Na ziemi leżało ciało jednej z dziewczyn, której ducha widziałam tamtej nocy. Miała zakrwawione ubranie i zmasakrowane ciało. Nacięte kąciki ust wykrzywiały się w grymas bólu, a zaszyte powieki nie dawały oczom dziewczyny dojścia do światła. Dłonie zostały obdarte ze skóry, a palce pozbawione paznokci. Ślady noża na całym ciele, zostawiały, teraz już zaropiałe, rany. Całość wyglądała tragicznie.
Obok spadło drugie ciało, równie zmasakrowane. Nie mogłam na to patrzeć, po prostu wybiegłam z pokoju, po drodze wpadając na tatę.
- Co się stało? - zapytał i zmarszczył brwi.
- On je zabił! Rozumiesz? Zabił! - krzyknęłam zszokowana. - Dlatego zamykał swój pokój. On tam trzymał ciała!
- Co się dzieje, Naomi? O czym ty mówisz? - zdenerwował się i szybkim krokiem ruszył w stronę pokoju. Chwilkę później wrócił równie zszokowany, co ja. Podszedł do mnie i objął swoim ojcowskim ramieniem.
- Co my teraz zrobimy? - szepnęłam cała we łzach.
- Musimy zadzwonić na policję - odrzekł. Szybko oderwałam się od niego i już chciałam coś powiedzieć, ale mnie uprzedził. - Wiem, że tego nie chcesz, ale mamy obowiązek to zrobić. Jacob musi ponieść konsekwencję swojego postępowania.
- Ale to twój syn....
- To już nie ten sam Jake, jakim był kiedyś. Nasz Jake nie zrobiłby czegoś tak okrutnego. Nie zabiłby człowieka...
***
Jakiś czas po całym tym wydarzeniu przyjechała do nas policja, po którą zadzwonił tata. Zabrali ciała, przepytali nas o szczegóły i to, gdzie może znajdować się Jacob.
W drugiej szafie znaleźli jeszcze trzy ciała, a w piwnicy - pięć następnych. Nie mogłam uwierzyć w okrucieństwo swojego brata. Wyjaśniły się te dziwne zdania, które dręczyły mnie nocami, nie dawały spać. Te duchy...One chciały po prostu, aby ich zabójca, a mój brat, został ukarany.
Boże...gdybym tylko wiedziała, do czego doprowadzą go te narkotyki. Zrobiłabym wszystko, ale ja, głupia krowa, miałam nadzieję, że jeszcze się opamięta. To była jedna z najgłupszych rzeczy, jakie zrobiłam. Nie myślałam o konsekwencjach, żyłam nadzieją, że wszystko się ułoży. Lecz ja wiem, że nic się uda. Muszę w końcu zaczął żyć realiami otaczającego mnie świata. Bo w życiu jest tak, że jedni mają szczęście, wszystko im się układa, są szczęśliwi....A reszcie? Reszta, to zwykłe wyrzutki niepotrzebne nikomu, żyjące nadzieją, która w końcu ich wykańcza. Prawda dociera do nich zbyt późno, aby uratować wszystko. Ludzie, te potwory żerujące na klęskach innych, dobijają ich, szydzą, po prostu zabijają. Wysysają z nich całą energie życiową, a potem porzucają jak psy.
Tak właśnie było ze mną. Kiedy straciłam dziecko, a chłopak okazał się oszustem miałam nadzieję, że gdy wyprowadzę się do innego miasta, zmienię otoczenie, wszystko się ułoży. Później straciłam mamę, wzrok, zaczęłam ćpać. Nadal w moim sercu płonął mały płomyczek nadziei, że los wynagrodzi mi te wszystkie nieporozumienia. Jednak to, co zrobił mój brat sprawiło, że ten płomyk zgasł, na zawsze, i już nigdy nie powróci.
Stanęłam przed lustrem poprawiając rozczochrane włosy i myjąc lepiącą się od łez twarz. Płakałam długo i pewnie płakałabym dalej, gdyby tylko nie zabrakło mi łez i siły. Po tych wszystkich wydarzeniach, które miały miejsce ostatnimi czasy, po prostu stałam się słaba. Chciałam jedynie umrzeć.
Następnego dnia nie było mnie w szkole. Jak tak dalej pójdzie, to będę powtarzać klasę. Eva i Cole dzwonili do mnie po kilka razy, ale nie odbierałam. Nie chciałam z nikim rozmawiać, kontaktować się. Wstawałam jedynie do łazienki, ale zaraz z powrotem rzucałam się na łóżko i szlochałam.
Może to wydać się dziwne, ale tak na prawdę do Jacob był najbliższą mi osobą. Nie mama, nie tata, a on. Kiedy rodzice pracowali, czasami i całymi dniami, to on pocieszał mnie w trudnych chwilach, rozśmieszał, pomagał w zadaniach, chronił prze złym towarzystwem. Chwilami wydawał się zachować, jak ojciec. Pilnował, abym o odpowiedniej godzinie wracała do domu, a jeśli tego nie robiłam, krzyczał. Mimo tego zawsze miałam w nim wsparcie i dziwiłam się, że zamiast wykorzystywać młodość, szaleć, on siedział ze mną, słuchał, pomagał...Niestety te czasy już nigdy nie powrócą, bo Jake zmienił się, stał się mordercą. Zabijał, bo "tak mu się podobało". Nie takiego Jake'a znałam i kochałam.
- Gdyby Bóg istniał, nie pozwoliłby, abym tak cierpiała - syknęłam i uderzyłam pięścią w poduszkę.
MAMA, NIE PŁACZ...
Szybko odwróciłam się w stronę głosu i, zszokowana, zobaczyłam Kelly.
"Kelly? Co ty tutaj robisz?"
PRZYSZŁAM CIĘ OSTRZEC I POCIESZYĆ, BO CZUJĘ DOKŁADNIE TO SAMO, CO TY. JESTEŚMY POŁĄCZONE NIESAMOWITĄ WIĘZIĄ, PRZEZ KTÓRĄ WIEM, CO CZUJESZ, O CZYM MYŚLISZ.
"Nie wiesz, jak ja mogę się czuć..."
DOSKONALE WIEM. TAK NA PRAWDĘ JESTEM CZĘŚCIĄ CIEBIE. ZABIŁAŚ MNIE, KIEDY JESZCZE SIĘ NIE URODZIŁAM, BYŁAM W TOBIE...
"Błagam, nie przypominaj mi tego. Mam do siebie o to żal. Gdybym tego wtedy nie zrobiła, nie posłuchała Dicka, to byłabyś najbliższą mi osobą."
CZASU NIE COFNIESZ, A JA NIE MAM DO CIEBIE O TO ŻALU. ALE NIE O TYM PRZYSZŁAM Z TOBĄ ROZMAWIAĆ.
"A więc o czym? Mam tylko nadzieję, że nie o Jake'u, bo nie chcę o nim słuchać. Zawiódł mnie i to bardzo."
NIE. CHCĘ CIĘ OSTRZEC. ON CHCE CIĘ ZABIĆ, JEST TUTAJ.
"Nie rozumiem..."
KOŃCZY MI SIĘ CZAS, ALE PAMIĘTAJ, ŻE NIE JESTEŚ BEZPIECZNA. ONI ZESŁALI TUTAJ KOGOŚ, KTO MA SIĘ CIEBIE POZBYĆ, CAŁEJ TWOJEJ RODZINY...MUSISZ UWAŻAĆ.
Zaraz po tej rozmowie, zniknęła. Nie rozumiałam, o co chodziło Kelly, więc uznałam to za zwykłe halucynacje i nie zwróciłam na to większej uwagi.
Kiedy wypłakałam się w poduszkę, wyjęłam z szafy czarne rurki, kremową koszulkę i czystą bieliznę, z którą ruszyłam do łazienki. Wzięłam długi prysznic, dokładnie umyłam włosy, a następnie wytarłam się i ubrałam. Wysuszyłam jeszcze głowę i zeszłam na dół. Madeleine oświadczyła, że idzie do sklepu kupić coś na kolację, za to tata był w pracy.
Usiadłam na kanapie i włączyłam jakiś program dokumentalny o przyszłości świata. Siedziałam tak spokojnie, póki nie zadzwonił telefon. Odebrałam, lecz w słuchawce usłyszałam jedynie dyszenie i ciche, przytłumione jęki. Pomyślałam, że to żart jakiś dzieciaków, więc nie zwróciłam na to zbytniej uwagi i rozłączyłam się.
UCIEKAJ! ON CIĘ ZABIJE!
Wzruszyłam ramionami i odłożyłam telefon na komodę. Chwilkę później znów zadzwonił, ten sam numer.
- Halo? - rzuciłam do słuchawki telefonu. Znów usłyszałam do samo dyszenie i nieludzki krzyk. - Jeśli to jakiś żart, to mało śmieszny - mruknęłam i rozłączyłam się.
JUŻ TU JEST, IDZIE TU.
Kiedy zadzwonił po raz trzeci, od razu się rozłączyłam, jednak coś przykuło moją uwagę. Mianowicie numer, z którego dzwoniły te dzieciaki. Wydawał mi się niewiarygodnie znajomy. Zaczęłam powtarzać cyferki po kolei, póki nie zrozumiałam, że to numer mamy. Dokładnie ten sam. Nie miałam go w kontaktach, bo usunęłam zaraz po jej śmierci, a teraz leży w piwnicy.
ON CIĘ ZABIJE!
Wstałam z kanapy i w tym samym momencie usłyszałam dobijanie się do drzwi piwnicy. Odskoczyłam na bok jak oparzona. Te telefony i ostrzeżenie Kelly sprawiały, że ogarnęło mnie paniczny strach. Chwyciłam telefon i pędem ruszyłam w stronę drzwi. Kiedy je otwierałam, po raz ostatni obróciłam się w stronę hałasu i zobaczyłam wysoką postać wychodzącą z piwnicy.
Miał niesamowicie białą cerę i czarne, puste oczy podkreślone czerwoną obwódką. Na twarzy gościł mu szyderczy uśmiech przyprawiający o dreszcze i nacięte kąciki ust. Był wyższy ode mnie, ubrany w podarte, zakrwawione szmaty, miejscami podarte i ukazujące białe, kościste ciało. Jego szpony mogłyby bez problemu rozerwać mnie na pół. Cały czas bełkotał pod nosem zdanie "Nie chcę, ja nie chcę", po czym zaczął szarżować w moją stronę. Pisnęłam przerażona i wybiegłam z domu.
Słońce zaczęło chować się już za horyzont, oświetlając mi drogę ostatnimi promieniami światła. Blady księżyc spoglądał na mnie i szatańską istotę znajdującą się tuż na moimi plecami.
Najbliższe domy znajdowały się jakieś trzysta metrów dalej. Nie wiedziałam, czy zdołam do nich dobiec. Zaczynało brakować mi sił, a potwór był coraz bliżej. Postanowiłam więc skręcić w stronę lasu. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Zbiegłam po poboczu i zanurzyłam się wgłąb ciemnego, tajemniczego lasu, do którego miejscowi boją się zaglądać bo uważają, że tam straszy. Ja nie miałam wyjścia. Musiałam zgubić tę istotę za wszelką cenę. Cały czas była coraz bliżej mnie, a teraz dzieliło nas jedynie jakieś dziesięć metrów, które zaczęły się skracać. Łzy płynęły po moich policzkach. Byłam pewna, że umrę.
"Dlaczego nie posłuchałam tych głosów w mojej głowie" - karciłam się w myślach.
Kiedy biegłam, potknęłam się o korzeń wystający z ziemi i z impetem sturlałam się z górki. Gdy tylko znalazłam się na dole, szybko wstałam i znów zaczęłam uciekać. Nie obchodziło mnie gdzie. Byle tylko przeżyć. Stwór znajdował się jeszcze dalej niż wcześniej, jednak szybko nadrobił tę odległość. On z każdym krokiem stawał się silniejszy, za to ja przeciwnie.
KRZYK. TYLKO ON CIĘ URATUJE!
Te słowa wydały mi się dość dziwne, ale kiedy wcześniej nie posłuchałam tych głosów - prawie mnie złapał ten stwór. Wciągnęłam więc powietrze, zatrzymałam się i odwróciłam. Kiedy potwór znajdował się zaledwie dwa metry ode mnie wydałam z siebie najgłośniejszy krzyk, na jaki było mnie stać. Istota, która przed chwilą chciała mnie zabić, zatkała uszy i zaczęła skręcać się z bólu. Kruki, które jeszcze chwilkę wcześniej siedziały na gałęziach drzew, teraz szalały i rozbijały się o pnie.
Zamknęłam oczy. Kiedy je otworzyłam, oniemiałam. Znajdowałam się w salonie, z którego dopiero co wybiegłam. Ucichłam, po czym usłyszałam otwierające się drzwi i Madeleine wbiegającą do pokoju.
- Co się stało?! - krzyknęła wystraszona.
- Zobaczyłam...szczura! Tak, ogromnego szczura i wystraszyłam się - skłamałam.
- Wiesz jak się wystraszyłam, że coś ci się stało? - westchnęłam. - Dobrze, ja idę robić kolację. Przyjdź do kuchni za pół godziny.
- Jasne - uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do pokoju. Położyłam się na łóżku, schowałam twarz w dłonie i wciągnęłam ze świstem powietrze. Zrozumiałam, kto przez ten cały czas ostrzegał mnie przed tym stworem. To nie była Kelly, ani jakiś wymysł mojego mózgu. To był głos mamy...
- Zazdroszczę pani tego pogodnego nastawienia do życia. Tyle, że to nie pani, a mi umarła mama. Mówiono, że straciłam wzrok na zawsze, brat okazał się mordercą, a sama zostałam zgwałcona i zrobiłam aborcję - warknęłam.
- Nie powinnaś się tak tym wszystkim zamartwiać. Doskonale cię rozumiem, bo jakieś bandziory zabiły mi rodziców na moich oczach, a mnie zgwałcili - po policzku pani Madeleine spłynęła łza. - Ale jakoś sobie z tym poradziłam, musiałam. Miała siedmioletnią siostrę i o rok od niej starszego brata. Ktoś musiał ich wychować. Chodź miałam tylko osiemnaście lat, z dnia na dzień musiałam dorosnąć. To nie było łatwe.
- Tyle, że wszyscy ludzie przez mnie ciepią. Tak wiele bliskich mi osób cierpi, czasami na moich oczach, a ja nie mogę cofnąć czasu, aby to zmienić. To jest najgorsze. Ja po prostu nie chcę tak żyć. To jest na prawdę trudne. A teraz pani wybaczy - mruknęłam i wstałam od stołu. - Muszę iść do swojego pokoju - rzuciłam, po czym nawet nie dziękując za kolację, wróciłam na górę.
Wiedziałam, że muszę to zrobić, nie chciałam dalej tak żyć. Musiałam ze sobą skończyć dla dobra swojego i innych. Ludzi mogliby nazwać mnie egoistą, która myśli tylko o swoich problemach, ale było przeciwnie. Robiłam to dla bliskich mi osób, rodziny. Nie chciałam, aby dalej spotykały ich same zmartwienia z mojej winy. Nie obchodziło mnie wtedy, że jestem ostatnią Cailie. Chciałam tylko dołączyć do Kelly, nic innego mnie nie obchodziło.
Weszłam do pokoju Jacob'a. Na dywanie nadal widniała ogromna plama krwi, a w powietrzu unosił się zapach zgnilizny. Nadal nie mogłam zrozumieć, jak Jake mógł spać w tym smrodzie.
Podeszłam do komody i odsunęłam pierwszą szufladę. Uśmiechnęłam się do siebie. Tak, jak się domyślałam, leżał w niej pistolet. Widziałam go, kiedy znalazłam te ciała. Wiedziałam, że może się jeszcze przydać, więc schowałam go w swoim pokoju, a gdy policja zniknęła, włożyłam do szuflady. Przecież gdyby pani Madeleine znalazła go w moim pokoju podczas sprzątania, to padłaby na zawał.
Chwyciłam ostrożnie broń. Zimna stal mroziła moje dłonie. To uczucie, że zaraz skończą się wszystkie moje problemy było wspaniałe. To, że ogarnie mnie wszechmogąca pustka, nie będę czuć bólu, zupełnie nic...
Przyłożyłam lufę do skroni. Zamknęłam oczy i wciągnęłam powietrze, a po moim policzku spłynęła łza. Nie chciałam, ja na prawdę nie chciałam tego robić, ale musiałam. Dla siebie, dla innych...Już naciskałam spust, kiedy usłyszałam otwierające się drzwi. Stanął w nich Cole. Jeszcze jego tu brakowało.
- Nie podchodź! - warknęłam, kiedy postawił krok w moją stronę.
- Naomi, nie rób tego... - mruknął przestraszony.
- Ale ja muszę. Na prawdę muszę! - krzyknęłam cała we łzach, a moje ręce zaczęły się trząść. - Nie chcę, aby ktoś jeszcze przez mnie cierpiał. Przynoszę ludziom jedynie pecha! Ja nie mogę, nie dam rady tak żyć. Nie daje rady patrzeć na śmierć bliskich mi osób.
- Naomi...Ja Cię kocham, rozumiesz? Kocham! Jeśli to zrobisz, myślisz że nikt nie będzie cierpieć? Twój tata, brat, ja..
- Też Cię kocham... - mruknęłam i opuściłam broń. - Mam nadzieję, że o mnie nie zapomnisz - westchnęłam. Chłopak popatrzył na mnie ze zdziwieniem w oczach. W tym momencie przyłożyłam broń do głowy, zamknęłam oczy, wystrzeliłam. Krew trysnęła z mojej głowy i rozlała się po całym pokoju. To był mój koniec. Tak zakończyłam wszystko. Nie miałam już problemów, zmartwień, nic...I o to mi chodziło.
-----------------------------------------------------------------------------
Zaskoczone, co? Ja też...Miałam zamiar zrobić jeszcze kilka akcji, ale cóż. Zmiana planów...
Chcę tylko powiedzieć, że w najbliższym czasie dodam epilog, a potem? Powiem wam wszystko co i jak będzie z moim drugim blogiem ;)
W drugiej szafie znaleźli jeszcze trzy ciała, a w piwnicy - pięć następnych. Nie mogłam uwierzyć w okrucieństwo swojego brata. Wyjaśniły się te dziwne zdania, które dręczyły mnie nocami, nie dawały spać. Te duchy...One chciały po prostu, aby ich zabójca, a mój brat, został ukarany.
Boże...gdybym tylko wiedziała, do czego doprowadzą go te narkotyki. Zrobiłabym wszystko, ale ja, głupia krowa, miałam nadzieję, że jeszcze się opamięta. To była jedna z najgłupszych rzeczy, jakie zrobiłam. Nie myślałam o konsekwencjach, żyłam nadzieją, że wszystko się ułoży. Lecz ja wiem, że nic się uda. Muszę w końcu zaczął żyć realiami otaczającego mnie świata. Bo w życiu jest tak, że jedni mają szczęście, wszystko im się układa, są szczęśliwi....A reszcie? Reszta, to zwykłe wyrzutki niepotrzebne nikomu, żyjące nadzieją, która w końcu ich wykańcza. Prawda dociera do nich zbyt późno, aby uratować wszystko. Ludzie, te potwory żerujące na klęskach innych, dobijają ich, szydzą, po prostu zabijają. Wysysają z nich całą energie życiową, a potem porzucają jak psy.
Tak właśnie było ze mną. Kiedy straciłam dziecko, a chłopak okazał się oszustem miałam nadzieję, że gdy wyprowadzę się do innego miasta, zmienię otoczenie, wszystko się ułoży. Później straciłam mamę, wzrok, zaczęłam ćpać. Nadal w moim sercu płonął mały płomyczek nadziei, że los wynagrodzi mi te wszystkie nieporozumienia. Jednak to, co zrobił mój brat sprawiło, że ten płomyk zgasł, na zawsze, i już nigdy nie powróci.
Stanęłam przed lustrem poprawiając rozczochrane włosy i myjąc lepiącą się od łez twarz. Płakałam długo i pewnie płakałabym dalej, gdyby tylko nie zabrakło mi łez i siły. Po tych wszystkich wydarzeniach, które miały miejsce ostatnimi czasy, po prostu stałam się słaba. Chciałam jedynie umrzeć.
Następnego dnia nie było mnie w szkole. Jak tak dalej pójdzie, to będę powtarzać klasę. Eva i Cole dzwonili do mnie po kilka razy, ale nie odbierałam. Nie chciałam z nikim rozmawiać, kontaktować się. Wstawałam jedynie do łazienki, ale zaraz z powrotem rzucałam się na łóżko i szlochałam.
Może to wydać się dziwne, ale tak na prawdę do Jacob był najbliższą mi osobą. Nie mama, nie tata, a on. Kiedy rodzice pracowali, czasami i całymi dniami, to on pocieszał mnie w trudnych chwilach, rozśmieszał, pomagał w zadaniach, chronił prze złym towarzystwem. Chwilami wydawał się zachować, jak ojciec. Pilnował, abym o odpowiedniej godzinie wracała do domu, a jeśli tego nie robiłam, krzyczał. Mimo tego zawsze miałam w nim wsparcie i dziwiłam się, że zamiast wykorzystywać młodość, szaleć, on siedział ze mną, słuchał, pomagał...Niestety te czasy już nigdy nie powrócą, bo Jake zmienił się, stał się mordercą. Zabijał, bo "tak mu się podobało". Nie takiego Jake'a znałam i kochałam.
- Gdyby Bóg istniał, nie pozwoliłby, abym tak cierpiała - syknęłam i uderzyłam pięścią w poduszkę.
MAMA, NIE PŁACZ...
Szybko odwróciłam się w stronę głosu i, zszokowana, zobaczyłam Kelly.
"Kelly? Co ty tutaj robisz?"
PRZYSZŁAM CIĘ OSTRZEC I POCIESZYĆ, BO CZUJĘ DOKŁADNIE TO SAMO, CO TY. JESTEŚMY POŁĄCZONE NIESAMOWITĄ WIĘZIĄ, PRZEZ KTÓRĄ WIEM, CO CZUJESZ, O CZYM MYŚLISZ.
"Nie wiesz, jak ja mogę się czuć..."
DOSKONALE WIEM. TAK NA PRAWDĘ JESTEM CZĘŚCIĄ CIEBIE. ZABIŁAŚ MNIE, KIEDY JESZCZE SIĘ NIE URODZIŁAM, BYŁAM W TOBIE...
"Błagam, nie przypominaj mi tego. Mam do siebie o to żal. Gdybym tego wtedy nie zrobiła, nie posłuchała Dicka, to byłabyś najbliższą mi osobą."
CZASU NIE COFNIESZ, A JA NIE MAM DO CIEBIE O TO ŻALU. ALE NIE O TYM PRZYSZŁAM Z TOBĄ ROZMAWIAĆ.
"A więc o czym? Mam tylko nadzieję, że nie o Jake'u, bo nie chcę o nim słuchać. Zawiódł mnie i to bardzo."
NIE. CHCĘ CIĘ OSTRZEC. ON CHCE CIĘ ZABIĆ, JEST TUTAJ.
"Nie rozumiem..."
KOŃCZY MI SIĘ CZAS, ALE PAMIĘTAJ, ŻE NIE JESTEŚ BEZPIECZNA. ONI ZESŁALI TUTAJ KOGOŚ, KTO MA SIĘ CIEBIE POZBYĆ, CAŁEJ TWOJEJ RODZINY...MUSISZ UWAŻAĆ.
Zaraz po tej rozmowie, zniknęła. Nie rozumiałam, o co chodziło Kelly, więc uznałam to za zwykłe halucynacje i nie zwróciłam na to większej uwagi.
Kiedy wypłakałam się w poduszkę, wyjęłam z szafy czarne rurki, kremową koszulkę i czystą bieliznę, z którą ruszyłam do łazienki. Wzięłam długi prysznic, dokładnie umyłam włosy, a następnie wytarłam się i ubrałam. Wysuszyłam jeszcze głowę i zeszłam na dół. Madeleine oświadczyła, że idzie do sklepu kupić coś na kolację, za to tata był w pracy.
Usiadłam na kanapie i włączyłam jakiś program dokumentalny o przyszłości świata. Siedziałam tak spokojnie, póki nie zadzwonił telefon. Odebrałam, lecz w słuchawce usłyszałam jedynie dyszenie i ciche, przytłumione jęki. Pomyślałam, że to żart jakiś dzieciaków, więc nie zwróciłam na to zbytniej uwagi i rozłączyłam się.
UCIEKAJ! ON CIĘ ZABIJE!
Wzruszyłam ramionami i odłożyłam telefon na komodę. Chwilkę później znów zadzwonił, ten sam numer.
- Halo? - rzuciłam do słuchawki telefonu. Znów usłyszałam do samo dyszenie i nieludzki krzyk. - Jeśli to jakiś żart, to mało śmieszny - mruknęłam i rozłączyłam się.
JUŻ TU JEST, IDZIE TU.
Kiedy zadzwonił po raz trzeci, od razu się rozłączyłam, jednak coś przykuło moją uwagę. Mianowicie numer, z którego dzwoniły te dzieciaki. Wydawał mi się niewiarygodnie znajomy. Zaczęłam powtarzać cyferki po kolei, póki nie zrozumiałam, że to numer mamy. Dokładnie ten sam. Nie miałam go w kontaktach, bo usunęłam zaraz po jej śmierci, a teraz leży w piwnicy.
ON CIĘ ZABIJE!
Wstałam z kanapy i w tym samym momencie usłyszałam dobijanie się do drzwi piwnicy. Odskoczyłam na bok jak oparzona. Te telefony i ostrzeżenie Kelly sprawiały, że ogarnęło mnie paniczny strach. Chwyciłam telefon i pędem ruszyłam w stronę drzwi. Kiedy je otwierałam, po raz ostatni obróciłam się w stronę hałasu i zobaczyłam wysoką postać wychodzącą z piwnicy.
Miał niesamowicie białą cerę i czarne, puste oczy podkreślone czerwoną obwódką. Na twarzy gościł mu szyderczy uśmiech przyprawiający o dreszcze i nacięte kąciki ust. Był wyższy ode mnie, ubrany w podarte, zakrwawione szmaty, miejscami podarte i ukazujące białe, kościste ciało. Jego szpony mogłyby bez problemu rozerwać mnie na pół. Cały czas bełkotał pod nosem zdanie "Nie chcę, ja nie chcę", po czym zaczął szarżować w moją stronę. Pisnęłam przerażona i wybiegłam z domu.
Słońce zaczęło chować się już za horyzont, oświetlając mi drogę ostatnimi promieniami światła. Blady księżyc spoglądał na mnie i szatańską istotę znajdującą się tuż na moimi plecami.
Najbliższe domy znajdowały się jakieś trzysta metrów dalej. Nie wiedziałam, czy zdołam do nich dobiec. Zaczynało brakować mi sił, a potwór był coraz bliżej. Postanowiłam więc skręcić w stronę lasu. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Zbiegłam po poboczu i zanurzyłam się wgłąb ciemnego, tajemniczego lasu, do którego miejscowi boją się zaglądać bo uważają, że tam straszy. Ja nie miałam wyjścia. Musiałam zgubić tę istotę za wszelką cenę. Cały czas była coraz bliżej mnie, a teraz dzieliło nas jedynie jakieś dziesięć metrów, które zaczęły się skracać. Łzy płynęły po moich policzkach. Byłam pewna, że umrę.
"Dlaczego nie posłuchałam tych głosów w mojej głowie" - karciłam się w myślach.
Kiedy biegłam, potknęłam się o korzeń wystający z ziemi i z impetem sturlałam się z górki. Gdy tylko znalazłam się na dole, szybko wstałam i znów zaczęłam uciekać. Nie obchodziło mnie gdzie. Byle tylko przeżyć. Stwór znajdował się jeszcze dalej niż wcześniej, jednak szybko nadrobił tę odległość. On z każdym krokiem stawał się silniejszy, za to ja przeciwnie.
KRZYK. TYLKO ON CIĘ URATUJE!
Te słowa wydały mi się dość dziwne, ale kiedy wcześniej nie posłuchałam tych głosów - prawie mnie złapał ten stwór. Wciągnęłam więc powietrze, zatrzymałam się i odwróciłam. Kiedy potwór znajdował się zaledwie dwa metry ode mnie wydałam z siebie najgłośniejszy krzyk, na jaki było mnie stać. Istota, która przed chwilą chciała mnie zabić, zatkała uszy i zaczęła skręcać się z bólu. Kruki, które jeszcze chwilkę wcześniej siedziały na gałęziach drzew, teraz szalały i rozbijały się o pnie.
Zamknęłam oczy. Kiedy je otworzyłam, oniemiałam. Znajdowałam się w salonie, z którego dopiero co wybiegłam. Ucichłam, po czym usłyszałam otwierające się drzwi i Madeleine wbiegającą do pokoju.
- Co się stało?! - krzyknęła wystraszona.
- Zobaczyłam...szczura! Tak, ogromnego szczura i wystraszyłam się - skłamałam.
- Wiesz jak się wystraszyłam, że coś ci się stało? - westchnęłam. - Dobrze, ja idę robić kolację. Przyjdź do kuchni za pół godziny.
- Jasne - uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do pokoju. Położyłam się na łóżku, schowałam twarz w dłonie i wciągnęłam ze świstem powietrze. Zrozumiałam, kto przez ten cały czas ostrzegał mnie przed tym stworem. To nie była Kelly, ani jakiś wymysł mojego mózgu. To był głos mamy...
***
Przez te trzydzieści minut miałam czas na rozmyślania i zrozumiałam coś. Ja po prostu nie mam po co żyć. Przynoszę jedynie ludziom pecha. Wszyscy moi bliscy giną lub ciepią z jakiegoś powodu. Ja nie chcę żyć całe życie z poczuciem winy, które z każdym dniem naciska i rani moje serce coraz bardziej, które jest pasożytem, który żeruje na mnie. Kolcami, które przedziurawiają mnie od środka. Nie miałam zamiaru tak cierpieć, nie zasłużyłam na to. Tak, zabiłam córkę, ale ja na prawdę tego nie chciałam. Gdybym mogła, cofnęłabym czas i wszystko naprawiła. Jedyne, na czym mi zależało w tym momencie, to po prostu zginąć.
Chwilkę później zeszłam na kolację. Już na schodach dało się czuć smaczny zapach pizzy domowej roboty. Wzruszyłam ramionami i usiadłam przy długim stole, po czym powoli zaczęłam zajadać danie, nie odzywając się ani słowem.
- Co ty taka smutna dzisiaj? - zapytała ciepło kobieta i pogłaskała mnie po głowie. - Rozumiem, że twój brat cię zawiódł, zabił niewinne dziewczyny, ale nie możesz się poddać, trzeba żyć dalej.- Zazdroszczę pani tego pogodnego nastawienia do życia. Tyle, że to nie pani, a mi umarła mama. Mówiono, że straciłam wzrok na zawsze, brat okazał się mordercą, a sama zostałam zgwałcona i zrobiłam aborcję - warknęłam.
- Nie powinnaś się tak tym wszystkim zamartwiać. Doskonale cię rozumiem, bo jakieś bandziory zabiły mi rodziców na moich oczach, a mnie zgwałcili - po policzku pani Madeleine spłynęła łza. - Ale jakoś sobie z tym poradziłam, musiałam. Miała siedmioletnią siostrę i o rok od niej starszego brata. Ktoś musiał ich wychować. Chodź miałam tylko osiemnaście lat, z dnia na dzień musiałam dorosnąć. To nie było łatwe.
- Tyle, że wszyscy ludzie przez mnie ciepią. Tak wiele bliskich mi osób cierpi, czasami na moich oczach, a ja nie mogę cofnąć czasu, aby to zmienić. To jest najgorsze. Ja po prostu nie chcę tak żyć. To jest na prawdę trudne. A teraz pani wybaczy - mruknęłam i wstałam od stołu. - Muszę iść do swojego pokoju - rzuciłam, po czym nawet nie dziękując za kolację, wróciłam na górę.
Wiedziałam, że muszę to zrobić, nie chciałam dalej tak żyć. Musiałam ze sobą skończyć dla dobra swojego i innych. Ludzi mogliby nazwać mnie egoistą, która myśli tylko o swoich problemach, ale było przeciwnie. Robiłam to dla bliskich mi osób, rodziny. Nie chciałam, aby dalej spotykały ich same zmartwienia z mojej winy. Nie obchodziło mnie wtedy, że jestem ostatnią Cailie. Chciałam tylko dołączyć do Kelly, nic innego mnie nie obchodziło.
Weszłam do pokoju Jacob'a. Na dywanie nadal widniała ogromna plama krwi, a w powietrzu unosił się zapach zgnilizny. Nadal nie mogłam zrozumieć, jak Jake mógł spać w tym smrodzie.
Podeszłam do komody i odsunęłam pierwszą szufladę. Uśmiechnęłam się do siebie. Tak, jak się domyślałam, leżał w niej pistolet. Widziałam go, kiedy znalazłam te ciała. Wiedziałam, że może się jeszcze przydać, więc schowałam go w swoim pokoju, a gdy policja zniknęła, włożyłam do szuflady. Przecież gdyby pani Madeleine znalazła go w moim pokoju podczas sprzątania, to padłaby na zawał.
Chwyciłam ostrożnie broń. Zimna stal mroziła moje dłonie. To uczucie, że zaraz skończą się wszystkie moje problemy było wspaniałe. To, że ogarnie mnie wszechmogąca pustka, nie będę czuć bólu, zupełnie nic...
Przyłożyłam lufę do skroni. Zamknęłam oczy i wciągnęłam powietrze, a po moim policzku spłynęła łza. Nie chciałam, ja na prawdę nie chciałam tego robić, ale musiałam. Dla siebie, dla innych...Już naciskałam spust, kiedy usłyszałam otwierające się drzwi. Stanął w nich Cole. Jeszcze jego tu brakowało.
- Nie podchodź! - warknęłam, kiedy postawił krok w moją stronę.
- Naomi, nie rób tego... - mruknął przestraszony.
- Ale ja muszę. Na prawdę muszę! - krzyknęłam cała we łzach, a moje ręce zaczęły się trząść. - Nie chcę, aby ktoś jeszcze przez mnie cierpiał. Przynoszę ludziom jedynie pecha! Ja nie mogę, nie dam rady tak żyć. Nie daje rady patrzeć na śmierć bliskich mi osób.
- Naomi...Ja Cię kocham, rozumiesz? Kocham! Jeśli to zrobisz, myślisz że nikt nie będzie cierpieć? Twój tata, brat, ja..
- Też Cię kocham... - mruknęłam i opuściłam broń. - Mam nadzieję, że o mnie nie zapomnisz - westchnęłam. Chłopak popatrzył na mnie ze zdziwieniem w oczach. W tym momencie przyłożyłam broń do głowy, zamknęłam oczy, wystrzeliłam. Krew trysnęła z mojej głowy i rozlała się po całym pokoju. To był mój koniec. Tak zakończyłam wszystko. Nie miałam już problemów, zmartwień, nic...I o to mi chodziło.
-----------------------------------------------------------------------------
Zaskoczone, co? Ja też...Miałam zamiar zrobić jeszcze kilka akcji, ale cóż. Zmiana planów...
Chcę tylko powiedzieć, że w najbliższym czasie dodam epilog, a potem? Powiem wam wszystko co i jak będzie z moim drugim blogiem ;)
Weszłam na bloga 31 sekund po tym, jak go opublikowałaś - to się nazywa szczęście XD Na moim ryju od razu pojawił się uśmiech, bo nawet sobie nie wyobrażasz, jak ja czekałam na ten rozdział. Naprawdę, codziennie sprawdzałam mój pulpit Bloggera sprawdzając, czy nie dodałaś czegoś nowego. I dzisiaj się doczekałam :3
OdpowiedzUsuńJake... Boże, to jakiś koszmar. Wiedziałam po ostatniej części, że to chodzi o te dziewczyny, ale miałam jakąś iskrę nadziei, że to jednak nie to... Jezu, przecież on zabił dziesięć dziewczyn! I w dodatku tak je zmasakrował...
Ten stwór, choć nie wyjaśniło się o co z nim chodzi, to świetny wątek. Ucieczka, krzyk, a potem znalezienie się z powrotem w pokoju - świetne, naprawdę świetne. Sama czułam, jakby to mnie gonił, doskonale opisałaś ten moment ;)
Na koniec... Po prostu nie wierzę... Dlaczego tak zakończyłaś...? I to jeszcze na oczah Cole'a, który ją kochał... Matko...
Wiesz, to smutne zakończenie, ale w gruncie rzeczy, mimo wszystko świetne. Jest mi bardzo smutno, ale czuję sama, że tak się skończyć powinno. Ostatnie słowa Naomi kierowane do chłopaka mnie wzruszyły...
Tak, nie spodziewałam się. Nie podejrzewałam nawet, że chcesz niedługo kończyć... Zakochałam się w tym opowiadaniu. W szczególności dlatego, że znakomicie opisywałaś wszystkie zdarzenia i emocje bohaterów, po prostu powiem tyle: kocham cię, Asia. Dziękuję ci za taki wspaniały blog. Dziękuję za to, że mogłam go czytać, a resztę dopowiem po epilogu. Strasznie mi smutno, już prawie płaczę, zaraz pewnie tak się stanie... NO CHYBA, że ją "odżywisz"! Ale to raczej niemożliwe...
W każdym razie, czekam na epilog. :D
Jak już mówiłam, miałam zamiar napisać jeszcze co najmniej z 10 rozdziałów (chciałam, aby okazało się, że w broni nie ma nabojów xdd), ale jakoś tak wyszło, że zabiłam Naomi ;)
UsuńBardzo dziękuję :* Nie przesadzaj, aż taka znakomita to ja nie jestem :/
Epilog postaram się wstawić jak najszybciej ;)
A szkoda, bo ja bym chętnie poczytała o Naomi jeszcze. I muszę się przyznać w tym momencie, że dzięki tobie i twojemu blogowi, w szczególności po tym rozdziale, budzi się we mnie coś dziwnego. Niektórzy (tak, mam tu na myśli Afrę), wiedzą, że nie cierpię krwi, psychopatów i rzezi, ale teraz... zmieniam zdanie xD Przez swoje pomysły robisz ze mnie taką samą psychopatkę (no dobra, ciebie i tak nikt nie przebije :p) XDDD
UsuńNie, nie przesadzam. Napisałam tylko to co myślę :D
Oooo, jak ja kocham zarażać ludzi tym psychucznym nastawieniem do życia ^.^
UsuńChociaż ostatnio (po ogl. filmu "Miasto 44") jestem w takiej bardziej zadumie, rozmyślaniach....Nie myślę już o rzezi, a raczej o miłości dwójki ludzi <3
E,e,e,e,ej Aśka tylko nam się nie odpsychiopaciaj!!! Co my (psycholki) bez Ciebie zrobimy O.O Ty jesteś naszą muzą, naszym bóstwem, naszym najświętszym totemem :3
UsuńTak to czytam, czytam i normalnie jebłam i nie wstaję xDD
UsuńJuż sobie wyobrażam sb jako taki totem, któremu wszyscy pokłony składają xdd O lol, normalnie jak na godz wychowawczej, co chłopacy klękali przede mną na ziemi xDDD
Skoro już jebłaś to jebnij Naomi i niech żyje. Niech będzie fajtłapą nie umiejącą się nawet zabić i nie potrafiącą wycelować w odpowiednie miejsce
UsuńProszę! Proszę! To nie może być koniec!
OdpowiedzUsuńSama obiecałaś, że Naomi nie uśmiercisz. Nie no, ja ryczę. Doprowadziłaś mnie tym do płaczu. Ale dlaczego tak zakończyłaś?!
Ale w sumie to, jest świat duchów, nie? Może jakiś duch jej pomoże i jednak będzie żyć, proszę.
Przecież nawet nie doszłaś do XX rozdziału, proszę wymyśl coś! Ja codziennie sprawdzałam profil bloggera tylko żeby zobaczyć czy jest coś nowego na twoim blogusiu. Aśka ja cię l♥vciałam, zresztą i dalej. Ale weź zrób to dla mnie i myślę, że nie tylko, ożyw jakoś Naomi, proszę. (Nie no dalej ryczę)
A ten ostatni fragment był wspaniały, słowa Cola i Naomi tak mnie wzruszyły (chlip, chlip) T_T. To było piękne.
Kochałam to opowiadanko ♥, pięknie piszesz. Wszystko super opisujesz, jak ten stwor gonił Naomi czułam się tak jakby to mnie gonił.
No nic zostaje czekać na epilog, tam powiem ci resztę bo i tak się rozpisałam :D
Nawet nie wiesz, jak się cieszę ^_^ Nie wiedziałam, że ktoś może kochać te moje wypociny...
UsuńWybacz, nie ożywię jej, wątpię, aby ktoś przeżył strzał w skroń ;/
Bardzo dziękuję :)
Ja płaczę tego jest za mało.
UsuńDlaczego?!
O śmierci Naomi postanowiłam w trakcie pisania o tym, jak Cole zobaczył czarnowłosą z pistoletem przy głowie. To była chwila...
UsuńWybacz :/
Ożyw ją musi przeżyć tak samo jak po tym wypadku z straceniem wzroku ona nie może (chlip)...
UsuńAfra ma rację! Ona nie może umrzeć. To świat duchów! Czyli świat niemożliwy! Ożyw ją!
UsuńTy chamie!!!
OdpowiedzUsuńJa się tutaj ze śpiączki budzę i wi-fi w szpitalu znajduje na laptopie (którego rodzice dzisiaj Mi przywieźli) wchodzę czytam i komentuje! A Ty Mi takie coś robisz!
Jezu, ale głowa Mi napierdala...
Dobra teraz tłumaczenie.
Nie było mnie, gdyż, iż byłam w szpitalu i sobie "spałam" ponad miesiąc... I pewnie nikt nie zauważył, że mnie nie ma! Może byłam aktywna na czacie, ale to tylko dlatego, że zostawiłam niewylogowane konto na Blogerze.
O kurwa kończę bo lekarz-Cham idzie (Nawiasem mówiąc przystojny, ale wredny. Ma 25 lat).
Ja tu jestem wyzywana. Fochhh xd
UsuńA już myślałam, że mnie opuściłaś, a tu taka nowina :O
Życzę ci szybkiego powrotu do zdrowia ;)
Cudowny <3
OdpowiedzUsuńDlaczego zabiłaś Naomi? Ona miała żyć.
Tyśka ;*
Dziękuję ;)
UsuńMiała, miała, ale nikt nie będzie żyć wiecznie...
Ale mogła mieć z Cole małe Naomi i małe Cole (chlip).
UsuńWiem gdzie mieszkasz... Tak w przybliżeniu ;)
Jake... dobra było o tym w poprzednim rozdziale, ale... dlaczego to musiał być on? Czy on nie mógł tylko "przechowywać ciał"?
OdpowiedzUsuńZajebisty moment z tym stworem. Cudnie opisałam, aż sama czułam się jakbym sama biegała i na koniec serce waliło mi jak po 2 kilometrach biegu i prawie bym wrzeszczała ;p Aśka przyjmij ode mnie medal za "realistycznie i wciągającą opisaną akcje" ^.^
Ta końcówka... NNNNNNNNNNNNNIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!! J-j-jak mogłaś zabić Naomi??? Przecież nie może to tak się zakończyć :C Nie pozwalam! VETO!!! Jak sobie Cole poradzi bez takiej wspaniałej dziewczyny, co z ostatnią Cailie? A-ale nie j-ja ryczę :..............C
Weny i czekam na epilog C:
Dziękuję milordzie na medal ;)
UsuńJak dla mnie ta akcja była jakaś taka...nudna i wgl., ale nie mi dane jest oceniać ;)
W epilogu może uda mi się wyjaśnić kilka sytuacji? No postaram się ;) Dziękuję :p
Proszę moja milordowości C:
UsuńZawsze mówisz, że jest nudne, a jest ciekawe ^.^
Ożyw ją błagam. Ona zawsze ma tyle szczęścia w nieszczęściu musi to przeżyć, bo jak nie to Cię dorwą i nakarmię Tobą piranie ;P
A więc już je do mnie wysyłaj, bo ja jej nie ożywię, przepraszam :/
UsuńNo trudno, umrę zagryziona przez piranię. A tak bardzo chciałam napisać takie jedno opowiadanie (dla sb, chodź może później bym je opublikowała xd), ale cóż, życie...Jak coś, to czekam w piwnicy wraz z moimi kumplami tzn. Buką, Krwawą Merry, Jeff the Killer'em, Chucky, Smakoszem, Kayako Saeki, Hannibalem Lecterem, Jack'iem Torrance, Leatherface'm i Freddy Krueger'em ;) Już ostrzymy piły mechaniczne. Buahahaha!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńAfra na mnie możesz liczyć! Puźniej się zmówimy i jak mówią zemsta naklebsza na zimno! Trudno trzeba będzie nam wybrać nową królową psychopatów, ale za coś takiego! To jest nie wybaczalne!
UsuńPiły mechaniczne?! Żartujesz?! Afra do mnie przyjedzie, weźmiemy ode mnie moje dwa smoki i zbroje rycerskie i miecze i po ciebie przylecimy!
Buhahahahahahahahahaha!!!!!!
OŻYW JĄ BŁAGAM CIĘ KOBIETO NA KOLANACH!!! NO! ZABIJE TWOJĄ RODZINĘ I CHŁOPAKA I ZGWAŁCĘ CIĘ JEGO TRUCHŁEM I... (chlip) błagam Cię ożyw Naomi napisz dla mnie szczęśliwy epilog, bo inaczej się popłaczę :,,,( i będę w dołku, nie w kanionie rozpaczy! Znowu!!! Ja nie chcę tylko ty mnie możesz od tego powstrzymać :I Plosie ładnie pięknie, składając pokłony.
UsuńA jak nie to żryj gruz ;p i przyjadę z Kitką na smoczusiach i żegnaj się z życiem ;p
UsuńHehe, nie mam chłopaka więc mnie nie zgwałcisz, a jego nie zabijesz :p
UsuńWiesz, że to są groźby karalne i teoretycznie powinnam to zgłosić na policję? ;) Eh, policja na pewno by sobie z wami nie poradziła xddd
Hahahaha, mam małą piwnicę i ze smoczusiami się nie zmieścicie xd A jeśli się wam uda, to poszczuję Aszlanem, a sama rozpocznę nowe życie w Narnii ;) Będę zaopatrzać Białą Czarownicę w marichuanę. Założę platację! A wy zdadzieckie psychole TAKIEGO WAŁA dostaniecie, a nie najlepszą marychę na świecie xDD
Wiesz jak mnie nastraszyłaś... Ten gość z piwnicyy... już nigdy nie pójde do piwnicy!!! Sorry że nie komętowałam ale czytam każdy rozdział :) A teraz jak mogłaś zabić naomi??!? MOJA ukochana naomi zabita niiieee nie przeżyje tego aż mi się smutno zrobiło. Mam cichą nadzieje że jednak ją jakoś ożywisz9 BYNAJMNIEJ NIE PSUJ MOICH MARZEŃ XD) szkoda że to już koniec ale co poradzić przychodzi ten czas na zmiany no nie? wiedz że blog jest był i będzie tym udanym, świetna robota.
UsuńTo potraktuję Aszlana jako twojego chłopaka ;p Co
Usuńnajwyżej możesz spróbować z snajperami albo
superbohaterami a nie mi tam byle psami grozisz ;p
Jak masz za małą piwnicę to zburzymy kilkoma ścian i
zrobi się miejsce i dla smoczusiów i dla na ciała
trupków ;p Aszlanem mnie nie strasz, bo ja się go nie
boję ;p To on się boi mnie :3
I zgadzam się z Clarą dobrze, że u mnie nie ma piwnicy, bo bym w portki narobiła xd
Myślisz, że Aszlan się cb boi? Nieee, no co ty, pfff xd Zrobiłam mu trening. Teraz zna wszystkie sztuki walki. W ciągu jednego dnia treningu zdobył czarny pas karate xD Do tego jeszcze miał lekcje u Czkawki w "Jak wytresować smoka" i umie oswajać smoki, więc mu nic nie zrobią xddd
UsuńA powinien ;p Mam "Czarną Róże" Wielki artefakt w którym siedzi duch który ma niezmierzoną moc władania cudzymi mózgami! I... kurcze to fajna historia ;p Trzeba będzie ją wykorzystać w przyszłości ;p I już nawet wiem jak :D
UsuńHyhy, powinnam się bać, co wymyślisz? xdd
UsuńHistorię na bloga wymyśliłam i tak powinnaś się bać XD
Usuńświetny rozdział *-*
OdpowiedzUsuńO Boziu, ale mnie zdziwiłaś tą końcówką...
Przez chwilę miałam nadzieję, że nie będzie naboi (albo odżyje jak Moriarty xd). Ale cóż...
Całe opowiadanie było rewelacyjne i po prostu uwielbiam je :) To jak wszystko opisujesz, emocje, zdarzenia... są cudowne :D
I w tej chwili ani trochę ci nie słodzę, żeby nie było ;p
No to co? Czekamy na epilog i na kolejne super opowiadanie! (chyba, że dołączysz do nas. Hm...? Hm...? W razie czego mam dla ciebie bohaterkę! :D)
Życzę ci dużo weny (na pewno na coś się przyda :P) oraz dobrych ocen w szkole (żeby nie było, że myślę tylko o pisaniu (bo pewna osoba się o to wkurzała...)).
Baaardzo dziękuję :)
UsuńNo cóż, nie wiem, czy aż takie rewelacyjne :/ Uważam, że nie mam talentu do pisania, ale ono sprawia mi przyjemność, oderwanie od szarej rzeczywistości, więc piszę blogi ;)
Jeszcze raz wielkie dzięki i również życzę ci tego samego ;)
P.S.Dostałam 6 z sprawdzianu z gegry ^_^ Ja, mądra xd
Uwierz mi. Jest :D
UsuńMasz talent, tylko masz problem z jego docenieniem. Przytoczyłabym ci pewne przysłowie o pisaniu, ale niestety zapomniałam ;c Jak sobie przypomnę to napiszę :)
Ej, co to za szóstki mają być?! Ja mam tylko 4 :c
To ja już w klasie robię za "tą mądrą" xd Kurczę, czy ja kiedyś pozbędę się tej łatki? Chyba nie xD
Jestem w najlepszym liceum w mieście i nadal jestem najlepsza w większości przedmiotów -,- To już się robi męczące, ale cóż takie życie, nas, geniuszy xD
Nie... No nie... Po prostu nie!
OdpowiedzUsuńNa początku chciałam się pochwalić, że 2 rozdziały temu wiedziałam o tym, że to Jacob jest zabójcą tych dziewczyn, a Ty taką bombę odjebałaś... xD
Miałam nadzieje, że Cole ją powstrzyma! Albo, że jak go zobaczyła to po prostu nie mogła tego zrobić, tak przy nim... No jak mogłaś!?
Nie zrozumiałam trochę tego momentu z tą postacią która chcę zabić Naomi ( był świetny, stwierdziłam, że na jej miejscu bym się posrała ) ale tak nagle zniknął ten obraz i... o co chodziło? co to miało znaczyć? :o
A co do śmierci Naomi... Niech ją coś uratuje, zrób coś w stylu, że to Cailie i nie może umrzeć, że świat duchów się na to nie zgadza i będzie tekst w stylu '' to nie Twój czas Cailie. Jesteś nam potrzebna'' no i cud! Cole płacze nad jej ciałem, a ona się nagle budzi, on nie wie co się dzieje sretetetete!
Ogólnie świetny rozdział, ale koniec mnie strasznie zdołował. :c
Wielkie dzięki ;)
UsuńA właśnie...wróciiiiłaaaaś <3 *tulę cię mocno* Tęskniłam c:
Ten moment...To była taka jakby teleportacja. Nie umiem tego wytłumaczyć. Po prostu się przeniosła xD
Jeszcze raz wielkie dzięki ;) I co do tego twojego pomysłu z zmastwychwstaniem, to nie. Mam inny pomysł, wybacz xd
to sie fakaj haha :D
Usuńno wiem, że się przeniosła xD ale czy to tak serio było, czy serio ktoś chce ją zabić ( na co oczywiście teraz to już za późno ) i te ostrzeżenia, pokręciło ją tam troszkę coś?
a tak odnoście najnowszego postu to weny życzę <3
Weny to ja mam dużo, gorzej z chęciami xD
UsuńEhh, nie jestem dobra w tłumaczeniu, wybacz xD Po prostu to coś, jakoś cię znalazło w jej piwnicy (nie powiem kto to był xd) i te głosy (nie powiem czyje ;)) i w końcu to zaczęło ją gonić. To nie był sen, ani nic w ten teges ;)
No właśnie myślałam, że to się wyjaśni, ale nieeeeeeeeeee po cooooooooo, lepiej ją zabić XD
UsuńOj zobaczymy, zobaczymy xD Skoro kontynuuję to raczej jej nie zabiję. nie? Mam taki inny pomysł ;)
Usuń:3
UsuńSkoro masz ten inny pomysł to dawaj bo ja tu praktycznie wariuję, bo chcę czytać dalej!!!!!!!!!!!!
UsuńTo jest tak. Wena jest, ale trudniej wezbrać to w słowa xD No, ale postaram się dodać w najbliższym czasie ;)
UsuńKtoś potrzebuje kopa w tyłek :D
UsuńPrzydałby się xD
UsuńNa mnie i na mojego smoczusia morzna liczyć buhahahahaha ^^ Życzysz sobie kopa z półobrotu, obroty, czy z sierpowego? A może z ogona mojej Agusi (że smoczka znaczy się ;p) hihi mam pełny wybór kopów ^^ A jak i to nie pomoże to zawsze dynamit, granat lub bomba w gatki i będzie (prócz spalonych pośladów) taka energia, że hohoho ;p
UsuńTo ja najpierw poproszę (w takiej właśnie kolejności) :
Usuń- lewy sierpowy
- hak z mańkuta
- blacha w czoło (pomoże w myśleniu ;))
- prawy prosty w głowę (również pomoże w myśleniu Xd)
- prawy podbródkowy
- lewy sierpowy
i możesz jeszcze dołożyć kilka ciosów. Jestem otwarta na twoje propozycje. I jak coś, to nie atakuj mnie w drodze ze szkoły, bo zanim do domu dojdę to wszystkie pomysły i chęci ode mnie odejdą :C
może po prostu strzelimy Ci w skroń?
Usuńkulą ognia z pyszczka Agusi ;p
Usuń