu mężczyźnie, co nie znaczyło, że nie miałam mu za złe tego, co robił mi i mojej matce.
Dopiero przez tą wizję przeszłości zrozumiałam, że tak na prawdę nie znałam ani Joe'go, ani Adam'a. Myślałam, że są lojalnymi ludźmi, ale byli jedynie bezdusznymi istotami dbający tylko o siebie. Nie rozumiem, jak mogli być tak nieodpowiedzialni. Nie chodzi mi o sam wypadek, ale o to, że zostawili tę rodzinę na pastwę losu licząc na to, że nie dosięgnie ich kara. Przecież może, jeśli pomogliby tym ludziom, wszyscy by przeżyli. Lub choć przynajmniej ta kobieta. Do tego po tym wypadku imprezowali, pili, zabawiali się. Może to tylko zmyłka? A jeśli naprawdę bardzo cierpieli, a imprezami i alkoholem próbowali to odreagować? Upijali się do utraty przytomności, aby nie myśleć o tym, że zabili ludzi? Niestety to pytanie zostanie już na zawsze bez odpowiedzi, ponieważ wyżej wymienieni nie żyją. Zostali zabici przez tego samego mężczyznę, któremu zabili żonę i córkę. Odpłacił im się tak samo. Zabił ich rodziny, oraz ich samych, a żeby nie zapomnieli, wyrył na nich datę wypadku. Datę dnia, w którym zginęła aż dójka ludzi. Datę, która na pewno już zawsze będzie siedzieć w pamięci tego mężczyzny.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam oczy. Otworzyłam oczy w nadziei, że ten wypadek był tylko złym snem, a ja obudzę się we własnym łóżku z językiem Airona na policzku. Jednak rzeczywistość nie była taka kolorowa, lecz czarna. Całkowicie czarna.
Zawiedziona padłam na łóżko i głęboko westchnęłam. Na szafce obok łóżka wymacałam telefon i słuchawki. Na pamięć klikałam punkty na ekranie telefonu, po czym wybrałam pierwszą lepszą pozycję na liście. Padło na Nikisha'e Reyes - So cold. Ta piosenka idealnie pasowała do mojego nastroju. Piosenkarka śpiewała "so cold", co nawet do mnie pasowało, bo było mi trochę zimno.
Nagle ktoś wszedł do sali i cicho usiadł na krześle obok łóżka. Miałam zamknięte oczy, ale nawet gdybym je otworzyła, nie zobaczyłabym , kto to, domyślałam się jednak, że to mój tata. Prawda była jednak inna.
- Dlaczego nie chcesz się z nikim widzieć? - zapytał głos. Przerażona otworzyłam oczy i spojrzał w stronę postaci. Czy był to głos...Cole'a?
- Co ty tu robisz? - zapytałam spanikowana.
- Wiedziałem, że twój ojciec mnie tu nie wpuści, więc przyszedłem, kiedy go tu nie ma, bo jest w toalecie - odrzekł i, wnioskując po tonie jego głosu, uśmiechnął się. - Nie było fizyczki i gościa od geografii, więc skończyliśmy lekcje o pierwszej. No, ale dalej nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- I nie mam takiego zamiaru. Wynoś się stąd - warknęłam zdecydowanie i wskazałam palcem w stronę drzwi, a przynajmniej w ich pobliże.
- Naomi...
- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać! Spieprzaj stąd! - krzyknęłam i odwróciłam się na drugi bok, mocno wtulając w kołdrę, a po moim policzku spłynęła łza.
Miałam sobie za złe, że tak potraktowałam przyjaciela, ale nie miałam innego wyjścia. Nie chciałam, aby ktokolwiek, kto nie jest z mojej rodziny, dowiedział się o mojej niepełnosprawności. Nie chciałam niczyjej litości i aby siedzieli ze mną w szpitalu na siłę.
Poczułam, jak łóżko za mną ugięło pod ciężarem chłopaka. W pewnej chwili poczułam, jak pochyla się nade mną, a jego oddech miło łaskocze moją szyję.
- Naomi, jestem twoim przyjacielem i cholernie się o ciebie martwię - powiedział cicho i dotknął nosem mojego policzkach. - Błagam, powiedz co się dzieje. Wiem, że tu nie o chodzi o sam wypadek, ani o śmierć twojej mamy, bo u mnie się tak nie zachowywałaś, ale o coś innego. Proszę, mi możesz powiedzieć.
- Gdyby to było takie łatwe - mruknęłam. - Nie mogę ci tego powiedzieć, po prostu nie mogę, zrozum. I błagam, nie nalegaj. Ja i tak ci nie powiem - mruknęłam. Szatyn tylko westchnął, wstał i okrążył łóżko, po czym klęknął naprzeciwko mnie.
- Dobrze, ale pamiętaj, że jeśli będziesz chciała się wygadać, to powiedz. Choćby nie wiem co, będę tu przychodził codziennie - powiedział. Już chciałam się odezwać, ale chłopka wszedł mi w słowo. - I nawet nie próbuj mi tego zabraniać, bo i tak przyjdę. Martwię się o ciebie, a ty dobrze o tym wiesz -mruknął, pocałował mnie w czoło i ruszył w stronę drzwi. Na odchodnym rzucił jeszcze "cześć" i wyszedł z sali. Po tej rozmowie zaczęłam się poważnie zastanawiać nad tym, czy nie powiedzieć mu wszystkiego...
Podniosłam się do pozycji siedzącej i przetarłam oczy. Otworzyłam oczy w nadziei, że ten wypadek był tylko złym snem, a ja obudzę się we własnym łóżku z językiem Airona na policzku. Jednak rzeczywistość nie była taka kolorowa, lecz czarna. Całkowicie czarna.
Zawiedziona padłam na łóżko i głęboko westchnęłam. Na szafce obok łóżka wymacałam telefon i słuchawki. Na pamięć klikałam punkty na ekranie telefonu, po czym wybrałam pierwszą lepszą pozycję na liście. Padło na Nikisha'e Reyes - So cold. Ta piosenka idealnie pasowała do mojego nastroju. Piosenkarka śpiewała "so cold", co nawet do mnie pasowało, bo było mi trochę zimno.
Nagle ktoś wszedł do sali i cicho usiadł na krześle obok łóżka. Miałam zamknięte oczy, ale nawet gdybym je otworzyła, nie zobaczyłabym , kto to, domyślałam się jednak, że to mój tata. Prawda była jednak inna.
- Dlaczego nie chcesz się z nikim widzieć? - zapytał głos. Przerażona otworzyłam oczy i spojrzał w stronę postaci. Czy był to głos...Cole'a?
- Co ty tu robisz? - zapytałam spanikowana.
- Wiedziałem, że twój ojciec mnie tu nie wpuści, więc przyszedłem, kiedy go tu nie ma, bo jest w toalecie - odrzekł i, wnioskując po tonie jego głosu, uśmiechnął się. - Nie było fizyczki i gościa od geografii, więc skończyliśmy lekcje o pierwszej. No, ale dalej nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
- I nie mam takiego zamiaru. Wynoś się stąd - warknęłam zdecydowanie i wskazałam palcem w stronę drzwi, a przynajmniej w ich pobliże.
- Naomi...
- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać! Spieprzaj stąd! - krzyknęłam i odwróciłam się na drugi bok, mocno wtulając w kołdrę, a po moim policzku spłynęła łza.
Miałam sobie za złe, że tak potraktowałam przyjaciela, ale nie miałam innego wyjścia. Nie chciałam, aby ktokolwiek, kto nie jest z mojej rodziny, dowiedział się o mojej niepełnosprawności. Nie chciałam niczyjej litości i aby siedzieli ze mną w szpitalu na siłę.
Poczułam, jak łóżko za mną ugięło pod ciężarem chłopaka. W pewnej chwili poczułam, jak pochyla się nade mną, a jego oddech miło łaskocze moją szyję.
- Naomi, jestem twoim przyjacielem i cholernie się o ciebie martwię - powiedział cicho i dotknął nosem mojego policzkach. - Błagam, powiedz co się dzieje. Wiem, że tu nie o chodzi o sam wypadek, ani o śmierć twojej mamy, bo u mnie się tak nie zachowywałaś, ale o coś innego. Proszę, mi możesz powiedzieć.
- Gdyby to było takie łatwe - mruknęłam. - Nie mogę ci tego powiedzieć, po prostu nie mogę, zrozum. I błagam, nie nalegaj. Ja i tak ci nie powiem - mruknęłam. Szatyn tylko westchnął, wstał i okrążył łóżko, po czym klęknął naprzeciwko mnie.
- Dobrze, ale pamiętaj, że jeśli będziesz chciała się wygadać, to powiedz. Choćby nie wiem co, będę tu przychodził codziennie - powiedział. Już chciałam się odezwać, ale chłopka wszedł mi w słowo. - I nawet nie próbuj mi tego zabraniać, bo i tak przyjdę. Martwię się o ciebie, a ty dobrze o tym wiesz -mruknął, pocałował mnie w czoło i ruszył w stronę drzwi. Na odchodnym rzucił jeszcze "cześć" i wyszedł z sali. Po tej rozmowie zaczęłam się poważnie zastanawiać nad tym, czy nie powiedzieć mu wszystkiego...
Boski <3
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńŻal mi Naomi :(
OdpowiedzUsuńIle ona w życiu przeszła... Śmierć matki, utrata przyjaciółki i dwójki dawnych przyjaciół (chociaż sama nie wiem, czy Naomi nadal ich jak przyjaciół traktuje. Poniekąd to oni są odpowiedzialni za obecny stan dziewczyny), straciła wzrok - na zawsze. To musi być gorzej niż straszne. W dodatku ten gościu ją napadł, myląc nazwiska Coleman i Williams :C
Współczuję jej z całego serca.
Dobrze, że może liczyć na tatę i brata. No i na Cole <3 <3 <3
Cieszę się, że jest przy niej i ją wspiera. Może jeśli powie mu prawdę, pomoże jej w jakiś sposób? Będzie wspierał, podnosił na duchu i w ogóle wszystko :D
Rozdział wyszedł bombastyczny inie pierdziel mitu, że tak nie jest :)
Bardzo dziękuję :)
UsuńMówię, że nudny, bo nie działo się w nim takiego, co mogłoby coś wnieść do całej tej porypanej historii xD
A jej nie współczuję. Zasłużyła na to wszystko (przynajmniej w moim przekonaniu). W końcu usunęła ciążę ;[
Jeszcze raz baaardzo dziękuję *.*
Smutne :( Biedaczka mam nadzieję, że ten wzrok w końcu jakimś magicznym sposobem do niej wróci czy coś :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że ma oparcie w braciszku ojcu, no i w Cole'm (nie wiem jak się odmienia imiona) Ta scena jak chłopak przychodzi do niej po prostu słodka i cuuuuuuuuuuuuuudown ^.^ Też chcę takiego chłopaka jak Cole taki opiekuńczy i milusi ^.^ Mojego Lysiunia mi przypomina ^.^ ale ma coś niecoś z Kasa którego również lubię ^.^ Nie no po prostu ideał :33333 Już niemogę się doczekać nexta :3
Znalazłam jeden błąd:
"Wiedziałem, że twój ojciec mnie tu nie wpuści, więc PRZYSZEDŁ, kiedy go tu nie ma, bo jest w toalecie" powinno być przyszedłem.
Oki, już go poprawiam, dzięki xD
UsuńJak już wspominałam w komentarzu wyżej, nie żal mi jej. Ma za swoje xD
Wiem, też go kocham. Na początku miałam zrozić z niego geja, ale chyba odejdę od tego pomysłu ;d
Jeszcze raz bardzie dziękuję :p
Koleżanki zawsze mi powtarzały, że najfajniejsi chłopacy mają już chłopaka -_- Hehe dobrze, że z cole'a zrobiłaś normalnego człowieka, a nie geja, bo bym za siebie nie ręczyła. uff :)
UsuńWiesz, że robię niespodziankę na moim blogu :P z okazji tysiąca wyświetleń? (ale mam nadzieje, że dobijemy do tylu XP)
Hahaha, taka prawda xD
UsuńJuż czekam na niespodziankę ;d
To wpadaj, a nie gadaj :P Niespodzianka już czeka :3
UsuńBiedna Naomi dużo w życiu swoim przeszła na dodatek odpycha od siebie przyjaciół by ich nie zranić i jednocześnie rozczarować. ..weny życzę i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie tyle zawieść, co rozczarować. Boi się, że przyjaciele ją opuszczą. Nie chce również ich litości. Woli już, aby nikt o niczym nie wiedział ;3
UsuńBaaardzo dziękuję. A wena na pewno się przyda xD
świetny rozdział. ;)
OdpowiedzUsuńCole jest słodki. :3
Błagam powiedz, ze jakoś przywrócisz jej ten wzrok, cud czy coś tam. xD
muszę lecieć, bo mama krzyczy xD
wgl. ''Cole chce się z tobą widzieć.'' co za właściwy dobór słów :D
Wielkie dzięki ;3
UsuńNo wiem. Kocham go normalnie <3
Jeszcze się zobaczy xD
Naomi się jeszcze zobaczy :D ? xd
UsuńHaha, nie próbuj ze mnie wycisnąć tego, co mam w planach, bo i tak ci się nie uda xD
UsuńAle mam nadzieję, że ten plan jest, bo w przypadku Agaty togo planu na którym miał się opierać cały opek to długo nie mogła wymyślić xD Nie no to było piękne XD Ja wysłałam jej całą tą moją teorię i pomysły jakie wpadły mi do głowy dotyczące tego planu, a tu takie "Plan... O kur...cze. Zapomniałam o nim xD To teraz mnie zagięłaś xd"
UsuńTak, jest nie martw się xD
UsuńMam też taki plan z taką lekką rzezią. Wiem, że miałam nie zabijać, ale ten plan jest po prostu...Wspaniały! No przynajmniej dla mnie i koleżanki, której wyjawiam wszystkie plany na temat bloga xD
Uuu rzeż :3 Like ^.^ Jej już mi się bania cieszy na myśl o rzezi :3 *echo* rzezi... rzezi... rzezi... rzezi... rzezi... Odwala mi XD
UsuńNie zamierzasz pokiereszować kochanego Cole'go? Prawda? Powiedz, że prawda.
A i daj namiary na koleżankę :P
No nie wiem, czy będzie aż taka rzeź. Coś w stylu rzezi u cb. Kilka ciał i gites :)
UsuńJasne, pisz jej numer : 69 69 69 69 0. Jak coś, to powiedz, że jesteś od Asioka ;d Jeszcze możesz zapytać o taką Kaśkę (jej sąsiadka, młodsza o rok, ale psychiczna tak nie wiem. Kiedyś molestowała ślimaka). :)
Hej... wiem, dawno mnie tu nie było... Ale miałam naprawdę złe dni... Ale nie o tym.
OdpowiedzUsuńRozdziały są cudne ;3 I chociaż ty nie współczujesz Nic to ja jej tak. Mam nadzieję, że to zdanie miało sens xd
Czy tylko ja myślę sobie jakby ludzie zareagowali, gdybym miała jakąś straszną chorobę, przez którą umrę? Cóż, pewnie większość miałaby to gdzieś.
Ale przejdźmy do rozdziału. Był bardzo fajny ;P I Cole, też bym chciała takiego przyjaciela c;
Obiecuję, że teraz będę już na bieżąco czytać!
Nie ma sprawy, doskonale cię rozumiem xD
Usuń"I chociaż ty nie współczujesz Nic to ja jej tak." - Nic? Chyba za dużo bloga Agi ;d Haha
Dzisiaj, zaraz po obudzeniu (około 5.00 nad ranem), myślałam sobie, jak zareagowaliby rodzina i znajomi, gdybym popełniła samobójstwo. Nawet już planowałam, co napisze w liście pożegnalnym xD Dobrze, że zaraz znowu zasnęłam, bo strach pomyśleć, co jeszcze bym wymyśliła xD Znając mnie, pewnie zaczęłabym szukać sznura xddd
Bardzo się cieszę, że wróciłaś i wielkie dzięki ;3
Wybacz xD Czytałam Wasze blogi pod rząd i coś mi się pokićkało xd Jeszcze raz proszę o wybaczenie ;d
UsuńOh, czyli nie tylko ja mam takie myśli :D
Haha, najwyraźniej nie ;d
UsuńSpoko, nie ma sprawy xD