Z tej okazji wszystkiego naj, szczęścia, super rodzinki, więcej odpałów i prawdziwych ukochanych przyjaciół, na których będziesz mogła w każdej chwili polegać :) Dobrych ocen w szkole i poprawienia jedynek (jak coś to możesz sb zrobić u mnie korepetycje ze wszystkiego (tylko nie z bioli -.-)). Do tego pysznego tortu i abyś nigdy się nie zmieniała i dalej była taką krejzolką jak teraz xddd Pozdrawiam :) A ten epilog i zarazem ostatni post na tym blogu dedykuję Tobie kochana ;** 1oo lat ^.^
-----------------------------------------------------------------
Cała we łzach strachu
siedziałam oparta plecami o drzewo i obserwowałam to, jak żywe trupy rujnują
miasto, nad których projektanci i inżynierowie pracowali kilkadziesiąt lat.
Cole pochylał się nade mną, otwartą ręką podpierając się o pień drzewa i z
trudem utrzymując niewidzialną barierę, która powstrzymywała zombie przez
zjedzeniem nas żywcem.
Te stwory nie znały
litości, przez wieczny głód zabijały wszystko, co się ruszało. Na moich oczach
tysiące ludzi było zjadanych i zostawianych na wpół żywych na ulicy. Jeszcze
przez następne kilka minut było słychać ich krzyki, prośby o zabicie, byle
tylko nie cierpieli, byli w stanie zrobić wszystko, aby tylko ich dobić. Nie
dość, że musiałam to wszystko obserwować, to nie mogłam tym ludziom pomóc.
Wszyscy ci obywatele
Ziemi ginęli tylko i wyłącznie z mojej winy. Ostrzegał mnie i Cole, i Rada
Starszych, ale ja, jak ostatnia egoistka, zamiast myśleć o innych, wolałam brać
pod uwagę tylko życie własnego dziecka i swoje. Właśnie przez to teraz za moich
oczach ginęły wszystkie pokolenia, wszystko to, o co walczyli nasi przodkowie
przez kilkaset lat, zostało zaprzepaszczone w kilka minut. W tamtym momencie zawalił się wszystkim cały świat,
a ja mogłam mieć na sumieniu tysiące, o ile nie miliony, istnień. Dzieci, osoby
starsze, nastolatki, dla zombie nie robiło to różnicy.
Żywe trupy. To były
biegające po ulicach Nowego Jorku zwłoki, które poruszały się z taką prędkością
jak człowiek, dzięki czemu mogły bez problemu każdego dogonić. W ich zgnitych i
cuchnących ciałach były przesiąknięte złem dusze demonów. W mózgach zombie
pracował jedynie jeden ośrodek, który kazał im za wszelką cenę coś zjeść. Mogło
to być cokolwiek; pies, kot, człowiek, nawet szczur, nieważne, że był skażony
lub zarażony, byle tylko miał w sobie jakieś mięso. Jedynym ratunkiem był
strzał pistoletem o dużym kalibrze w głowę tego stworzenia. To był wyłączny
sposób na uratowanie życia swojego lub innego człowieka.
- To wszystko Twoja wina –
syknął chłopak, piorunując mnie wzrokiem. W jego oczach widziałam złość i
wysiłek, spowodowany próbą obrony naszej dwójki. Skuliłam się pod groźnym
wzrokiem chłopaka. - Mówiłem Ci, że demony w każdej chwili mogą przedostać się
na Ziemię, ale ty mnie nie słuchałaś, bo oczywiście wiesz lepiej. A tak
naprawdę gówno wiesz! Przez ciebie, na naszych oczach, cała ludzkość ginie
zjadana przez jakieś jebane zombie!
- W takim razie dlaczego
jeszcze mnie chronisz? Przecież możesz spokojnie, bez wyrzutów sumienia
wypchnąć mnie i pozostawić na pastwę losu tych bezlitosnych istot! – krzyknęłam
szatynowi prosto w twarz, a z moich oczu zaczęły wypływać następne łzy. Cole
popatrzył na mnie groźnym wzrokiem, ale zaraz mocne rysy jego twarzy zaczęły
się wygładzać.
- Nie zrobię tego – westchnął i
spuścił głowę, po czym dodał: Bo Cię kocham.
Spojrzałam na niego
trochę zdziwiona taką nagłą zmianą zachowania chłopaka. Ten tylko uśmiechnął
się lekko i delikatnie musnął moje usta. Ja w odpowiedzi spuściłam głowę.
- Czy jest w ogóle jakaś
nadzieja uratowania świata? – zapytałam najciszej jak mogłam, obawiając się
odpowiedzi. Chłopak kaszlnął nieco zaskoczony tym pytaniem, ale po chwili
odpowiedział:
- To koniec i nie uratuje nas
już nic.
Spojrzałam w prawo,
przyglądając się jasnym promieniom słońca próbującym przebić się przez ciemne
chmury i mgłę, która przysłoniła część miasta. Obawiałam się, że to ostatni
widok, jaki dane jest mi oglądać. Uśmiechnęłam się i przymrużyłam oczy. Skoro
to były moje ostatnie chwile, chciałam się nimi nacieszyć. Zaśmiałam się cicho
i rzekłam:
- Nie chciałam takiego
zakończenia, chciałam żyć. Ten świat już nie ma w sobie ani szczypty miłości,
on powoli i boleśnie umiera. Nie zasłużyłam aby żyć, dlatego właśnie muszę
odejść. Nasza historia została już powiedziana, my odchodzimy, a oni zostają.
Zabijamy się powoli, sami o tym nie wiedząc. W sekundzie możemy zniknąć jak
bańka mydlana, nie pozostawiając po sobie ani śladu. Tak właśnie będzie tym
razem…
-----------------------------------------------------------------
A oto i koniec bloga!
Oto link do drugiego *klik*. Prolog dodam możliwe że jeszcze dziś ;) Normalnie takie chęci do pisania ostatnio mam, to co będzie, jak za tydzień zaczną się ferię! Wtedy to chyba będę pisać dzień i noc xddd
I na koniec chciałam bardzo wszystkim podziękować. Ten blog przetrwał tyle tylko dzięki wam. Dawałyście mi wenę, to dzięki waszym komentarzom, blogom i w ogóle wam teraz co dzień mam dobry humor. Dziękuję, kocham was <3 <3 <3