sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział XXVI Sami sobie

    - Nazywam się Naomi Coleman. Jakiś czas temu postanowiliście zabrać mi mojego strażnika, gdyż związek między Cailie a łowcą jest niemożliwy. Zdecydowałam się więc rozmówić z waszą dwudziestką i prosić o przywrócenie Cole’a na Ziemię. Nie proszę o to tylko ze względu na mnie, ale dlatego, że jestem w ciąży. Ojcem dziecka jest właśnie on, a nie chcę, aby ono wychowywało się bez taty. Chciałabym również, aby Rash został uwolniony, nie jest niczemu winny, więc nie chciałabym, aby z mojego powodu był więźniem. Proszę o rozpatrzenie sprawy – powiedziałam ściszonym głosem i spojrzałam na grupę ludzi, zgromadzonych przy stole. Wszyscy byli w podeszłym wieku i ubrani w białe szaty. Ich włosy były już całkowicie przesiąknięte siwizną, a na twarzach mieli duże sieci zmarszczek.
    - Jak się tutaj dostałaś? – zapytał jeden z mężczyzn siedzących tuż naprzeciw drzwi.
    - Strzeliłam sobie w głowę – mruknęłam. – Dowiedziałam się, że to jedyny sposób. Gdyby było jakieś inne wyjście pewnie nigdy bym się na to nie zdecydowała. Chciałabym mieć również pewność, że ja i dziecko wrócimy na Ziemię w jednym kawałku.
    - Pozwolisz, że się naradzimy – chrząknął jeden ze starców i ruchem ręki pozwolił, aby reszta podeszła do niego i otoczyła go ze wszystkich stron. Zaczęli coś cicho szeptać i co jakiś czas zerkać kątem oka w moją stronę. Czułam się strasznie zestresowana, a moje nogi niebezpiecznie drżały, przez co musiałam dłonią przytrzymywać się ściany.
          Narada trwała już kilka minut, a ja rozmyślałam nad słowami Cole’a. Wspominał on, że jeśli opuszczę świat ludzi, choć na chwilkę, demony mogą przedostać się na drugą stronę lustra, pozbawiając nas wszystkiego. Miałam jedynie nadzieję, że chłopak nie miał racji, a kiedy wrócę już na Ziemię, wszystko będzie tak kolorowe, jak kiedyś. Że będę miała przy boku osobę, na której będę mogła polegać, która pomoże mi w wychowaniu dziecka. Codziennie będę mogła oglądać piękne jasne słońce, które swoimi promieniami będzie mnie rano witać, a wieczorem, na pożegnanie, ostrożnie muskać moje włosy. Delikatna, miękka jak bawełna trawa będzie przykrywać moje stopy, gdy, chadzając po łące, zajmować się będę zrywaniem kwiatów. To było jedynie marzenie, które tak naprawdę mogło już nie stać się rzeczywistością.
           Dopiero po kilkunastu minutach dwadzieścioro starców rozeszło się na swoje miejsca i spojrzeli na mnie z politowaniem.
    - Nasza rada postanowiła przystać na twoją prośbę, ponad połowa stanęła po twojej stronie. Postanowiliśmy jednak, że skoro na Ziemi jest teraz zbyt niebezpiecznie, to wasze dziecko bezpieczniejsze będzie u nas – burknął niskim głosem przewodniczący całej rady. Zdziwiona popatrzyłam na niego, przez co mężczyzna zaraz zaczął mi wszystko wyjaśniać. – Możliwe jest, aby dziecko osoby nadprzyrodzonej można było przetrzymać do czasu urodzenia w zaświatach. Będzie rozwijać się dokładnie tak, jak powinno, nawet twój brzuch będzie rósł tak, jakby było w środku i będzie widoczne na badaniach USG. Chcemy mieć pewność, że twoja następczyni w ogóle się urodzi, a tutaj nie grozi jej nic. Oddamy ci twoją córkę, kiedy tylko minie dziewięć miesięcy do czasu poczęcia. Będziesz mogła ją wychowywać jak zechcesz, a w zamian przeżyjecie obydwoje, a twój strażnik powróci na Ziemię. Rash, oczywiście również wróci do ciebie. Czy zgadzasz się na taki układ? – zapytał.
     - Oczywiście! Jeśli będę mogła żyć dokładnie tak, jak kiedyś mogę zgodzić się na wszystko – powiedziałam i uśmiechnęłam się sama do siebie.
          Taki obrót spraw bardzo mnie ucieszył. Dzięki temu mogłam z powrotem prowadzić bez przeszkód normalne życie, tak jak kiedyś. Wreszcie miałam szansę, być może ostatnią, aby naprawić wszystkie błędy, postarać się uważać na to, aby już nikt nigdy przez mnie nie cierpiał. To były jedynie plany, ale miałam zamiar sprawić, aby stały się rzeczywistą prawdą.
    - Niestety, teraz zmieni się cały twój świat. Twój oraz całej ludzkości znajdującej się na Ziemi. I tym razem nie będzie to wina nasza, Cole’a czy innych duchów, a jedynie twoja. Pamiętaj również, że jeżeli znowu coś się stanie ojcu twojego dziecka, to nie wróci już nigdy  – mruknął spokojnie, a na jego twarzy wymalował się niepokój oraz strach. Chciałam odezwać się choć słowem, ale nagły ból w skroni nie pozwolił mi na to. Jęknęłam z powodu łupania w głowie i zsunęłam się na ziemię. Nadgarstkami oparłam się o czoło i schowałam twarz między kolana. Nagle wszystko zaczęło mi się zamazywać, a obraz zaczął się niewiarygodnie szybko obracać.



          Poczułam, że odzyskuję przytomność, ale mimo tego nie mogłam się poruszać. Paraliż uniemożliwił mi nawet otworzenie zmęczonych oczu. Słyszałam jakieś pojedyncze rozkazy, krzyki i szybkie piszczenie kardiogramu. Czułam czyjeś dłonie, które rytmicznie uciskały moją klatkę piersiową oraz pojedyncze okucia igłą w rękę.
          Nagle dźwięk wydobywany z urządzenia do pokazywania pracy serca zaczął zwalniać, a przestraszone i zestresowane głosy stawały się spokojne i pełne ulgi. Kiedy tylko poczułam, że już mogę się lekko poruszyć, drgnęłam palcem u prawej ręki, wywołując przy tym zaskoczenie jakiejś kobiety, prawdopodobnie pielęgniarki, stojącej przy mnie.
          Zaczęłam powoli rozchylać powieki, lecz kiedy tylko poraził mnie pierwszy promień światła szpitalnych lamp, od razy je zamknęłam. Dopiero po kilku sekundach postanowiłam spróbować jeszcze raz i dopiero wtedy mi się to udało. Podszedł to mnie lekarz, przystojny mężczyzna około trzydziestki z blond włosami, który popatrzył na mnie przestraszony, ale jednocześnie ciekawy. Szerzej rozwarł moje oko świecąc w nie małą latareczką, a następnie to samo zrobił z drugim, po czym westchnął wesołym głosem:
    - Witamy wśród żywych panno Coleman.
    - Dzień dobry – mruknęłam z uśmiechem, na co lekarz zaśmiał się. – Czy mój tata i chłopak są tutaj? – zapytałam.
    - Tak, czekają na korytarzu i bardzo martwią się o panią. Zaraz ich zawołam.
    - Dziękuję – odrzekłam, po czym mężczyzna wyszedł z ogromnej Sali, w której leżało jeszcze kilka chorych osób i zaraz przy moim łóżku znalazł się zmartwiony tata oraz Cole.
     - Córeczko, co się stało?! – krzyknął tata i przytulił mnie mocno do siebie. Znad jego ramienia spojrzałam na Cole’a, na którego twarzy pojawił się szeroki i szczery uśmiech. Odwzajemniłam go i w tym monecie tata oderwał się ode mnie i spojrzał ze strachem, jakbym miała mu zaraz uciec, zniknąć sprzed oczu i po raz drugi wrócić do zaświatów. – Dlaczego chciałaś się zabić? Jeżeli ktoś zrobił ci coś złego to mi powiedz, na pewno ci pomogę.
         Strzelając sobie w głowę nie wzięłam pod uwagę tego, że tata będzie mnie wypytywać o szczegóły oraz o to, dlaczego próbowałam się zabić. W tamtym momencie myślałam tylko o chłopaku i o naszym dziecku. Nie brałam pod uwagę innych aspektów całej tej sprawy, działam pod wpływem chwili, ponieważ nie miałam na to czasu. W tamtym momencie musiałam działać, czas był zbyt ograniczony, Cole mógł w każdym momencie zniknąć i mogłam już go więcej nie zobaczyć.
    - To było tak, że zobaczyłam, jak Cole całuje się z jakąś dziewczyną – skłamałam i zrobiłam skrzywioną minę, Musiałam go okłamać, gdybym powiedziała mu prawdę, uznałby mnie za wariatkę. – On przyszedł dopiero później i wyjaśnił, że to ona się na niego rzuciła, pokazał nawet film, który nagrywała taka koleżanka i przez przypadek uchwyciła całą sytuację, nawet moją scenę zazdrości. Chciałam opuścić broń, ale niestety przez przypadek nacisnęłam spust i trafiłam prosto w głowę.
     - Cole, czy to prawda? – zapytał tata i odwrócił się w stronę chłopaka. Ten niepewnie kiwnął głową. – A więc to wyjaśnia twoją obecność w jej pokoju.
    - Tato – mruknęłam cicho, ale ten usłyszał i podniósł głowę w moją stronę. – Mógłbyś przynieść mi jakąś wodę? Strasznie chce mi się pić – poprosiłam. Ojciec spojrzał na szatyna, później na mnie, po czym powiedział „dobrze” i wyszedł z Sali. Cole od razu zajął jego miejsce i przytulił mnie do siebie obdarzając całusem.
    - Udało ci się, dzięki tobie jestem teraz przy tobie, dziecku – tutaj pogładził mój brzuch i uśmiechnął się szeroko. – Okazało się, że masz więcej jaj ode mnie. Jesteś wielka.
    - Mam to po mamusi – powiedziałam i uśmiechnęłam się uroczo. Chłopak zaśmiał się i ponownie mnie uściskał. – Niestety uważają, że dziecko jest tutaj zbyt niebezpieczne, więc postanowili zostawić je tam, na górze. Całe szczęście będzie tam tylko do czasu urodzenia, potem będziemy mogli je wychowywać według własnego uznania.  Choć właściwie to dobrze zrobili, przynajmniej nie będę musiała na każdym kroku uważać, aby jej nie skrzywdzić.
    - A więc to dziewczynka - powiedział cicho chłopak i bezgłośnie uśmiechnął się sam do siebie. – Nie wiedziałem, że taka wiadomość, że będę mieć córeczkę tak bardzo mnie ucieszy. Jeszcze nigdy nie czułem czegoś takiego. To jest jak strach, ale taki dobry strach, który jednocześnie sprawia mi przyjemność. To jest strasznie dziwne.
    - To się nazywa odpowiedzialność na drugą osobę, w tym wypadku za dziecko. Wiem, że jeszcze trochę za wcześnie, ale jak chciałbyś ją nazwać?
    - Najlepsze to by było Naomi, ale potem mógłbym was pomylić – odrzekł, na co oboje się zaśmialiśmy. – Nie wiem jak tobie, ale mi bardzo podoba się imię Vanessa.
    - No, bardzo ładne, do tego to imię mojej mamy – mruknęłam cicho. Cole popatrzył na mnie zdziwiony, ale ja tylko kiwnęłam głową w geście potwierdzenia tej informacji. – Tak, wiem, nie wiedziałeś.  Właśnie dlatego Cię kocham. Mimo tego, że są takie rzeczy, których ci z jakiegoś powodu nie powiedziałam, to rozumiesz mnie bez słów.



          Minęło już kilka dni. Okazało się, że kula jakimś cudem tylko lekko drasnęła czaszkę, pozostawiając mózg nieuszkodzonym. Lekarze mówili o cudzie, ale ja wiedziałam, że to sprawa Rady Starszych. Miałam jeszcze nadzieję, że zobaczę Rash’a, obiecali przecież, że go wypuszczą i pozwolą żyć na własną rękę. Nie chciałabym mieć go na sumieniu, nie raz próbował mi pomóc, mogłam z nim porozmawiać, był już w pewnym sensie moim przyjacielem, chociaż nigdy nie widziałam jego twarzy. Ukrywał ją za grubym kapturem, jakby był poszukiwany i nie chciał, aby ktokolwiek go rozpoznał.
          To właśnie dzisiaj miałam zostać wypuszczona ze szpitala. Tata przywiózł mi dzień wcześniej świeże ciuchy: ciemną koszulkę z krótkim rękawem, szare rurki i bluzkę z kapturem tego samego koloru. Przyjechać po mnie miał Cole, zaczęły się już wakacje, więc miał wolne, nie to, co mój ojciec. Kiedy tylko poczułam się lepiej, od razu wrócił do pracy. Dla niego liczyły się tylko pieniądze, mnie i moje życie miał gdzieś. Równie dobrze mogłabym umrzeć, dla niego nie istnieje. Inni mogą mówić, że przesadzam i tak naprawdę jestem dla niego ważna, ale on nigdy się mną nie interesował.
          Właśnie czekałam przed szpitalem na Cole’a. Spóźniał się jakieś dziesięć minut, ale teraz w Nowym Jorku były godziny szczytu. Szesnasta dwadzieścia trzy dokładnie. Przez to chłopak przyjechał dopiero po piętnastu minutach przepraszając, że pojawił się tak późno. Ja w odpowiedzi uśmiechnęłam się tylko i wsiadłam do środka.
          Jadąc przez miasto czułam się bardzo nieswojo, jakby miało się wydarzyć coś dziwnego, nieoczekiwanego przez żadnego człowieka. Cole chyba zauważył strach i niepewność w moich oczach, ponieważ zapytał co się dzieje. Ja tylko machnęłam ręką na jego pytanie i udawałam, że nic się nie dzieje. Miałam nadzieję, że to przejdzie, ale z czasem było coraz gorzej. Do tego ciemne chmury zasłaniające powoli miasto potęgowały wszystko, a kiedy zobaczyłam ludzi wysiadających z samochodów i  biegnących ulicą pod prąd, całkowicie opanował mnie strach. Popatrzyłam niepewnie na chłopaka. Ten zaraz wysiadł z pojazdu i zaczął patrzeć w stronę, z której wszyscy uciekali. W pewnym momencie jego twarz całkowicie zbladła, a kiedy nawoływałam jego imię, nie reagował.
          Wysiadłam z auta i próbowałam dopatrzeć się czegoś z tamtej strony. Nagle wielka gula stanęła mi w gardle a serce zaczęło łopotać jak spłoszony ptak. W naszą stronę zbliżało się ogromne stado zombie….



Jezuuu, normalnie aż mi się płakać chcę jak sobie pomyślę, że to już ostatni rozdział L W najbliższym czasie pojawi się epilog, a potem….Kurde, tak się przywiązałam do tego bloga, że normalnie masakra. Jak pomyślę, że już za jakiś czas zamiast wielkiego napisu „Po drugiej stronie lustra: Pogromczyni duchów” pojawi się inny, to płakać mi się chce….

No, koniec tych smutków. Ten rozdział jest taki troszkę krótszy, ale chciałam skończyć właśnie w tym momencie. Reszta w epilogu J

15 komentarzy:

  1. Ulala, zombie, odjazd xd
    Świetnie, że pozwolili wrócić jej i Cole'owi. I w dodatku będą mieli dziecko :3 Może inni tego nie preferują, natomiast ja bardzo lubię podobne wątki. Dwoje kochających się ludzi i bobasek :3 Takie słodkie to :33
    Ale nie, serio, to zakończenie to ogromnie mnie zaciekawiło. Czyli przypuszczenia Cole'a były trafne i demony czy jakieś inne stwory przedostały się do świata... Fajnie xd
    Fatalnie, że to ostatni rozdział... Kurczę, przyznaję szczerze, że się mocno przywiązałam do całego bloga, do bohaterów... I do ciebie xd :P Pocieszający jest jedynie fakt, że zostanie jeszcze epilog. Ale potem to załamka :'(
    Cóż... Więc czekam na to zakończenie :( I na kolejnego bloga *-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, jak na razie tylko Afra poznała część mojego planu, a wy dowiecie się o nim w swoim czasie xDD Kto wie, może się nawet ucieszycie? ;)
      Super, nie? Na początku miały byś demony, ale gra "Into the dead" tak na mnie podziałała xddd
      Nie no, ja was nie mam zamiaru na razie opuszczać, co najwyżej blog xddd ale taka wena mnie złapała, że nie wiem, czy już jutro nie dodam ;))
      Dziękuję <3

      Usuń
  2. "Okazało się, że masz więcej jaj ode mnie. Jesteś wielka." Rozbroiłaś mnie tym tekstem xD Miałam dziś zły humor a ty mi to zniszczyłaś ;p Teraz będę się śmiać cały dzień xD Rodzina pomyśli, że jestem niedorozwinięta czy coś xD A co tam walić to i tak mnie nikt z nich nie kocha, więc co ja się przejmuje ;p Ale nadal mi smutno xd bo kończysz blogusia xd i pożrą ich zombie xd i Vanessa urodzi się z brzuszka zombie xd i zje mamusie od środka xd ...
    Czekaj co ja pisze xD haha faza jakaś %D
    Zajebiście wyszło :3 Cała jesteś zajebista ;3 niestety się nie rozpisuje bo za kilka minut wyjeżdżam xd liczyłam, że udając choróbsko, nie będę musiała, ale nie wyszło xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzie jeśli można wiedzieć? xddd
      Serio? Nie wiedziałam, że to może kogoś rozbroić xDDD No ale Cole jeszcze zdąrzy pokazać, że ma jaja....Chyba, że wcześniej zombie zjedzą *.*
      O, dziękuję, dziękuję <3 Zawsze do usług XDD

      Usuń
    2. Jadę do Złotnik przez Sobotę, do ciotki zwanej "Kot" ;p I całą drogę śpiewanie "dzisiaj jest sobota - imieniny kota" xd uszy mi odpadły xddd Jak ktoś ma święto to jedziemy, a jak ja mam urodziny to nawet pieprzony prezent urodzinowy muszę se kupić xddd taka rodzina xd chociaż w sumie się trochę cieszę, że nie przypomniało im się o moich urodzinach xd mniej wiochy mi zrobią xd w zeszłym roku to wpadli do pokoju i rykneli "wszystkiego najlepszego ZUZIA" xd jprdl xddd
      "Cole jeszcze zdąrzy pokazać, że ma jaja" ale w przenośni czy tak na serio xDDD Rany, boję się swoich myśli xD

      Usuń
    3. Sorki nie jadę a pojechałam xd przecież byłam tam wczoraj ach mój nie ogar xd

      Usuń
    4. W przenośni, jasne, że w przenośni XDD Jezuuu, jesteś bardziej zboczona ode mnie bratnia duszo xddd
      Mi całe szczęście siary nie robią, a prezenty to oczywiście kasa xddd

      Usuń
    5. No i tak właściwie to już pokazał dosłownie, że ma jaja...Dowodem tego jest ciąża Naomi xDDD Kurde, to twoje zboczeństwo mi się udzieliło xdddd

      Usuń
    6. Haha musimy umówić się kiedyś w psychiatryku ;p haha

      Usuń
  3. Ja płacze coś mnie ostatnio na plakanie bierze. Szkoda ze to koniec a może wcale nie. .. tez się przyywiazalam do tego bloga. Ale dobre jest to ze przynajmniej z nami zostaniesz; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak coś to mogę cię przytulić c:
      No a co ja mam powiedzieć? To chyba pierwszy blog za którym strasznie będę tęsknić :(
      Nie no, zostawić was to jak na razie nie mam zamiaru ;p

      Usuń
  4. Cudowny <3
    ZOMBIE!!! Przynajmniej wiadomo, że dziecku Naomi nic się nie stanie. Szkoda, że to ostatni rozdział. Jestem smutna :(
    Teraz czekam na epilog, a później na kolejne, wspaniałe opowiadanie. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No epilog pojawi się jeszcze dziś :)
      Bardzo dziękuję :) Ten blog tyle przetrwał tylko dzięki wam. Kocham was <3

      Usuń
  5. To teraz apokalipsa miszczu ;*** podobnie jak w moim bloggu xddd

    No rozdzialik supcio... Rady starszych nie cierpie zgryźliwe typki.... Cole jest taaaaki kochany <3333 nic tylko schrupać *O* no więc płacze razem z tb jeśli chodzi o zamknięcie blogga :'( ale myśle że coś jeszcze wymyślisz xddd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jasne, przecież mnie znasz xddd
      No wiesz, jak już gdzieś wspominałam o tym, że miała być na początku apokalipsa demonów, ale za dużo "Into the dead" xDDD
      Dziękuję bardzo <3

      Usuń