Konkurs, kim jest ten ktoś, wygrała Aga Pass. Jako pierwsza odgadła. Rację miała również Dagmara Kaa, więc nagroda jest dla waszej dwójki. Oto coś, czego nie sprzedają w sklepach. Oto...
Tą osobą był…Cole! Tak, ten Cole, brat Lindsay. Popatrzyłam na niego zaskoczona, za to on był trochę zdezorientowany. Nie rozumiałam, dlaczego to zrobił.
Czekotubka!
A teraz zapraszam na rozdział...
Tą osobą był…Cole! Tak, ten Cole, brat Lindsay. Popatrzyłam na niego zaskoczona, za to on był trochę zdezorientowany. Nie rozumiałam, dlaczego to zrobił.
- To…ty? Ale dlaczego? – zapytałam cicho.
- Wybacz, ale musiałem – westchnął. – Miałem
u nich dług wdzięczności. Powiedziałem im, że ja nikogo nie porwę, ale wtedy
zagrozili, że zabiją moją rodzinę. Nie miałem wyjścia, a wiedziałem, że oni nic
ci nie zrobią. Byłaś dla nich zbyt cenna. Zgarnęliby za ciebie kupe szmalu i
nie mogli ryzykować.
- To nie lepiej było zgłosić to na policję?
- A ty myślisz, że to by coś dało? To jest
GANG! Ich jest więcej. Mściliby się nie tylko na mnie, ale jeszcze na mojej
rodzinie. Nie mogłem na to pozwolić…
Nagle usłyszeliśmy w
oddali syreny policje. Oboje odwróciliśmy w głowę w stronę dźwięku. Chwilkę
później przed naszymi oczami pojawiły się trzy radiowozy i cztery karetki.
Powiedziałam ratownikom gdzie są ranni, a następnie podeszli do mnie policjanci.
Zaczęli się o wszystko wypytywać, aż w końcu poruszyli temat Cole’a.
- Czy to jeden z porywaczy? – zapytał
policjant. Chłopak spuścił głowę. Zapewne było mu głupio po tym, co zrobił. Ja
jednak nie chciałam, żeby szedł od więzienia czy dostawał zawiasy i kuratora.
Nawet trochę go rozumiałam, bo sama zrobiłabym to samo.
- Nie – odrzekłam, na co szatyn podniósł
głowę i popatrzył na mnie ze zdziwieniem. – Usłyszał moje krzyki i pomógł mi
się uwolnić.
- Przez telefon mówiłaś, że porywaczy było
pięciu…
- Najwyraźniej mi się pomyliło –
warknęłam.
- Dobrze. Odwieziemy cię teraz do domu.
A ty chłopcze – zwrócił się do Cole’a. – podasz nam jeszcze swoje dane i
będziesz mógł jechać do domu.
Mężczyzna zaprowadził
mnie do wozu, a następnie zawiózł mnie do domu.
***
Do mojego domu
dojechaliśmy jakieś czterdzieści minut później. Od razu wyszłam z samochodu i
wbiegłam do domu. Mama siedziała na kanapie ze spuszczoną głową, a tata ją
obejmował. Gdy mnie zobaczyli, od razu ich twarze się rozpogodziły. Podbiegli
do mnie o mnie objęli.
- Jak ja się o ciebie martwiłam – jęknęła
cicho moja rodzicielka.
- Powinnaś się martwić o tych porywaczy –
zaśmiałam się. – Wszyscy w szpitalu wylądowali.
- Moja krew – powiedział tata i poczochrał
mnie po włosach. – Bardzo państwu dziękuje – zwrócił się do policjantów.
- To my, powinniśmy dziękować pana córce.
Dzięki niej ujęliśmy przestępców, których tropiliśmy od dwóch lat.
- Widzisz? Zajęcia z łuku się przydały –
powiedziałam zadowolona.
- Łukiem ich załatwiłaś? – zapytał
tata.
- To już wszystko z naszej strony – przerwał
nam policjant. – Jeśli będziemy jeszcze potrzebować państwa pomocy, to wezwiemy
na komisariat. Do widzenia.
- Do widzenia – odrzekłam. – A wracając do
łuku, to dwóch z nich załatwiłam nożem, a dwóch następnych łukiem.
- Co za wrodzona agresja – usłyszałam na
sobą. Odwróciłam się i ujrzałam mojego brata. – Nie mogłaś znęcać się nade mną,
to wykorzystałaś gangsterów.
- Szkoda, że ty nie byłeś jednym z nich –
odgryzłam się i wystawiłam mu język.
- Wy, to nawet teraz musicie sobie dogryzać –
oznajmił tata.
- Yyy…Mam pytanie – przerwałam. – Czy przez
to porwanie będę mogła nie iść do szkoły?
- A czujesz się źle? Zrobili ci coś?
- Nie…
- No to idziesz do szkoły! Postanowione –
stwierdziła moja rodzicielka i ruszyła do kuchni. – Chodź na śniadanie!
Tak właśnie wyglądał ten
poranek. Mimo porwania i tak musiałam iść do budy. Moi rodzice uważali, że nic
poważnego się nie stało i jestem w stanie iść do szkoły. W końcu to porywacze
bardziej ucierpieli, niż ja. Nóż lub strzała w udzie czy ramieniu to chyba
jednak lekka przesada, ale trzeba przyznać, że bronić się musiałam. Innego
wyjścia nie było. Takie są skutki porywania psychopatek takich, jak ja.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – zawołała
matka.
- Tak, tak, już idę – mruknęłam i ruszyłam do
kuchni. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść kanapki z serem. Pochłonęłam je
dość szybko i żwawym krokiem ruszyłam na górę. Wzięłam prysznic i w samym
ręczniku ruszyłam do pokoju. Wzięłam z szafy czarną sukienkę na ramiączkach do
połowy ud, która z tyłu miała koronkę i czarne trampki. Najpierw oczywiście
ubrałam czarną bieliznę, a następnie wcześniej przygotowane ciuchy. Włosy
uczesałam i zostawiłam rozpuszczone, spakowałam książki i zeszłam na dół.
Pożegnałam się jeszcze z rodzicami i ruszyłam na przystanek.
Postanowiłam, że nikomu
nie będę mówić o tym incydencie. W końcu nic poważnego się nie stało, a wiem,
że Cole nie będzie czuł się z tym zbyt dobrze. Może to dziwne, że stałam się co
do niego taka dobroduszna, ale w pewnym sensie go rozumiałam. Sama zrobiłabym
to samo, po za tym przeze mnie i tą gazetę miał problemy. No i oczywiście
naturalne jest to, że chciał chronić rodzinę. Nie jego wina, że na świecie są
tacy psychopaci, jak tamci.
Na przystanek doszłam
jakieś dwie minuty później. Zobaczyłam na rozkład i okazało się, że mam jeszcze
kilka minut. Przysiadłam się na ławkę i zaczęłam słuchać muzyki. Chwilę później
przyjechał mój autobus, więc wsiadłam do niego i zajęłam jedno z wolnych
miejsc. Jechałam tak kilka minut, kiedy bez słowa przysiadł się obok mnie Cole.
No tak, przecież przed chwilą minęliśmy jego dom.
- Chce cię jeszcze raz przeprosić
i…podziękować – mruknął nie patrząc nawet na mnie.
- Niby za co mi dziękujesz? – zapytałam.
- Za to, że mnie nie wydałaś mimo tego, co
zrobiłem…
- Po prostu nie chciałam, żebyś przez takie
głupstwo szedł do więzienia.
- A wybaczysz mi przynajmniej? – zapytał z
nutką nadziei w głosie.
- Ja już ci wybaczyłam – mruknęłam i wstałam
widząc, że dojeżdżamy pod szkołę. – Powiedzmy, że teraz jesteśmy kwita.
- O czym ty mówisz?
- O tej gazecie w twoim plecaku. Po tym na
pewno na to zasłużyłam. W końcu chciałam ci zrobić na złość, chociaż nic mi nie
zrobiłeś – wzruszyłam ramionami i szybkim krokiem wyszłam z autobusu. – I nie
martw się, nikomu o tym nie powiem. Nawet Lindsay… - oznajmiłam na odchodnym i
ruszyłam w stronę wejścia do szkoły. Gdy tylko weszłam na korytarz, zaatakowała
mnie Li. Trochę mnie zdziwiło, dlaczego nie jechała razem z Colem do szkoły. Ta
mi wytłumaczyła, że ona miała rano zajęcia z siatki i musiała wcześniej
przyjechać do szkoły.
Kilka minut przed
dzwonek podszedł do nas główny gospodarz i poprosił Lin do pokoju gospodarzy,
aby wyjaśnić jakąś sprawę związaną z papierami. Ja w tym czasie postanowiłam
pochodzić trochę po szkole. Gdy przechodziłam obok jednej z sal, coś, a raczej
ktoś, przyciągnął moją uwagę. Był to Cole, który siedział na jednym z krzeseł i
wpatrywał się w ziemię.
Domyśliłam się, że dalej
zadręczał się tym, co stało się przed zaledwie kilkoma godzinami. Było mi go
żal, że przez taką idiotkę, jak ja, tak się tym wszystkim przejmował. Mnie samą
zdziwiło też to, że było mu trochę współczułam. Od czasu tego incydentu z
Davidem i…no tym gwałtem, czułam wstręt do mężczyzn, a tego było mi żal. To
było wręcz dziwne.
Cicho weszłam do sali,
jednak chłopak chyba poczuł moją obecność, ponieważ podniósł głowę. Kiedy mnie
zobaczył, szybko ją opuścił. Westchnęłam i usiadłam naprzeciw niego na ziemi,
łokcie oparłam o jego kolana, a brodę o dłonie.
- Chyba coś ci mówiłam – mruknęłam.
- To nie o to chodzi – wywrócił oczami.
- A więc? O co?
- Dopiero, co Kathrin wyjechała i miałem
nadzieję, że wreszcie będę mieć spokój, a tu wyskakuje następna zakochana – jęknął.
– Dlaczego nie urodziłem się brzydki?
- Bo wtedy żadna nie chciałaby z tobą chodzić
– wzruszyłam ramionami.
- Ty byś chciała – powiedział i uśmiechnął
się pociągająco.
- Widzę, że humorek wraca – mruknęłam.
- Uuuu, jakie flirty – usłyszałam za sobą.
Razem z Colem popatrzyłam w stronę głosu i zobaczyłam Lindsay.
- Tobie tylko jedno w głowie – burknął
znudzony chłopak.
- Bo wszystkie twoje rozmowy z laskami
kończyły się chodzeniem, następnie zerwaniem, laski płakały całą noc i niektóre
wysyłały ci pogróżki.
- Serio? – zapytałam z niedowierzaniem.
- To ostatnie zmyśliłam – mruknęła. – Ale
reszta, to prawda.
- Typowy Casanova – zaśmiałam się.
Rozmawialiśmy tak
jeszcze dobre kilka minut, dopóki nie zadzwonił dzwonek. Wtedy we trójkę
ruszyliśmy do Sali biologicznej, w której mieliśmy mieć następną lekcję.
Gdy zadzwonił ostatni
dzwonek tamtego dnia, szybkim krokiem wyszłam na dziedziniec, usiadłam na
jednej z ławek i czekałam na Lin, w którą miałam pojechać na zakupy. Miałam jej
pomóc kupić jakąś sukienkę, bo za tydzień miała mieć ślub kuzynki.
Dziewczyna wyszła ze
szkoły jakąś minutę po mnie. Z uśmiechami na twarzach ruszyłyśmy na przystanek.
***
Znajdowałam się w
windzie. Niby nic nadzwyczajnego w niej nie było. Przyciski, szare ściany czy
rozsuwane drzwi. Jednak coś sprawiało, że wywoływania u mnie lęk i niepokój. A
może to nie ona to sprawiała, lecz uczucie, że nie wiedziałam, dokąd ona
zmierza.
Nagle winda stanęła, a
jej drzwi się rozsunęły. Znajdowałam się w jakimś białym pomieszczeniu. Nie
mogłam określić jego wielkości, ponieważ jego biel wręcz mnie oślepiała.
Wtem zobaczyłam, że w
moją stronę zbliża się jakiś człowiek. Właściwie nie widziałam twarzy, bo była
zasłonięta kapturem, ale tego sylwetka ewidentnie wskazywała na mężczyznę.
Zbliżył się on do mnie i zanim zdarzyłam wydusić chodź słowo, naskoczył na
mnie.
- Co ty tu robisz? Nie powinnaś tu być! –
krzyknął i lekko pochylił się nade mną. Wtedy mogłam zobaczyć jego twarz,
wychylającą się spod kaptura.
Był nadzwyczaj biały,
lecz nie to było najdziwniejsze. Na całej twarzy miał blizny, przez które
wyglądał, jakby wyłonił się prosto z jakiegoś horroru. Duże oczy płonęły
gniewem, a małe usta nie wyrażały żadnych emocji.
- J-ja nie wiem, j-ak się tu zna-znalazłam –
wyjąkałam przestraszona.
- Powinnaś jak najszybciej stąd zniknąć! Nie
powinnaś tu w ogóle przybywać – burknął i kiedy chciałam coś zapytać,
wyprzedził mnie. – Idź do windy. Ona cię stąd wyciągnie.
Posłuchałam go i
ruszyłam we wskazane przez niego miejsce. Już naciskałam przycisk otwierający
drzwi, kiedy zobaczyłam, że w stronę tamtego mężczyzny zmierza jakaś para.
Byłam pewna, że potraktuje ich tak, jak mnie, ale nie myliłam. Człowiek był dla
nich bardzo miły, a nawet się uśmiechał. Na samym końcu wskazał im jakieś drzwi
i pożegnał się.
„Jaki
prostak” – pomyślałam i popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
W ciągu następnych kilkudziesięciu
sekund podchodziło do niego jeszcze około dziesięciu osób, które potraktował
tak, jak tamtą parę. W końcu podeszła do niego Lindsay i zapytała się o coś. Mężczyzna
wskazał jej, tak ja innym, jakieś białe drzwi, w których kierunku ruszyła
brunetka. Wołałam, aby się zatrzymała, żeby zaczekała, lecz ona zachowywała
się, jakby przedziela nas gruba szyba, przez którą nic nie słychać. Podbiegłam
w stronę dziewczyny i zaczęłam ją zatrzymywać, jednak, gdy chciał ją złapać za
ramię, moja dłoń przeszła przez nią jak przez jakaś mgłę. Byłam tak zaskoczona,
że nawet nie zauważyłam, kiedy dziewczyna znikła mi z oczu.
„Co to
było?”
Patrzyłam
się jeszcze chwilę w miejsce, gdzie stała dziewczyna, dopóki nie usłyszałam za sobą krzyków tego mężczyzny z bliznami. Odwróciłam się i zobaczyłam go, jak tym razem krzyczy na jakiegoś chłopca, który miał na oko około dziesięciu lat.Nie mogłam już wytrzymać zachowania tamtego faceta, więc podbiegłam do niego i zaczęłam bronić chłopca. Widać było, że dzieciak był przestraszony i schował się za mną. Nie mogłam pozwolić na to, żeby mężczyzna straszył małe dziecko, więc stanęłam w jego obronie. Wtedy on zaczął mnie szarpać i krzyczeć, dlaczego jeszcze tu jestem i że powinnam stąd jak najszybciej zniknąć. Jednak ja go nie słuchałam.
W pewnym momencie usłyszałam za sobą huk, jakby ktoś upadł. Odwróciłam się i zobaczyłam, że chłopiec leży na ziemi bez żadnym oznak życia. Podbiegłam do niego i uklękłam nad nim sprawdzając, czy jest puls. Nie było...
Nagle poczułam okropny ból w okolicach skroni, a obraz zaczął mi się zamazywać. Zamknęłam oczy i złapałam się za głowę. Ból rozsadzał mnie od środka. Wtedy najchętniej umarłabym na miejscu.
- To jeszcze nie twój czas... - powiedział mężczyzna. Następnie zemdlałam.
Zapanowała kompletna ciemność. Nie czułam, a tym bardziej nie widziałam nic. W tym stanie trwałam około minuty, póki nie zobaczyłam w oddali jakiegoś światła. Zawsze mówi się, że jak zobaczy się światło w tunelu, aby nie iść w jego stronę. Ja jednak nie miałam wyjścia. Jakaś siła przyciągała mnie do niego. Po chwili zaczęłam również słyszeć jakiś dźwięk, jakby rozmowę dwóch osób. "Budzi się" - tak to mniej więcej brzmiało.
Nagle poczułam pod sobą coś miękkiego, jak materac, a ja zaczęłam powoli otwierać oczy. Gdybym wiedziała, co za chwilę usłyszę, nigdy bym się najchętniej nie budziła...
Nie jestem z tego rozdziału zbytnio zadowolona, ponieważ gdy już go skończyłam i zapisałam, okazało się, że coś się spieprzyło i musiałam pisać od nowa. A więc wychodzi na to, że ten rozdział pisałam tak na odwal się, bo byłam wkurzona...
I mam prośbę do was. Jeśli czytacie, to komentujcie. Chcę wiedzieć ile osób to czyta. A więc niech WSZYSCY którzy czytają, niech KOMENTUJĄ. Bardzo was o to proszę. To bardzo motywuje, a jeśli komentują dwie czy trzy osoby, to tracę chęci do pisania :(
To tyle.
Nooo super XD
OdpowiedzUsuńA ten kawałek z windą... Ewidentnie był spisany z tego: http://straszne-historie.pl/story/6615 -Nie chce obrażać, bo od razu mi się skojarzyło! XDD
Ale rozdział jest naprawdę świetny i ja też się tak czuje, gdy komentują tylko 3 osoby TT^TT
Nooo xD To opowiadanie strasznie mi się spodobało. Sorki, że napisałam podobne, ale jakoś tak wyszło xD
UsuńI dzięki :)
Nie spoko! Po prostu czytałam to wczoraj i dziś gdy czytam to to takie "WTF?! What is that?" I Myślę czy mi sie znowu coś zdaje XD
UsuńTak! Mam czekotubkę, dzięki! xD Chyba kiedyś widziałam w sklepi e coś takiego, ale nie ogarniam o.O
OdpowiedzUsuńFantastyczny rozdział :D Cole taki gangsta xD
Nie ma to jak kogoś porwać, dać się mu wydostać i pozwolić na okaleczenie samego siebie xD Albo to Naomi jest taka pomysłowa, albo te goryle to zwykłe cioty są, nie wiem.
Czytając końcówkę, w każdym razie fragment o windzie oraz tego faceta i to, że Naomi nie mogła dotknąć Lindsay... zrobisz z tego bloga blog fantasy? :OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO
Ależ proszę bardzo :D Widziałaś czekotubkę? Gadaj, gdzie! Musze ją dostaaaać! T_T
UsuńAch dziękuję, dziękuję :) I co do tych goryli...To Naomi jest taka pomysłowa. I powiem ci w sekrecie, że kiedy jeszcze mieszkała w Miami, chodziła na karate, więc na pewno jest zwinna :p
Co do tego pytania...Nie, nie będzie to fantasy...Chociaż może troszkę. Zrobię z tego raczej taki horror, tyle że nie straszny xD (tak, moja wypowiedź nie ma sensu). No dowiesz się w następnych rozdziałach :)
Czkotubkaaaaaa :3
OdpowiedzUsuńfajny rozdział :D ciekawe, jak ten sen odbije się na rzeczywistości, no ogólnie co tam wymyślisz.
Daje lajka (y) i czekam na następny rozdział. ;)
Dzięki :)
UsuńCzytam czytqm rozdział bardzo fqjny nqprawde
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńCzytam i przepraszam, że wcześniejszego nie skomentowałam, bo w sumie brakowało mi czasu xd
OdpowiedzUsuńOba rozdziały są cudowne :) Ten sen był bardzo interesujący, zastanawia mnie co mógł oznaczać...
Czekam z niecierpliwością na nexta ;P
P.S. Zapraszam na nowy rozdział u mnie :]
Bardzo dziękuję :) I oczywiście nie ma sprawy :P
UsuńJuż lecę czytać xD
Booooooooooooooooooooooooooooooooooooooooskiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń