poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział V To jeszcze nie twój czas...

          Konkurs, kim jest ten ktoś, wygrała Aga Pass. Jako pierwsza odgadła. Rację miała również Dagmara Kaa, więc nagroda jest dla waszej dwójki. Oto coś, czego nie sprzedają w sklepach. Oto...
Czekotubka!

A teraz zapraszam na rozdział...



          Tą osobą był…Cole! Tak, ten Cole, brat Lindsay. Popatrzyłam na niego zaskoczona, za to on był trochę zdezorientowany. Nie rozumiałam, dlaczego to zrobił.
    - To…ty? Ale dlaczego? – zapytałam cicho.
    - Wybacz, ale musiałem – westchnął. – Miałem u nich dług wdzięczności. Powiedziałem im, że ja nikogo nie porwę, ale wtedy zagrozili, że zabiją moją rodzinę. Nie miałem wyjścia, a wiedziałem, że oni nic ci nie zrobią. Byłaś dla nich zbyt cenna. Zgarnęliby za ciebie kupe szmalu i nie mogli ryzykować. 
    - To nie lepiej było zgłosić to na policję?
    - A ty myślisz, że to by coś dało? To jest GANG! Ich jest więcej. Mściliby się nie tylko na mnie, ale jeszcze na mojej rodzinie. Nie mogłem na to pozwolić…
          Nagle usłyszeliśmy w oddali syreny policje. Oboje odwróciliśmy w głowę w stronę dźwięku. Chwilkę później przed naszymi oczami pojawiły się trzy radiowozy i cztery karetki. Powiedziałam ratownikom gdzie są ranni, a następnie podeszli do mnie policjanci. Zaczęli się o wszystko wypytywać, aż w końcu poruszyli temat Cole’a.
    - Czy to jeden z porywaczy? – zapytał policjant. Chłopak spuścił głowę. Zapewne było mu głupio po tym, co zrobił. Ja jednak nie chciałam, żeby szedł od więzienia czy dostawał zawiasy i kuratora. Nawet trochę go rozumiałam, bo sama zrobiłabym to samo.  
    - Nie – odrzekłam, na co szatyn podniósł głowę i popatrzył na mnie ze zdziwieniem. – Usłyszał moje krzyki i pomógł mi się uwolnić.
     - Przez telefon mówiłaś, że porywaczy było pięciu…
     - Najwyraźniej mi się pomyliło – warknęłam. 
     - Dobrze. Odwieziemy cię teraz do domu. A ty chłopcze – zwrócił się do Cole’a. – podasz nam jeszcze swoje dane i będziesz mógł jechać do domu.
          Mężczyzna zaprowadził mnie do wozu, a następnie zawiózł mnie do domu. 

***

          Do mojego domu dojechaliśmy jakieś czterdzieści minut później. Od razu wyszłam z samochodu i wbiegłam do domu. Mama siedziała na kanapie ze spuszczoną głową, a tata ją obejmował. Gdy mnie zobaczyli, od razu ich twarze się rozpogodziły. Podbiegli do mnie o mnie objęli.
    - Jak ja się o ciebie martwiłam – jęknęła cicho moja rodzicielka.
    - Powinnaś się martwić o tych porywaczy – zaśmiałam się. – Wszyscy w szpitalu wylądowali.
    - Moja krew – powiedział tata i poczochrał mnie po włosach. – Bardzo państwu dziękuje – zwrócił się do policjantów.
    - To my, powinniśmy dziękować pana córce. Dzięki niej ujęliśmy przestępców, których tropiliśmy od dwóch lat.
    - Widzisz? Zajęcia z łuku się przydały – powiedziałam zadowolona.
    - Łukiem ich załatwiłaś? – zapytał tata. 
    - To już wszystko z naszej strony – przerwał nam policjant. – Jeśli będziemy jeszcze potrzebować państwa pomocy, to wezwiemy na komisariat. Do widzenia.
    - Do widzenia – odrzekłam. – A wracając do łuku, to dwóch z nich załatwiłam nożem, a dwóch następnych łukiem.
    - Co za wrodzona agresja – usłyszałam na sobą. Odwróciłam się i ujrzałam mojego brata. – Nie mogłaś znęcać się nade mną, to wykorzystałaś gangsterów.
    - Szkoda, że ty nie byłeś jednym z nich – odgryzłam się i wystawiłam mu język.
    - Wy, to nawet teraz musicie sobie dogryzać – oznajmił tata.
    - Yyy…Mam pytanie – przerwałam. – Czy przez to porwanie będę mogła nie iść do szkoły?
    - A czujesz się źle? Zrobili ci coś?
    - Nie…
    - No to idziesz do szkoły! Postanowione – stwierdziła moja rodzicielka i ruszyła do kuchni. – Chodź na śniadanie!
          Tak właśnie wyglądał ten poranek. Mimo porwania i tak musiałam iść do budy. Moi rodzice uważali, że nic poważnego się nie stało i jestem w stanie iść do szkoły. W końcu to porywacze bardziej ucierpieli, niż ja. Nóż lub strzała w udzie czy ramieniu to chyba jednak lekka przesada, ale trzeba przyznać, że bronić się musiałam. Innego wyjścia nie było. Takie są skutki porywania psychopatek takich, jak ja. 
    - Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – zawołała matka.
    - Tak, tak, już idę – mruknęłam i ruszyłam do kuchni. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść kanapki z serem. Pochłonęłam je dość szybko i żwawym krokiem ruszyłam na górę. Wzięłam prysznic i w samym ręczniku ruszyłam do pokoju. Wzięłam z szafy czarną sukienkę na ramiączkach do połowy ud, która z tyłu miała koronkę i czarne trampki. Najpierw oczywiście ubrałam czarną bieliznę, a następnie wcześniej przygotowane ciuchy. Włosy uczesałam i zostawiłam rozpuszczone, spakowałam książki i zeszłam na dół. Pożegnałam się jeszcze z rodzicami i ruszyłam na przystanek.
          Postanowiłam, że nikomu nie będę mówić o tym incydencie. W końcu nic poważnego się nie stało, a wiem, że Cole nie będzie czuł się z tym zbyt dobrze. Może to dziwne, że stałam się co do niego taka dobroduszna, ale w pewnym sensie go rozumiałam. Sama zrobiłabym to samo, po za tym przeze mnie i tą gazetę miał problemy. No i oczywiście naturalne jest to, że chciał chronić rodzinę. Nie jego wina, że na świecie są tacy psychopaci, jak tamci. 
          Na przystanek doszłam jakieś dwie minuty później. Zobaczyłam na rozkład i okazało się, że mam jeszcze kilka minut. Przysiadłam się na ławkę i zaczęłam słuchać muzyki. Chwilę później przyjechał mój autobus, więc wsiadłam do niego i zajęłam jedno z wolnych miejsc. Jechałam tak kilka minut, kiedy bez słowa przysiadł się obok mnie Cole. No tak, przecież przed chwilą minęliśmy jego dom.
    - Chce cię jeszcze raz przeprosić i…podziękować – mruknął nie patrząc nawet na mnie.
    - Niby za co mi dziękujesz? – zapytałam.
    - Za to, że mnie nie wydałaś mimo tego, co zrobiłem…
    - Po prostu nie chciałam, żebyś przez takie głupstwo szedł do więzienia. 
    - A wybaczysz mi przynajmniej? – zapytał z nutką nadziei w głosie. 
    - Ja już ci wybaczyłam – mruknęłam i wstałam widząc, że dojeżdżamy pod szkołę. – Powiedzmy, że teraz jesteśmy kwita.
    - O czym ty mówisz? 
    - O tej gazecie w twoim plecaku. Po tym na pewno na to zasłużyłam. W końcu chciałam ci zrobić na złość, chociaż nic mi nie zrobiłeś – wzruszyłam ramionami i szybkim krokiem wyszłam z autobusu. – I nie martw się, nikomu o tym nie powiem. Nawet Lindsay… - oznajmiłam na odchodnym i ruszyłam w stronę wejścia do szkoły. Gdy tylko weszłam na korytarz, zaatakowała mnie Li. Trochę mnie zdziwiło, dlaczego nie jechała razem z Colem do szkoły. Ta mi wytłumaczyła, że ona miała rano zajęcia z siatki i musiała wcześniej przyjechać do szkoły.
          Kilka minut przed dzwonek podszedł do nas główny gospodarz i poprosił Lin do pokoju gospodarzy, aby wyjaśnić jakąś sprawę związaną z papierami. Ja w tym czasie postanowiłam pochodzić trochę po szkole. Gdy przechodziłam obok jednej z sal, coś, a raczej ktoś, przyciągnął moją uwagę. Był to Cole, który siedział na jednym z krzeseł i wpatrywał się w ziemię.
          Domyśliłam się, że dalej zadręczał się tym, co stało się przed zaledwie kilkoma godzinami. Było mi go żal, że przez taką idiotkę, jak ja, tak się tym wszystkim przejmował. Mnie samą zdziwiło też to, że było mu trochę współczułam. Od czasu tego incydentu z Davidem i…no tym gwałtem, czułam wstręt do mężczyzn, a tego było mi żal. To było wręcz dziwne.
          Cicho weszłam do sali, jednak chłopak chyba poczuł moją obecność, ponieważ podniósł głowę. Kiedy mnie zobaczył, szybko ją opuścił. Westchnęłam i usiadłam naprzeciw niego na ziemi, łokcie oparłam o jego kolana, a brodę o dłonie.
    - Chyba coś ci mówiłam – mruknęłam.
    - To nie o to chodzi – wywrócił oczami.
    - A więc? O co?
    - Dopiero, co Kathrin wyjechała i miałem nadzieję, że wreszcie będę mieć spokój, a tu wyskakuje następna zakochana – jęknął. – Dlaczego nie urodziłem się brzydki?
    - Bo wtedy żadna nie chciałaby z tobą chodzić – wzruszyłam ramionami.
    - Ty byś chciała – powiedział i uśmiechnął się pociągająco.
    - Widzę, że humorek wraca – mruknęłam.
    - Uuuu, jakie flirty – usłyszałam za sobą. Razem z Colem popatrzyłam w stronę głosu i zobaczyłam Lindsay.
    - Tobie tylko jedno w głowie – burknął znudzony chłopak.
    - Bo wszystkie twoje rozmowy z laskami kończyły się chodzeniem, następnie zerwaniem, laski płakały całą noc i niektóre wysyłały ci pogróżki.
    - Serio? – zapytałam z niedowierzaniem.
    - To ostatnie zmyśliłam – mruknęła. – Ale reszta, to prawda. 
    - Typowy Casanova – zaśmiałam się.
          Rozmawialiśmy tak jeszcze dobre kilka minut, dopóki nie zadzwonił dzwonek. Wtedy we trójkę ruszyliśmy do Sali biologicznej, w której mieliśmy mieć następną lekcję.
          Gdy zadzwonił ostatni dzwonek tamtego dnia, szybkim krokiem wyszłam na dziedziniec, usiadłam na jednej z ławek i czekałam na Lin, w którą miałam pojechać na zakupy. Miałam jej pomóc kupić jakąś sukienkę, bo za tydzień miała mieć ślub kuzynki. 
          Dziewczyna wyszła ze szkoły jakąś minutę po mnie. Z uśmiechami na twarzach ruszyłyśmy na przystanek.


***


          Znajdowałam się w windzie. Niby nic nadzwyczajnego w niej nie było. Przyciski, szare ściany czy rozsuwane drzwi. Jednak coś sprawiało, że wywoływania u mnie lęk i niepokój. A może to nie ona to sprawiała, lecz uczucie, że nie wiedziałam, dokąd ona zmierza. 
          Nagle winda stanęła, a jej drzwi się rozsunęły. Znajdowałam się w jakimś białym pomieszczeniu. Nie mogłam określić jego wielkości, ponieważ jego biel wręcz mnie oślepiała.
          Wtem zobaczyłam, że w moją stronę zbliża się jakiś człowiek. Właściwie nie widziałam twarzy, bo była zasłonięta kapturem, ale tego sylwetka ewidentnie wskazywała na mężczyznę. Zbliżył się on do mnie i zanim zdarzyłam wydusić chodź słowo, naskoczył na mnie.
    - Co ty tu robisz? Nie powinnaś tu być! – krzyknął i lekko pochylił się nade mną. Wtedy mogłam zobaczyć jego twarz, wychylającą się spod kaptura. 
          Był nadzwyczaj biały, lecz nie to było najdziwniejsze. Na całej twarzy miał blizny, przez które wyglądał, jakby wyłonił się prosto z jakiegoś horroru. Duże oczy płonęły gniewem, a małe usta nie wyrażały żadnych emocji.
    - J-ja nie wiem, j-ak się tu zna-znalazłam – wyjąkałam przestraszona.
    - Powinnaś jak najszybciej stąd zniknąć! Nie powinnaś tu w ogóle przybywać – burknął i kiedy chciałam coś zapytać, wyprzedził mnie. – Idź do windy. Ona cię stąd wyciągnie.
          Posłuchałam go i ruszyłam we wskazane przez niego miejsce. Już naciskałam przycisk otwierający drzwi, kiedy zobaczyłam, że w stronę tamtego mężczyzny zmierza jakaś para. Byłam pewna, że potraktuje ich tak, jak mnie, ale nie myliłam. Człowiek był dla nich bardzo miły, a nawet się uśmiechał. Na samym końcu wskazał im jakieś drzwi i pożegnał się. 
„Jaki prostak” – pomyślałam i popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
           W ciągu następnych kilkudziesięciu sekund podchodziło do niego jeszcze około dziesięciu osób, które potraktował tak, jak tamtą parę. W końcu podeszła do niego Lindsay i zapytała się o coś. Mężczyzna wskazał jej, tak ja innym, jakieś białe drzwi, w których kierunku ruszyła brunetka. Wołałam, aby się zatrzymała, żeby zaczekała, lecz ona zachowywała się, jakby przedziela nas gruba szyba, przez którą nic nie słychać. Podbiegłam w stronę dziewczyny i zaczęłam ją zatrzymywać, jednak, gdy chciał ją złapać za ramię, moja dłoń przeszła przez nią jak przez jakaś mgłę. Byłam tak zaskoczona, że nawet nie zauważyłam, kiedy dziewczyna znikła mi z oczu.
„Co to było?”
Patrzyłam się jeszcze chwilę w miejsce, gdzie stała dziewczyna, dopóki nie usłyszałam za sobą krzyków tego mężczyzny z bliznami. Odwróciłam się i zobaczyłam go, jak tym razem krzyczy na jakiegoś chłopca, który miał na oko około dziesięciu lat.
          Nie mogłam już wytrzymać zachowania tamtego faceta, więc podbiegłam do niego i zaczęłam bronić chłopca. Widać było, że dzieciak był przestraszony i schował się za mną. Nie mogłam pozwolić na to, żeby mężczyzna straszył małe dziecko, więc stanęłam w jego obronie. Wtedy on zaczął mnie szarpać i krzyczeć, dlaczego jeszcze tu jestem i że powinnam stąd jak najszybciej zniknąć. Jednak ja go nie słuchałam.
          W pewnym momencie usłyszałam za sobą huk, jakby ktoś upadł. Odwróciłam się i zobaczyłam, że chłopiec leży na ziemi bez żadnym oznak życia. Podbiegłam do niego i uklękłam nad nim sprawdzając, czy jest puls. Nie było...
          Nagle poczułam okropny ból w okolicach skroni, a obraz zaczął mi się zamazywać. Zamknęłam oczy i złapałam się za głowę. Ból rozsadzał mnie od środka. Wtedy najchętniej umarłabym na miejscu.
    - To jeszcze nie twój czas... - powiedział mężczyzna. Następnie zemdlałam.
          Zapanowała kompletna ciemność. Nie czułam, a tym bardziej nie widziałam nic. W tym stanie trwałam około minuty, póki nie zobaczyłam w oddali jakiegoś światła. Zawsze mówi się, że jak zobaczy się światło w tunelu, aby nie iść w jego stronę. Ja jednak nie miałam wyjścia. Jakaś siła przyciągała mnie do niego. Po chwili zaczęłam również słyszeć jakiś dźwięk, jakby rozmowę dwóch osób. "Budzi się" - tak to mniej więcej brzmiało.
          Nagle poczułam pod sobą coś miękkiego, jak materac, a ja zaczęłam powoli otwierać oczy. Gdybym wiedziała, co za chwilę usłyszę, nigdy bym się najchętniej nie budziła...


Nie jestem z tego rozdziału zbytnio zadowolona, ponieważ gdy już go skończyłam i zapisałam, okazało się, że coś się spieprzyło i musiałam pisać od nowa. A więc wychodzi na to, że ten rozdział pisałam tak na odwal się, bo byłam wkurzona...

I mam prośbę do was. Jeśli czytacie, to komentujcie. Chcę wiedzieć ile osób to czyta. A więc niech WSZYSCY którzy czytają, niech KOMENTUJĄ. Bardzo was o to proszę. To bardzo motywuje, a jeśli komentują dwie czy trzy osoby, to tracę chęci do pisania :(

To tyle.
       

12 komentarzy:

  1. Nooo super XD
    A ten kawałek z windą... Ewidentnie był spisany z tego: http://straszne-historie.pl/story/6615 -Nie chce obrażać, bo od razu mi się skojarzyło! XDD

    Ale rozdział jest naprawdę świetny i ja też się tak czuje, gdy komentują tylko 3 osoby TT^TT

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo xD To opowiadanie strasznie mi się spodobało. Sorki, że napisałam podobne, ale jakoś tak wyszło xD
      I dzięki :)

      Usuń
    2. Nie spoko! Po prostu czytałam to wczoraj i dziś gdy czytam to to takie "WTF?! What is that?" I Myślę czy mi sie znowu coś zdaje XD

      Usuń
  2. Tak! Mam czekotubkę, dzięki! xD Chyba kiedyś widziałam w sklepi e coś takiego, ale nie ogarniam o.O
    Fantastyczny rozdział :D Cole taki gangsta xD
    Nie ma to jak kogoś porwać, dać się mu wydostać i pozwolić na okaleczenie samego siebie xD Albo to Naomi jest taka pomysłowa, albo te goryle to zwykłe cioty są, nie wiem.
    Czytając końcówkę, w każdym razie fragment o windzie oraz tego faceta i to, że Naomi nie mogła dotknąć Lindsay... zrobisz z tego bloga blog fantasy? :OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ proszę bardzo :D Widziałaś czekotubkę? Gadaj, gdzie! Musze ją dostaaaać! T_T
      Ach dziękuję, dziękuję :) I co do tych goryli...To Naomi jest taka pomysłowa. I powiem ci w sekrecie, że kiedy jeszcze mieszkała w Miami, chodziła na karate, więc na pewno jest zwinna :p
      Co do tego pytania...Nie, nie będzie to fantasy...Chociaż może troszkę. Zrobię z tego raczej taki horror, tyle że nie straszny xD (tak, moja wypowiedź nie ma sensu). No dowiesz się w następnych rozdziałach :)

      Usuń
  3. Czkotubkaaaaaa :3
    fajny rozdział :D ciekawe, jak ten sen odbije się na rzeczywistości, no ogólnie co tam wymyślisz.
    Daje lajka (y) i czekam na następny rozdział. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam czytqm rozdział bardzo fqjny nqprawde

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam i przepraszam, że wcześniejszego nie skomentowałam, bo w sumie brakowało mi czasu xd
    Oba rozdziały są cudowne :) Ten sen był bardzo interesujący, zastanawia mnie co mógł oznaczać...
    Czekam z niecierpliwością na nexta ;P
    P.S. Zapraszam na nowy rozdział u mnie :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :) I oczywiście nie ma sprawy :P
      Już lecę czytać xD

      Usuń
  6. Booooooooooooooooooooooooooooooooooooooooskiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń