W ankiecie aż 11 osób zaznaczyło, że czyta, jednak ostatni rozdział skomentowało tylko 5 osób. Bardzo proszę, aby wszyscy którzy czytają, KOMENTOWALI i się podpisywali jakimiś ksywkami np Hermiona czy Yukiko. Bardzo was o to proszę :)
-------------------------------------
Gdy
otworzyłam oczy, zobaczyłam nad sobą jakaś kobietę w białym fartuchu, która
przyglądała mi się. Następnie zaczęła świecić mi latareczką w oczy, dopóki się
nie odezwałam.
- Gdzie ja jestem?
I co się dzieje? – zapytałam lekko zachrypniętym głosem.
- Znajdujesz się w
szpitalu. Autobus, którym jechałaś, miał wypadek – powiedziała kobieta, na co
tylko skinęłam głową. Nie miałam siły już nic więcej mówić i miałam zamiar znowu
oddać się w objęcia Morfeusza, jednak kiedy doszedł do mnie sens tych słów,
zerwałam się jak oparzona.
- Zaraz, zaraz!
Jaki wypadek? – zapytałam poirytowana. – Co się stało z Lindsay?!
- Lindsay Morgan?
– kiwnęłam głową. – To twoja przyjaciółka?
- Tak. Co z nią?
- Bardzo mi
przykro, ale twoja koleżanka nie żyje – odpowiedziała. – Przeżyłaś tylko ty i…
- I ten mały
chłopiec – mruknęłam.
- Tak. Skąd ty to
wiesz? – zapytała. Nie odpowiedziałam kobiecie, ponieważ byłam zbyt zszokowana
tym, co usłyszałam.
Właśnie
zorientowałam się, że ci ludzie, którym ten mężczyzna z bliznami wskazywał
drogę, szli do nieba. Tak, to było niebo, zaświaty. Trafiłam tam, jednak on
uznał, że jeszcze to nie mój czas. Dopiero wtedy zrozumiałam, dlaczego tak
bardzo na mnie nawrzeszczał, gdy tam trafiłam i dlaczego tak zależało mu na
tym, bym jak najszybciej opuściła tamto miejsce. To jeszcze nie był mój czas.
Lecz
najgorsze było to, że Lin…Że ona nie miała takiego szczęścia, jak ja. Opuściła
ten świat raz na zawsze i już nigdy nie wróci.
Łzy zbierały
się w moich oczach, chcąc chwilę później słynąć po moich policzkach, ale ja nie
chciałam na to pozwolić. Szybko je wytarłam ręką i przymknęłam oczy. Chciałam
być twarda i nie okazywać tak bardzo emocji, jednak w środku byłam załamana.
Mimo tego, że znałam Lindsay zaledwie kilka dni, zdążyłam się z nią
zaprzyjaźnić. Dla mnie nie ważne było to, że nie wiedziałam o niej za dużo.
Polubiłam ją i w życiu nie pomyślałabym, że tak zakończy się nasza znajomość.
- Rozumiem twój
smutek, lecz ja muszę się jeszcze o coś zapytać – przerwała lekarka. – Nie było
przy tobie żadnych dokumentów, a my nawet nie wiemy jak się nazywasz, ani gdzie
mieszkasz, a policja chce powiadomić twoich rodziców. Na pewno się martwią, że
o dwudziestej pierwszej jeszcze nie ma cię w domu.
- Naomi Coleman.
Mieszkam na ulicy Petersona 19. Jest to na pograniczach miasta – mruknęłam
cicho. Nie miałam, po prostu nie miałam siły z siebie więcej wydusić.
- Dobrze, to mi
wystarczy. A ty się prześpij. Sen dobrze ci zrobi – poradziła kobieta i
uśmiechnęła się lekko. Następnie powiedziała coś do pielęgniarki i wyszła z
sali. Zamknęłam oczy i już miałam oddać się w błogi sen, kiedy usłyszałam obok
mojego ucha jakiś szept. Był to głos Lindsay.
- Uważaj na siebie
– powiedział głos. Szybko otworzyłam oczy i rozglądnęłam się, jednak nikogo nie
zobaczyłam.
„Chyba zaczynam powoli tracić zmysły…” – pomyślałam i
odwróciłam się na drugi bok, by chwilkę później zasnąć.
***
Moi rodzice
przyjechali kilkanaście minut później, więc nie wyspałam się za bardzo. Mama od
razu podbiegła do mnie i zaczęła mnie ściskać, a następnie wypominać, że odkąd
tylko jesteśmy w Memphis, co chwilkę wpadam w tarapaty. Tata uścisnął mnie tylko
i powiedział, że dobrze, że nic złego mi się stało, za to Jacob zaczął się ze
mnie śmiać i mówić, jaką to jestem ofiara, za co tata uderzył go lekko w tył
głowy i spiorunował wzrokiem.
- A dlaczego ty
masz ten plaster na czole? – zapytała moja rodzicielka. Dotknęłam opuszkami
placów czoła i rzeczywiście poczułam coś miękkiego. Jakim nie poczułam, że mam
ranę na głowie.
- Nie wiem… -
mruknęłam cicho. Nagle podeszła do nas lekarka.
- Dzień dobry. Ja
zajmuję się państwa córką.
- Pani doktor, co
z nią? – zapytała matka troskliwym tonem.
- Państwa córka
nie ma żadnych obrażeń, co można uznać za cud, lecz niestety kawałek szkła z
szyby wbił się jej w czoło, przez co będzie miała bliznę do końca życia.
- A czy ona jest
duża?
- Około jednego i
pół cala.
- Co? Jak ja będę
teraz wyglądać? – jęknęłam.
- Kochanie -
zaczęłam mama - Najważniejsze jest to, że żyjesz...
- Łatwo ci mówić!
Nie ty będziesz oszpecona i to nie twoja przyjaciółka nie żyje! - krzyknęłam
przez łzy i odwróciłam się tyłem do rodziców. Schowałam twarz w poduszkę i
zaczęłam cicho szlochać. Mama usiadłam na kraju łóżka i zaczęłam gładzić mnie
po ramieniu.
Dlaczego to
wszystko spotyka akurat mnie?! Co ja takiego zrobiłam?! Tak, usunęłam ciążę,
ale nie miałam wyjścia. David by mnie zabił. Nie powiem, że to nie było złe i
że tego nie żałuję, ale czasu nie mogę cofnąć. Gdybym tylko mogła, to zrobiłabym
wszystko, aby to się nigdy nie stało.
- Kochanie, nie
martw się. Jeszcze wszystko się ułoży i będzie dobrze – pocieszała mnie moja
rodzicielka.
- Nie – burknęłam.
– Już nic nie będzie dobrze…
***
Ze szpitala
wypuścili mnie cztery dni później. Okazało się, że nie stało mi się nic
poważnego oprócz blizny na czole i kilku siniaków. Fizycznie, może i nie, ale
psychicznie…czułam się okropnie. W czasie pobytu w szpitalu przypomniałam sobie
wszystko. Przypomniałam sobie to, jak widziałam śmierć Lindsay. Po wypadku,
jeszcze zanim przyjechała policja i pogotowie…Ja wszystko dokładnie widziałam.
Widziałam ludzi zgniecionych fotelami, przebitych szkłem…Przeżyłam tylko
dlatego, że w czasie wypadku stałam na środku autobusu, ponieważ nie było
wolnych miejsc. To samo było z tym chłopcem. W końcu w autobus najpierw
uderzyło jedno auto w prawy bok, a następnie dwa następne także w ten sam bok i
ostatnie dwa w lewy. Ludzie siedzący lub stojący po bokach nie mieli szans.
Podobno ja po tym wypadku miałam nawet siłę, żeby wyjść z busu, co było wręcz
cudem.
Moje
rozmyślenia przerwała mama, która kazała mi wysiąść z samochodu, gdyż
dojechaliśmy do domu. Ze spuszczoną głową wyszłam z samochodu skierowałam się
do domu.
UWŻAJ NA SIEBIE W NOCY…
Gdy tylko usłyszałam to zdanie, szybko odwróciłam się za
siebie, lecz nikogo nie zobaczyłam. Kto to powiedział? Chyba zaczynam powoli
wariować.
DZISIAJ SIĘ SPOTKAMY.
„A wpadaj śmiało” – pomyślałam i postanowiłam zignorować te
głosy. Byłam pewna, że to tylko moja wyobraźnia płata mi figle i że to nic
poważnego. Może gdybym wtedy posłuchała tego głosu i go nie ignorowała, to
wszystko potoczyłoby się inaczej. Tylko, że wtedy nie zobaczyłabym Kelly.
Obudziłam
się w nocy, gdyż bardzo chciało mi się pić. Zaspana wstałam więc i ruszyłam w
stronę drzwi z pokoju.
CHODŹ DO MNIE
I znowu ten głos. Odwróciłam się za siebie tak szybko, że
prawie się wywróciłam, jednak nie zobaczyłam nikogo.
- Muszę wybrać się
do jakiegoś psychiatry – mruknęłam do siebie i otworzyłam drzwi.
CZEKAM NA CIEBIE
„No i czekaj. Zrób mi przy okazji herbatę, bo pić mi się
chce.” – pomyślałam i zeszłam a dół. Nie chciało mi się włączać świateł, gdyż zapewne
obudziłabym wszystkich w domu. I to był błąd…
Kiedy
zeszłam na dół i znalazłam się w kuchni zobaczyłam coś, co zmroziło mi serce. Dziewczynkę.
Ale nie jakąś zwykłą dziewczynkę. Ta wyglądała jak z horroru „The ring”. Miała
długie, czarne włosy oraz była ubrana w białą, zakrwawioną sukienkę. Zamiast
gałek ocznych miała zwykłe, czarne dziury w oczodołach, a z jej ust wylewał się
wodospad krwi. Wolnym krokiem szła w moją stronę. Chciałam krzyczeć, lecz
mogłam wydusić z siebie jedynie cichy pomruk.
NARESZCIE JESTEŚ
To ona! Ona mówiła do mnie przez ten cały czas!
„Kim ty jesteś?” – pomyślałam.
NAZYWAM SIĘ KELLY.
„Czyta mi w myślach?”
TAK. NIE MOGĘ POROZUMIEWAĆ SIĘ Z TOBĄ TWOIM JĘZYKIEM,
PONIEWAŻ GO NIE ROZMUMIEM. UMIEM NATOMIART POROZUMIEWAĆ SIĘ Z TOBĄ MYŚLAMI.
„Dlaczego mi się ujawniłaś?
BO JESTEM TWOJĄ CÓRKĄ.
„Jak to córką? Przecież ja nie mam córki!”
PONIEWAŻ SKAZAŁAŚ MNIE NA ŚMIERĆ. TE WSZYSTKIE RANY, TO WINA
ABORCJI.
Zapanowała kompletna cisza. Nie bałam się już dziewczynki. Nie
wydawała mi się już straszna, ponieważ to ja zrobiłam jej te wszystkie rany. To
przeze mnie jest taka oszpecona. To wszystko była tylko i wyłącznie moja wina…
NIE TWOJA, TYLKO TEGO GINEKOLOGA…
„Ale to ja skazałam cię na śmierć! A ty? Spotkałaś się ze
mną! Dlaczego?!”
CHCIAŁAM CIĘ POZNAĆ…
„…Ponieważ?! Przecież ja cię zabiłam. Powinnaś mnie
nienawidzić!”
GDYBYŚ TEGO NIE ZROBIŁA, ZGINĘŁYBYŚMY OBIE.
„Skąd ty to wiesz i jak to się dzieje, że ty to wszystko
rozumiesz? Przecież normalnie byłabyś jeszcze malutka. Miałabyś zaledwie kilak
miesięcy i…”
W RAJU DZIECI DORASTAJĄ O WIELE SZYBCIEJ I ROZUMIEJĄ SPRAWY
DOROSŁYCH…
„Daj mi dokończyć! Pragniesz ode mnie czegoś? Mam coś dla
ciebie zrobić, aby ci to wszystko wynagrodzić?”
TAK. MAM TYLKO JEDNĄ PROŚBĘ.
„Jaką?”
PRZYTUL MNIE…
Ona…Ona chciała, żebym ją przytuliła. Żeby przytuliła ją
nastolatka, która skazała ją na śmierć. Jak mogło czuć się dziecko ze
świadomością, że jego własna matka go nie chciała. Że ono było tylko wpadką…A
ona chciała, żebym ją przytuliła…
…MAMO.
Mamo…Powiedziała do mnie mamo. Jak to pięknie brzmiało. To
słowo koiło moje stargane nerwy. Słyszałam dużo komplementów, miłych słów,
jednak to było zdecydowanie najcenniejsze.
„Chodź” – pomyślałam, kucnęłam i rozłożyłam ramiona.
Dziewczyna na początku stawiała niepewne kroki w moją stronę, lecz w pewnej
chwili ruszyła do mnie biegiem. Wpadła na mnie i przywarła do mnie jak pijawka.
Objęłam ją i…rozpłakałam się. Tyle, że to były łzy szczęścia. Mogło to wydawać
się dziwne, że przytulałam ducha i płakałam, ale nic mnie w tamtej chwili nie
obchodziło.
Wtuliłam
twarz w jej piękne, czarne włosy, które najprawdopodobniej odziedziczyła po
mnie.
DZIĘKUJĘ.GDYBY NIE TY, ŻYŁABYM TERAZ W TYM ŚWIECIE
POZBAWIONYM SZCZĘŚCIA I MIŁOSIERDZIA.
„Nawet tak nie mów! Gdybym nie zgodziła się wtedy na aborcję…byłabyś
przy mnie…”
PRZECIEŻ TERAZ JESTEM. I ZABRANIAJ MI TAK MÓWIĆ. TO
WSZYSTKO, TO PRAWDA. ŻYCIE TO STRASZLIWA CHOROBA, PRZEZ KTÓRĄ CIERPI TAK WIELE
OSÓB…A TY MAMO, NAJBARDZIEJ.
--------------------------------------------------------
Dla tych, którzy mnie zrozumieli (chociaż jak dla mnie to raczej dało się łatwo domyślić :
To, co było pisane dużymi literkami, to to, co "mówiła" Kelly :)
Łoł, łoł, łoł! Cóż to za arcydzieło!
OdpowiedzUsuńLindsay nie żyje... Podejrzewałam, że zrobisz to właśnie jej xD Boże, ja mam kontakty z seryjną morderczynią, która zabiła już... 5(6?) osób! XD
Najbardziej podobała mi się końcówka z Kelly, chociaż na początku tej akcji to myślałam, żew ręku może mieć jeszcze siekierę i to właśnie Naomi stanie się ofiarą przez zarąbanie :O
No cóż, fantastyczny rozdział! :D
Bardzo dziękuję :)
OdpowiedzUsuńWiesz, ten pomysł z siekierą, nie jest taki zły...Nie, dobra! Już za dużo ludzi zabiłam xD I serio? Aż 5(6?) osób? No, normalnie, to byłabym już w więzieniu na dożywocie xD
1. Armin
Usuń2. Ciocia Loree (dobrze pamiętam?)
3. Tata Loree
4 Siostra Loree
5. Lindsay
6. Loree (tyle, że jednak to odkręciłaś xD)
No, masz szczęście, że takie zabójstwa w opowiadaniach to się nie liczą, bo inaczej to więzienie gwarantowane xD
Kelly pomogłaby mi uciec z więzienia xD Taki psychol, jak ja, zewsząd ucieknie :p
UsuńŚwietny rozdział :D
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że długo nie wytrzymasz, musiałaś kogoś uśmiercić xd Ale powiem szczerze, że nie spodziewałam się, że to będzie Lindsay, tu mnie zaskoczyłaś.
Kelly też jest ciekawą postacią. Będzie występować w innych rozdziałach?
I oczywiście czekam na nexta ;)
Dzięki :)
UsuńOh, jak ty mnie dobrze znasz xD W końcu musiałam kogoś uśmiercić, abo zniszczyć Naomi życie, prawda? U mnie to jest normalne :p
A co do Kelly...Wydaje mi się, że tak. Możliwe, że pojawi się jeszcze w kilku rozdziałach :D
I jeszcze raz dzięki xD
XDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńZNÓW NAPISAŁAŚ Z CREEPYPASTY!!!! Przyznaj się!!
P.S. Rozdział świetny
P.P.S. Jeszcze raz napiszesz mi rozdział z Pasty to cię uduszę! Proszeeeeeeee!! TT^TT
Ja nic nie pisałam z pasty! Serio! Tam jest pewnie jakaś podobna historia i ci się wydaje...Mogę przysięgnąć na własnego kota (xD) że nie kłamię...
OdpowiedzUsuńI dzięki :)
[Chyba Ci] Uwierzę! Ale patrzam podejrzliwie... ▬.O
UsuńWróciłam! ( Tak, tak wiem, że nikt się nie cieszy).
OdpowiedzUsuńCzytam oczywiście. Kelly jest słodka ja chce taką dziewczynkę i będzie straszyć chłopaków z mej klasy XD
N o to kogo jeszcze uśmiercisz? Przyda się nam Duszyczka a najlepiej chłopięca muchahahahah:) Nie no nikogo nie uśmiercaj ok? Bo ja cie uśmiercę :)
~Alice~
Jak to nikt się nie cieszy? Ja się cieszę! I to bardzo xD Tęskiiłaaam *tuli mocno*
UsuńJak chcesz, to mogę ci dać Kelly na kilka dni, Jak na razie mi się nie przyda. Może ja przy okazji też kogoś postraszę?
A co to tego uśmiercania mnie...Czy ty mi grozisz?
Nieeee na pewno ci nie grożę, Może :) :) :)
OdpowiedzUsuńUuuuu dawaj Kelly idziemy do mojej klasy *Zaprowadza Kelly i napuszcza na Adama I Daniela* Muchahaa :D
Nie bój się nie uśmiercę cię, Bo kto prowadziłby tego bloga? Twój brat? (jeśli go masz) I ciesze się, że chociaż jedna osoba tęskniła za mą osobą.
~Alice~
Nie, mój brat na pewno nie prowadziłby bloga, bo nie mam brata xD W ogóle nie mam rodzeństwa. Jestem samotna...:( Ale przynajmniej mam was, wy moje kochane czytelniczki *ściska je mocno, aż do utraty tchu* c:
UsuńHahaha! Jam jest Alice Jones, kiedyś ~Alice~
UsuńTylko powiadamiam :)
A no przeczuwałam, że nie masz brata :)
Tak więc ~Alice~ (czyli ja) nie będzie już komentować jako anonim, ponieważ okiełznałam tą przeklętą pocztę :) Więc proszę pamiętać, że to nadal ja!
Biedna Lindsay, jak przeczytałam o tym, że nie żyje aż rozdziabiłam buzie, chociaż to do Ciebie podobne. xD Pomysł z tym snem świetny! :D
OdpowiedzUsuńGdy Naomi zeszła się napić spodziewałam się jakiejś sceny grozy podczas pojawienia się Kelly, ale mnie zaskoczyłaś. ;)
Rozdział naprawdę świetny! ;)
No właśnie, to do mnie podobne xD
UsuńBardzo dziękuję za miłe słowa i w ogóle komentarz. Bardzo sprawiacie mi przyjemność, komentując, bo mam coraz mnie czytelniczek. Widzę, że chyba piszę coraz gorzej... :c
Ale przynajmniej zostałaś ty i kilka innych osób :D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPsycholka gada z duchem swojej córeczki. Nie no tego się nie spodziewałam :D
OdpowiedzUsuń